‘(…)
Nie znam jeszcze swojej miłości do ciebie, ale cię kocham. Jesteś moją Drugą
Połową.’
(Paulo Coelho)
Tylko spokojnie! Opanuj się dziewczyno! Choć raz spróbuj zachowywać się
n o r m a l n i e! Chociaż się postaraj! Ten jeden raz! Nie zrób z siebie
idiotki! Nie przed n i m i…
Stałam pod drzwiami bijąc się z
myślami. Co chwilę odchodziłam od nich, żeby chwilę potem z powrotem przed nimi
stanąć. Wyciągnęłam przed siebie dłoń, żeby zadzwonić dzwonkiem, ale ją
cofnęłam. I tak w kółko… W końcu stanęłam na chodniku, przed domem i
westchnęłam.
Czym ja się tak bardzo
przejmowałam? To miały być korepetycje jak każde inne. Miałam wytłumaczyć
wszystko najlepiej jak umiałam, pomóc zrozumieć materiał i wrócić do domu. Bez
zbędnych cyrków, które odstawiałam już od kilku minut! Ale w moim przypadku to
przecież było niemożliwe. Przygryzłam wargę. Może nie powinnam się zgadzać?
Może powinnam grzecznie odmówić tłumacząc się, że jestem za młoda, żeby
tłumaczyć materiał starszym od siebie…
Z drugiej jednak strony chciałam
tego najbardziej na świecie; spotkać się z nimi na osobności, spokojnie
porozmawiać. Więc kiedy los rozdał mi szczęśliwe karty, nie mogłam zrobić nic
innego, jak tylko wejść do gry. W głębi serca wiedziałam, że sobie poradzę, że
w życiu pokonałam już większe przeszkody, że właśnie spełniają się moje
marzenia…
Na mojej twarzy pojawił się
wielki uśmiech, poprawiłam torbę po czym stanęłam przed drzwiami. Bez
najmniejszych oporów nacisnęłam dzwonek. Nie minęła może minuta, kiedy w progu
stanął dobrze mi, już, znany Paul – manager chłopaków. To właśnie on zawitał do
mojej szkoły i poprosił mnie, bym przygotowała chłopaków do egzaminu z
pierwszego semestru, który miał odbyć się za 2 tygodnie.
- {T.I}! jak dobrze, że już
jesteś! – przywitał mnie z wielkim uśmiechem wpuszczając do środka – Proszę,
wejdź.
Niepewnie przestąpiłam próg, po
czym zostałam zaprowadzona do kuchni. Tam, przy wielkim drewnianym stole
siedziała piątka chłopców. Każdy skupiony i pochylony nad swoją książką. Paul
trącił mnie w bok szepcząc do ucha śmieszne słówka na ich temat, na co tylko
zachichotałam. Z nad książki, pierwszy podniósł głowę Louis. Widząc moją osobę
uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Chłopcy, przerwijcie tą
intensywną naukę i na chwilę ostudźcie swoje mózgi - zaśmiał się Paul – Chciałbym przedstawić
wam nową korepetytorkę {T.I}, przygotuje was ona do egzaminu, który zdacie
śpiewająco… Miejmy przynajmniej taką nadzieję…
- Cześć {T.I} – odpowiedzieli
wszyscy chórem. Ja natomiast byłam zbyt przejęta, by mówić więc tylko pomachałam
ręką.
Zachęcona przez managera usiadłam
przy honorowym miejscu, na samym środku, tak żebym miała równy dostęp do
każdego, a potem wyciągnęłam książki. Każdy mój ruch był śledzony przez oczy
chłopców. Po chwili byłam gotowa do nauczania. W między czasie Paul gdzieś
zniknął, a ja kompletnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić… Na szczęście
pojawił się tak szybko jak się ulotnił. Widząc, że w pomieszczeniu panuje
spokój uśmiechnął się serdecznie.
- Widzę, że świetnie sobie
radzicie – posłał mi troskliwe, wręcz, spojrzenie – ja w takim razie wracam do
siebie, życzę wam miłej i owocnej współpracy.
