piątek, 22 marca 2013

#4. Zayn


‘Kocham Cię, bo cały wszechświat sprzyjał mi w tym, bym mógł Cię poznać.’ 
(Paulo Coelho)

Ciepłe, lazurowe morze, złoty piasek, smukłe palmy z rozłożystymi liśćmi i bezchmurne niebo. Czyż to nie brzmi jak najpiękniejszy sen? Oczywiście, że tak! Szkoda tylko, że to nie ja biorę w nim udział… Pozostaje mi tylko stać z boku i przyglądać się, jak dziewczyny w moim wieku kąpią się w morzu i flirtują z przystojnymi chłopakami, kiedy ja muszę obejść się smakiem.
Po raz setny podczas tego dnia przeklęłam się w myślach. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że zgodziłam się, by wraz z kolegami ze szkoły uczestniczyć w wakacyjnym projekcie „Młodzi Ratownicy”. Całe dnie siedziałam na plaży wyglądając potencjalnych topielców. A prawda była taka, że ludzie naprawdę uważali na siebie oraz na to co robią…
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo zamyślona – kiedy siedziałam przy wieży ratowniczej podeszła do mnie Emma, moja koleżanka i usiadła obok zajadając się lodami. Posłałam jej znaczące spojrzenie.
- Wiesz, że nie możemy jeść w godzinach pracy. A co jak ktoś naprawdę zacznie się topić? – wskazałam na spokojne wody.
- Ty go uratujesz! – uśmiechnęła się triumfalnie po czym, mlaskając ile wlezie, dokończyła swój posiłek. Jak co dzień nie działo się nic niebezpiecznego, więc zajęłyśmy się rozmową na wszelakie tematy, by jakoś złagodzić nudę i wytrwać do wieczora.


- POMOCY!!! – z zamyślenia wyrwał mnie krzyk jakiejś kobiety. Wraz z koleżanką podążyłyśmy wzrokiem za jej głosem.
Wstałam, by mieć lepszą widoczność, a zaraz za mną moja towarzyszka. Zaczęłam obserwować morze, kiedy kilkanaście metrów od brzegu ujrzałam człowieka, który desperacko próbował utrzymać się na powierzchni.
- Mój Boże! On zaraz się utopi! – krzyknęła druga „ratowniczka” po czym zaczęła tarmosić mnie za ramię – {T.I} ratuj go! No ratuj!
Nie reagując na krzyki zebranych na plaży osób (A w tym Emmy) chwyciłam deskę ratunkową po czym popędziłam w stronę wody. Nie czułam strachu, jedyne co we mnie żyło to determinacja, by uratować tej osobie cenne życie. Szybko oceniłam sytuację. Kiedy dopłynęłam do, jak się przekonałam, chłopaka, złapałam go w ostatniej chwili, zanim zdążył opaść na dno. Położyłam go na desce i zaczęłam płynąć w stronę brzegu.
Kiedy mi się to udało, a chłopak bezwładnie leżał na piasku padłam przy nim na kolana po czym sprawdziłam tętno… CHOLERA JASNA!
- Emma, dzwoń po pogotowie! On nie oddycha! – dziewczyna już od początku akcji trzymała telefon w swoich rękach i kiedy tylko usłyszała moją komendę od razu przyłożyła go do ucha.
Zaczęłam wykonywać sztuczne oddychanie. Zrobiłam 30 uciśnięć i 2 wdechy. Wszystko na nic. Nie poddawałam się, postanowiłam, że będę o niego walczyć dopóki wystarczy mi sił. Ale za każdym razem kiedy kończyłam, efekt był dokładnie taki sam jak wcześniej: zerowy.
- Nie poddawaj się! Proszę cię, walcz! – krzyczałam do nieprzytomnego chłopaka, ani na moment nie przerywając akcji. Wokół zdążyło zebrać się pół plaży, która obserwowała każdy mój ruch. Ludzie zaczęli coś krzyczeć, szeptać między sobą. Ich „ciekawskie” głosy tylko mnie rozpraszały. Nie powinno się robić z tak poważnej sprawy sensacji.
- Emma! – krzyknęłam po raz drugi do przyjaciółki, która stała tuż obok mnie, gotowa zamienić się ze mną rolami – Kiedy przyjedzie to cholerne pogotowie!?
- Już jedzie! – odkrzyknęła po kilku sekundach. Przepchała się przez tłum żeby przyprowadzić ratowników. Właśnie w tym momencie chłopak odzyskał czynności życiowe. Odetchnęłam z niewysłowioną ulgą. Kilku lekarzy podbiegło do niego, położyło na noszach i zaniosło do karetki, a inny przeprowadzał wywiad z Emmą.
Tym czasem ja, wyczerpana upadłam na mokry piasek próbując uspokoić targające mną emocje oraz opanować kołatające z nerwów serce…


Moje serce biło szybko i nierówno, ciało jakby nie należało do mnie, bo ilekroć chciałam wstać, odmawiało posłuszeństwa. Przed oczami nadal miałam sceny, kiedy to krzyczałam do chłopaka, a on prawie umierał na moich rękach… Chwilę później pojawiła się przy mnie Emma i pomogła mi wstać. Przy jej pomocy dotarłam na koc, po czym dziewczyna otuliła mnie ręcznikiem.
- Czy zdajesz sobie sprawę, kogo przed chwilą uratowałaś? – spytała poważnym tonem siadając naprzeciw mnie.
- Człowieka? – spytałam sarkastycznie kręcąc głową. Jakby to miało jakieś znaczenie. Najważniejsze było, że nadal żyje…
- Zayna Malika z One Direction… - mimo że miała niewzruszoną minę, to jej oczy błyszczały niczym dwie iskierki.
- Chyba coś ci się pomyliło. On tutaj? A gdzie reszta chłopaków? – spytałam z szybko bijącym sercem.
- Kiedy ratowałaś Zayna rozmawiali ze mną, potem pomogłam im przekonać ratownika, żeby pojechali z nim do szpitala – dziewczyna przyłożyła dłoń do serca.
- Och… - jęknęłam. Przedtem nie miało znaczenia kogo ratowałam. Teraz miało. I to naprawdę duże.
Poznać tego chłopaka to było jak bajka. A jednocześnie i moje marzenie. Lubiłam One Direction, a on był moim ulubionym członkiem zespołu. Podobał mi się jego głos, styl, wygląd. Jego filozoficzne myśli, które w ciężkie dni poprawiały mi humor. Wiedziałam o nim praktycznie wszystko. A nie rozpoznałam go, kiedy stanął ze mną twarzą w twarz. Może z drugiej strony to jednak dobrze? Może ratując go przed utonięciem nie myślałabym o jego życiu, jak zwykłego człowieka, ale że za chwilę dotknę moje senne marzenie? Może zamiast koncentrować się na pomocy, zastanawiałabym się czy wyglądam na tyle dobrze, żeby mu się spodobać?
Ale to już nie miało żadnego znaczenia. On odszedł. Jedyna okazja w moim życiu, żeby go spotkać bezpowrotnie przepadła. Właśnie w tym momencie poczułam jak moje serce pęka na miliny kawałków.


Następny dzień był dla mnie jeszcze cięższy niż poprzedni. Nadal miałam przed oczami Zayna, który leżał na piasku i powoli odchodził z tego świata. A ja z całych sił starałam się pomóc