Ostatni raz omiótł kuchnie wzrokiem po czym zniknął za
drzwiami. Chłopcy patrzyli po sobie bardzo uważnie, jednocześnie jakby czegoś
nasłuchując. Kiedy w całym domu rozległ się huk zamykanych drzwi, na ich
twarzach zagościły cwane uśmieszki. Lou posłał Harry’emu znaczące spojrzenie i…
zaczęło się!
- Lou podaj do mnie! – Tommo
rzucił do Hary’ego… cyrkiel! Zakryłam oczy, żeby na to nie patrzeć, ale o
dziwno nie usłyszałam krzyku boleści. Mimo wszystko postanowiłam zostać w
bezpiecznej pozycji, jaką było leżenie na stole twarzą schowaną między ramionami.
Zaczęłam się zastanawiać się jak
doprowadzę moich „uczniów” do porządku. Nie byłam dobra w zwracaniu na siebie uwagi,
ani krzyczeniu. Praktycznie każdy kojarzył mnie z cichą dziewczynką, która
popołudniami rozwiązuje dodatkowe zadania z matematyki. Nie wiedzieli jaka
byłam naprawdę… Ale może to i lepiej? Przynajmniej za każdym razem oszczędzałam
sobie dziwnych spojrzeń.
W końcu postanowiłam zaryzykować
– podniosłam głowę. Chłopcy krzyczeli, skakali po krzesłach i rzucali w siebie
czym się dało. Nad moją głową przeleciały 2 dezodoranty, tarka do sera i
przedłużacz. Krzyknęłam kiedy Zayn zaczął dobierać się do noża, ale na nic to
się zdało. Byli niczym banda dzieciaków… Cóż, odezwała się wielka dorosła,
która nigdy nie zachowuje się jak mała dziewczynka…
Nagle zauważyłam, że ktoś podsuwa
mi pod nos ciasteczko. Zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam na ów osobę, którą
był Niall! Posłał mi przyjazne spojrzenie i przysunął bliżej swoje
krzesło. Podsunął mi zeszyt, robiąc
nieodgadnioną minę.
- {T.I}, wytłumaczysz mi to
zadanie? – rzuciłam okiem na równanie po czym zaczęłam wykładać niczym profesor
na prestiżowej uczelni.
- Po pierwsze musimy pozbyć się
ułamka, potem należy obustronnie pomnożyć przez 5. Kiedy już otrzymasz taką
nierówność dzielisz ją przez 2, a potem pierwiastkujesz – skończyłam łapiąc
oddech, ale blondyn przylegał mi się, jakbym pochodziła z innej planety.
Przygryzłam wargę zastanawiając
się jak prościej wytłumaczyć mu to zadanie. Widząc Zayna dobierającego się do
pudełka ciastek wpadłam na genialny pomysł.
- Zayn! Rzuć mi ciastko! –
krzyknęłam wyciągając przed siebie ręce. Chłopak rzucił mi pierniczka z ciekawską
miną. Wzięłam do ręki ciastko, które dostałam przed chwilą od Nialla i zaczęłam
jeszcze raz.
- Przecież to takie proste! –
krzyknął blondyn zapisując rozwiązanie – Jesteś genialna {T.I}!
Chłopcy zaprzestali swojej zabawy
i spojrzeli po sobie porozumiewawczo. W jednej chwili zostawili wszystko co
trzymali i pognali do Nialla, który brał się za następny przykład. Kiedy
dotarło do nich, że blondyn zrozumiał matematykę, rzucili wszystko i złapali za
swoje zeszyty.
- {T.I}, pomóż mi z zdaniem z
fizyki! – krzyczał Harry rzucając mi na stół stos książek.
- Nie! Najpierw ja! – Lou
zepchnął wszystko ze stołu i sam na nim usiadł rozkładając przede mną ćwiczenia
z geografii. Zaczęłam się cicho śmiać, ale po chwili wybuchłam i tylko mój
śmiech było słuchać w całym pomieszczeniu. Chłopcy patrzyli po sobie z
litościwymi uśmiechami, kiedy ja tarzałam się ze śmiechu.
- To jak będzie? Pomożesz nam? –
spytał Zayn, kiedy wreszcie się uspokoiłam.
- No jasne! Siadajcie –
uśmiechnęłam się – W końcu po to tu jestem!
I tak zaczęłam tłumaczyć każdemu
z osobna wszystkie niezrozumiałe zagadnienia. Wyjątkiem był Liam, który za nic
w świecie nie chciał, żebym patrzyła na jego zadania. Nie wiedziałam co
odpowiedzieć na jego fukania dotyczące dojrzałości i samodzielności, więc siedziałam
cicho i starałam się odzywać do niego jak najmniej. Chociaż to wcale nie było
trudne, gdyż Payne, prawie wcale nie otwierał ust, kiedy reszta trajkotała
wesoło na różne tematy. Trochę mnie to bolało, ale nie była to moja sprawa,
dlaczego chłopak zachowuje się tak, a nie inaczej. Miałam być tylko jego
nauczycielką, nie terapeutką….
I tak przez cały następny tydzień
chodziłam do domu One Direction, żeby pomagać niesfornym chłopakom zrozumieć
świat nauki. Muszę przyznać, że z dnia na dzień szło im coraz lepiej. Przy
okazji zżyliśmy się i choć minęło zaledwie kilka dni, mogłam śmiało powiedzieć,
że łączyła nas silna więź. Często śmialiśmy się, urządzaliśmy bitwy na jedzenie
czy graliśmy na konsoli. Spędzaliśmy wieczory jak zwykli, młodzi ludzie.
Chłopcy nawet na chwilę nie dali mu odczuć, że moja nadzwyczajna mądrość czasem
ich przeraża, czy ich sława ma jakiś związek na nasze relacje.
Za to Liam jakby odsuwał się ode
mnie coraz bardziej. Nie chciałam nic mówić, bo miałam przecież jeszcze
chłopców. Dzięki nim, chociaż przez chwilę nie zadręczałam się tą sytuacją.
Mimo wszystko chciałam mieć dobry kontakt ze wszystkimi, więc noce spędzałam na
rozmyślaniu, co takiego mogłam zrobić, że ten chłopak traktuje mnie tak
chłodno? Zanim jeszcze zdążyłam go poznać, myślałam, że jest ciepłą i przyjazną
osobą o złotym sercu. Uważałam go za utalentowanego człowieka i wspaniałego
brata dla chłopców. A tym czasem, w ciągu jednej chwili moje wyobrażenie o nim
lego w gruzach. Chociaż nie… mimo wszystko chciałam wierzyć, że Liam jest taki,
jakim go sobie wymarzyłam. Mimo wszystko.
Tylko dlaczego cały czas miałam
wrażenie, że odkąd tylko mnie zobaczył, próbował tłumić targające nim emocje,
które tylko ja zdołałam zobaczyć w jego
oczach, przez ułamek sekundy?
***
- Mogę wejść? – Zayn wsadził
głowę między drzwi a framugę i rozejrzał się po pokoju. Nie usłyszał
odpowiedzi, ale to nie przeszkadzało mu, żeby przestąpić próg. Cicho zamknął za
sobą drzwi, po czym podszedł do komody opierając się o nią. – Chyba musimy
porozmawiać…
Uniosłem wzrok znad gitary i
posłałem mu pytające spojrzenie. Ten jednak, zupełnie jak przed chwilą ja, nie
odezwał się ani słowem. Po chwili ciszy, która wisiała między nami odłożyłem
gitarę na stojak i zsunąłem się na skraj łóżka. Lekko uderzyłem się w uda,
dając przyjacielowi znak, żeby zaczął mówić pierwszy, skoro przyszedł mu z
własnej inicjatywy.
- Lubisz {T.I}? – spytał
obracając w palcach figurkę słonia.
- Co to za pytanie? – zdziwiłem
się, będąc coraz bardziej zaciekowym jego wizyty tutaj.
- Normlane – wzruszył ramionami –
Lubisz ją czy nie?
- No… tak. Tak lubię ją, chyba
jak każdy z nas – odpowiedziałem drapiąc się po karku – A co chodzi…?
Zapadło milczenie. Chłopak nadal
bawił się figurką, nawet nie obdarzając mnie przelotnym spojrzeniem. Przełknąłem
głośno ślinę czując jak zasycha mi w gardle. Z każdą chwilą zaczynało do mnie
docierać, że Zayn wie w s z y s t k o. I coraz bardziej mnie to niepokoiło.
- O to, jak na nią patrzysz –
zrobiłem niedorzeczną minę, ale przyjaciel widząc to wszytko tylko prychnął
niezadowolony – Przestań udawać, chociaż przede mną! Może reszta tego nie
zauważa, ale ja nie jestem ślepy. Widzę więcej niż jesteś to sobie w stanie
wyobrazić… Liam, dlaczego to robisz? Dlaczego ją od siebie odpychasz?
Lekko zdezorientowany, a może i
nawet zawstydzony spuściłem wzrok. Przygryzłem wargę szukając sensownej
odpowiedzi na jego pytanie. Ale mimo kilkuminutowej ciszy nie potrafiłem jej
znaleźć. A może ona cały czas była? Tylko ja to ja potrafiłem przyznać się sam
przed samym sobą, że ją znam? To było takie trudne… Było tyle wątpliwości,
strachu i nadziei. A przecież wszystko to już raz przeżyłem. I nie chciałem, by
historia zatoczyła koło i z powrotem poraniła mnie bolesnymi wspomnieniami.
- Nie chcę jej krzywdzić –
wydukałem wreszcie, stawiając na szczerość – Chcę ją tylko przed sobą obronić…
- Liam… - chłopak usiadł obok
mnie i położył mi rękę na ramieniu – Wiem, że chcesz dla niej najlepiej, ale
prawda jest taka, że zachowując się w ten sposób, nie dość, że ranisz ją, to
jeszcze bardziej siebie. Wiem, że boisz się zaryzykować, po tym co stało się z
Danielle. Ale to już zamknięty rozdział. A teraz czeka na ciebie nowy, który
musisz zapisać. Chcąc być szczęśliwym nie możesz patrzeć za siebie. Musisz
skupić się na tym co jest przed tobą. I na twojej drodze właśnie stanęła {T.I}.
Ona jest twoim nowym początkiem. Ona pomoże ci przejść kolejny rozdział w twoim
życiu. Pozwól jej na to. Nie odtrącaj jej ze względu na błędy przeszłości….
Spojrzałem na Zayna z
wdzięcznością i uśmiechnąłem się promiennie. W tym co mówił było tyle mądrości.
Czasami głęboko zastanawiałem się skąd tak młody chłopak bierze życiowe
wskazówki. Teraz wiedziałem, że płyną one prosto z jego serca… I właśnie teraz,
jedna z nich, dała mi do myślenia więcej, niż mądre słowa innych, skierowane do
mnie przez całe życie.
Tak, źle zrobiłem. Ale prawda
była taka, że bałem się ją zranić. Nic więcej. Wolałem, by pielęgnowała w swoim
sercu mój obraz, taki, jaki zawsze sobie wyobrażała. Nie byłem idealny,
stanowczo odbiegałem od większości wyobrażeń, choć tak bardzo się starałem.
Nigdy nie zamierzałem jej skrzywdzić. Nigdy nie chciałem żeby przeze mnie
cierpiała. Ale nie umiałem się inaczej bronić. Nie umiałem inaczej jej pokazać,
że nie jest dla niej dobry. Robiłem to wszystko, żeby było jej potem lepiej,
żeby nie musiała cierpieć. Ale teraz wiedziałem, że przyjąłem najgorszą
taktykę. Że cierpiała przeze mnie, a z nią ja. Tak, źle zrobiłem. Tak, chciałem
to wszystko naprawić.
Ponoć nigdy nie jest za późno na
to, by zacząć wszystko od nowa…
***
Egzamin zbliżał się wielkimi
krokami. Chłopcom został już tylko tydzień na powtórzenie sobie wszystkich
wiadomości i, jak w przypadku Nialla, zrozumienie matematyki. Mimo wszystko
widziałam, że bardzo się starają i codziennie bez żadnego marudzenia
rozwiązywali wszystkie zadawane przeze mnie ćwiczenia. Aż miło się patrzyło, że
grupka pięciu sławnych chłopaków słucha takiej szarej myszki jak ja.
Był to jeden z tych dni, kiedy to
cała piątka siedziała cicho i każdy pochylony nad swoim zadaniem próbował
rozwiązać go bezbłędnie. Tym czasem ja siedziałam obok Lou i bawiłam się
długopisem. Podniosłam znudzony wzrok, kiedy napotkałam spojrzenie Liama. Ku
mojemu zdziwieniu na jego twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach zabłyszczały
iskierki. Odwzajemniłam gest, będąc zupełnie zaskoczona. Odkąd tylko się tutaj
pojawiłam traktował mnie niczym zło konieczne. Nie rozmawiał ze mną, nie
uśmiechał się w swoim towarzystwie i stawał się oschły. A tego jednego dnia,
podczas tego jednego uśmiechu, wymazałam z umysłu wszystkie negatywne
wspomnienia. Zacząć od nowa, mimo, że nie użyło się do tego ani słowa, to
najlepsze co mnie do tej pory spotkało…
- Ale mi się nudzi… – wymknęło mi
się mimowolnie kiedy oczy same zaczęły mi się zamykać ze znużenia i braku
jakiekolwiek zajęcia.
- W takim razie chodźmy się
rozerwać – odparł wesoło Lou oplatając mnie ramieniem. Reszta, jak na komendę,
rzuciła długopisy i zaczęła wstawać od stołu.
- Zaraz! – ożywiłam się – A co z
waszymi zadaniami? Za kilka dni macie test!
- Nie martw się {T.I}! Przecież
wiesz, że wszystko umiemy – uśmiechnął się Zayn – W końcu mamy najlepszą
nauczycielkę.
Na mojej twarzy pojawiły się dwa
ogromne rumieńce, ale chłopcy zachowywali się tak, jakby w ogóle ich nie
dostrzegli. Przy pomocy Nialla wstałam i wspólnie skierowaliśmy się do pokoju,
gdzie znajdował się stół do półkrzyków, bilard, wygodna kanapa i barek. Na
miejscu podzieliśmy się na 3 drużyny. Lou był z Harry’m, Niall z Zaynem, a ja z
Liamem. Chłopcy od razu doskoczyli do stołu, za to ja zostałam pociągnięta przez
mojego towarzysza za rękę na bok.
Usiedliśmy na kanapie, a chłopak
zaproponował coś do picia. Po chwili trzymałam w ręce wodę z cytryną. Liam
spojrzał na mnie po raz drugi i uśmiechnął się przelotnie. Wydawało się, że nie
istnieje dla niego to, co dzieje się wokół. Miałam wrażenie, że jedyne czym się
interesuje były moje oczy. Zaczął rozmowę, odpowiadałam naturalnie i
spontanicznie, ale w mojej głowie toczyła się prawdziwa wojna.
Dlaczego od samego początku tak
cholernie zależało mi na tym, żeby dostrzegł we mnie kogoś więcej? Żeby polubił
mnie jak chłopak dziewczynę? Tak, był wolny, ale to wcale nic nie znaczyło.
Ktoś taki jak Liam może mieć każdą dziewczynę i ma co tego ukrywać. A ja?
Zwykła dziewczyna, która wiedzie szare, pozbawione radości życie nastolatki.
Nie pasowałam do tych puzzli. Byłam z zupełnie innej układanki. A jednak serce
nie wybiera dla kogo ma zacząć bić mocniej, nie zważa na to czy ludzie są z tej
samej bajki. Ono rządzi się swoimi prawami i żadne ludzkie sprzeciwy nie
działają.
Nie kochałam go za to ile ma
pieniędzy, za to jaki ma głos czy jak wygląda. Nie kochałam go przystępując
próg, pierwszego dnia naszej wspólnej przygody. Pokochałam go dzisiaj, kilka
minut temu, kiedy nasze oczy spotkały się ze sobą na ułamek sekundy. I wszystko
się zmieniło. Stado motyli poderwało się do lotu i już nie mogłam tego
powstrzymać. Nie mogłam… Nie chciałam…
- {T.I}, Liam, teraz wasza kolej
– jęknął nieco zasmucony Niall kiedy okazało się, że to Harry i Lou wygrali.
Liam posłał mi znaczące spojrzenie, a ja tylko kiwnęłam głową. Kiedy chłopcy
grali, obmyśleliśmy małą strategię, która miała dać nam zwycięstwo nad
przeciwnikiem.
- Lepiej od razu oddajcie nam
trofeum i oszczędźcie sobie sromotnej porażki – zaśmiał się Harry posyłając mi
mordercze spojrzenie.
- Jeszcze zobaczymy… chłoptasiu!
– zaśmiałam się, a Liam mi zawtórował.
- Lou! Słyszałeś co do mnie
powiedziała!? – Hazza „oburzył się” szukając u przyjaciela wsparcia, ale ten
tylko skarcił go wzrokiem, po czym wrzucił na boisko piłkę. Zacisnęłam ręce na
poręczy i zaczęliśmy grać.
Nasze rozgrywki były długie i
zacięte. Szala zwycięstwa przechylała się raz w jedną, raz w drugą stronę. W
między czasie Niall z Zaynem podzielili się i kibicowali swojej ulubionej
drużynie. Mulat stał za mną i krzyczał mi do ucha wskazówki, które powinnam
wykonać, żeby wreszcie pokonać piekielnie dobrego Tommo, który ubóstwiał
wszystko co związane z piłką nożną.
- Strzelaj, {T.I}! – emocjonował
się machając rękami. Zmarszczyłam brwi po czym mocno przekręciłam swojego
piłkarza, a piłka zgrabnie wyminęła obrońcę Lou i wpadła do bramki. Właśnie
wygraliśmy z Liamem mecz piłki nożnej. Czy tak samo będzie kiedy podejmę się
walki o jego serce…?
W końcu nadszedł ten dzień –
egzamin. Chłopcy poprosili mnie, żebym była w tym dniu razem z nimi. Zgodziłam
się bez najmniejszych oporów. Przybyłam do ich domu kilka minut przez
egzaminatorem. Wyściskałam każdego z nich życząc powiedzenia, ale na ich twarzach
nie dostrzegłam cienia strachu. Byli spokojni, roześmiani i pewni siebie. Za
każdym razem powtarzali, że jeszcze nigdy nie czuli się tak dobrze przygotowani
i są pewni zdania tego testu. Tak bardzo chciałam im wierzyć na słowo…
O równej 18 rozpoczął się
egzamin. W tym czasie ja siedziałam w pokoju, gdzie kilka dni wcześniej
graliśmy w piłkarzyki i nerwowo bawiłam się szklanką z sokiem. Miałam naprawdę
spoko czasu żeby pomyśleć nad wszystkim, co stało się do tej pory w moim życiu.
Z jednej strony szczeniacka miłość do kogoś tak nieuchwytnego. Dlaczego życie
musi aż tak bardzo się komplikować i stawiać mi na drodze ludzi, którzy nigdy
nie będą mogli być jego częścią?! Ale z drugiej strony… jaka normalna
dziewczyna ma szansę spędzić z One Direction 2 tygodnie sam na sam? Nie każdemu
się to zdarza i zdawałam sobie sprawę, że w tej sprawie los był dla mnie
naprawdę łaskawy. Podsumowując, więcej było w tym zysków niż strat i to
podnosiło mnie na duchu. Ale myśl, że to już koniec tej wspaniałej przygody i będę
musiała opuścić chłopców, że być może nasze drogi już nigdy się nie zejdą –
była wręcz nie do zniesienia.
Nagle usłyszałam hałas, ktoś
zbliżał się do spokoju z zawrotną szybkością. Świadoma tego, że chłopcy biegną
do mnie, oznajmić mi wynik testu, odłożyłam pustą szklankę i wstałam
wygładzając koszulę. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu stanęła cała
piątka. Posłałam im pytające, ale jednocześnie przerażone spojrzenie, ponieważ
cały czas milczeli. Nim się zorientowałam rzucili się na mnie. Kilka sekund
później leżałam na podłodze przygnieciona przez chłopaków.
- Zdaliśmy! Jesteś genialna
{T.I}! – krzyczał Harry, a razem z nim reszta – O mój Boże! Zdaliśmy!!!
Zaczęłam się śmiać i cieszyć
razem z nimi. Cały ten trud wreszcie się opłacił i właśnie dla takich chwil
żyłam, siedząc nad zadaniami z fizyki zamiast z przyjaciółmi szaleć w klubie.
Dla tych chłopców mogłabym poświęcić znaczenie więcej.
- Tak bardzo się cieszę! –
zaczęłam ich przytulać – Wiedziałam, że sobie poradzicie! Jestem z was taka
dumna!
- Uczcijmy to! – krzyknął Zayn –
Chodźmy do klubu! Zabawny się!
Wszyscy pozytywnie przyjęli tę
wiadomość, uradowani, że wreszcie spokojnie mogą wyjść na miasto, zabawić się i
nie myśleć o tym co będzie jutro. Niestety o mnie nie można było powiedzieć
tego samego…
- {T.I}, no chodź! – jęknął Niall
zakładając adidasy, ale ja posłałam mu troskliwe spojrzenie.
- Niestety, ale nie wszyscy mają
ten przywilej co wy i jutro czeka ich szkoła – zaśmiałam się – Idźcie sami,
jeszcze kiedyś wybierzemy się gdzieś wszyscy razem.
Chłopcy długo mnie przekonywali,
ale się nie zgodziłam. Nie chodziło tutaj o szkołę, ale o potrzebę zostania sam
na sam ze swoimi myślami. Ze sprawami, które za długo były spychane do kąta, a
teraz nawarstwiły się tak bardzo, że powoli przejmowały nade mną kontrole.
Pożegnałam się z przyjaciółmi obiecując im, że zadzwonię za kilka dni i umówimy
się na wspólne wyjście. Chociaż w głębi serca wydawało mi się, że za te kilka
dni nie będę dla nich nic znaczyła… Że będę tylko jak wspomnienie…
Kiedy dom opustoszał spakowałam
swoje rzeczy i wyszłam na dwór. Tej nocy niebo było czarne jak smoła, a gwiazdy
zajmowały każdy milimetr nieboskłonu. Zawsze lubiłam patrzeć w gwiazdy
wyobrażając sobie rozmaite rzeczy. Tym razem postanowiłam nadużyć gościnności
chłopców i skierowałam się na tył domu.
- Liam?! Co ty tu robisz? –
spytałam lekko zdezorientowana zastaniem chłopaka na tyłach domu, siedzącego na
ziemi i wpatrującego się w niebo – Nie poszedłeś z chłopcami do klubu?
- Jakoś nie miałem na to ochoty –
odparł z uśmiechem – I widząc cię tutaj, coraz bardziej uświadamiam się w
przekonaniu, że jestem na właściwym miejscu. Proszę, usiądź.
Wykonałam jego polecenie. Kiedy
położyłam się obok chłopaka nasze ramiona lekko się stykały, a oczy wpatrzone
były w miliony gwiazd. Panowała między nami idealna cisza, ale była ona
najprzyjemniejszą rzeczą, jakiej doświadczyłam w swoim życiu. Błagałam Boga,
żeby pozwolił mi być tutaj z nim przez całą wieczność.
Nie panując nad czasem pochłonęliśmy
się w rozmowie. Rozmawialiśmy o wszystkim, o rzeczach zwykłych i tych
niesamowitych. Nie czułam przy nim żadnych barier. Świat nagle stanął przede
mną otworem, wszystko stało się jaśniejsze i jakby pełniejsze blasku. Co, to
czułam w środku było niczym trzepot motylich skrzydeł. Nic więcej nie było mi
potrzebne do szczęścia. Tylko jego głos i ramię, które dotykało mojego. Mimo że
chwila rozstania zbliżała się z każdą chwilą, teraz nie było dla mnie ważne
późniejsze rozczarowanie i bol. Liczyło się, że mogę być tu z nim, przez ten
krótki moment.
- Cieszę się, że tu jesteś –
szepnął nagle Liam – Bo muszę zadać ci pewne pytanie…
- Pytaj – odparłam spoglądając mu
w oczy. Odbijały się w nich teraz wszystkie gwiazdy.
- Lubisz mnie?
- … Tak, oczywiście, że tak –
jęknęłam mając nadzieję, że w ciemnościach nie będzie widać moich czerwonych
policzków – A o co chodzi?
- O to jak na ciebie patrzę… –
przestałam skubać trawę i poczułam jak serce w piersi staje na moment. Powoli
przeniosłam wzrok na chłopaka, który uśmiechał się promiennie i mimo
wszechogarniającej ciemności, doskonale widziałam jego twarz. Wtedy
uświadomiłam sobie, że Liam jednak mnie lubi, że nie jestem mu obojętna. Może
to nie równało się z uczuciem, jakim go darzyłam, ale było to więcej niż
mogłabym sobie wymarzyć. Uśmiech sam wkradł się na moją twarz.
- Ten dzień był taki wspaniały,
magiczny – szepnęłam kiedy znikąd ujął moją dłoń – Chyba nie mógłby skończyć
się jeszcze lepiej…
- Mógłby – zaprzeczył Liam po
czym spojrzał mi w oczy – I właśnie tak się zakończy. Tak, jak powinien to
zrobić już dawno temu…
Delikatnie ujął moją twarz po
czym zaczął zbliżać się ku drżącym ustom. Przymknęłam oczy rozkoszując się
otaczającym cię zapachem wiosny i jego perfumami. Po chwili poczułam jego wargi
na swoich. Stado motyli zerwało się do lotu i poszybowało w górę. To była
magia, najprawdziwsza magia, jak a kiedykolwiek mogła się wydarzyć między
dwojgiem zakochanych ludzi.
I nagle wszystko stało się dla
mnie jasne. I nagle zrozumiałam, że trzeba podejmować ryzyko, że należy walczyć
z całych sił o swoje marzenia. W końcu na każdego człowieka czeka jakiś skarb.
A kiedy przychodzi na to pora, on sam trafia w nasze ręce. Trzeba być tylko
cierpliwym i nie bać się walczyć o szczęście…
‘Ona
potrzebowała go tak samo, jak on potrzebował jej. Taka jest prawda o pokrewnych
duszach – w końcu muszą się rozpoznać.’
(Paulo Coelho)
Dłuuugi Imagin. Specialnie dla Was. Spelcialnie na Święta! :*
Szczerze? Kompletnie nie byłam przekonana do tego opowiadania, ale Lady Jokcer namówiła mnie do tego, żebym je wstawiła. Więc prezentuję Wam w Wielkanocy poranek taką oto opowieść. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na Wasze opinie! :) Chciałam wymyślić coś specjalnego pod tematykę Wielkanocną, ale brakło mi pomysłu. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ;)
Miałam jeszcze pisać o wydarzeniach ze ślubu Greg'a, ale stwierdziłam, że nie będziemy sobie psuły tym nastrojów podczas świąt...
Z okazji Świąt Wielkiej Nocy wraz z Lady Jocker chciałybyśmy złożyć Wam życzenia:
Zdrowia, szczęścia i pomyślności. Świąt przepełnionych magią i zapachem przepysznych wielkanocnych ciast! Żebyście zawsze szły przez życie z uśmiechem i podniesioną głową, nie przestały dążyć do upragnionego celu. Abyście nigdy nie żałowały podjętych decyzji i nie patrzyły za siebie. Żeby otaczali Was tylko prawdziwi przyjaciele, którzy zasługują na Waszą cenną miłość. Abyście spełniały swoje marzenia. Nie ważne czy wydają się wam nierealne czy błahe. Po prostu nigdy się nie poddawajcie! <3
Świetne! I ten moment, kiedy Zayn zaczął dobierać sie do noża... XD W sumie jakby ktoś tłumaczył mi matme na przykładzie ciastek, to może bym w końcu zrozumiała :P Piszcie dalej, czekam na kolejnego imagina :)
OdpowiedzUsuńŚwietny imagin :)Wgl, bardzo lubię waszego bloga :)
OdpowiedzUsuńRównież życzę wam Wesołych Świąt, smacznego króliczka i wesołego jajeczka :)
Świetne a i fajny blog *.* Zapraszam na mojego bloga o Nelly i One Direction . Jesli ci sie spodoba licze ze go zaobserwujesz i zostawisz komentarz .http://i-know-than-he-is-the-only-one.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń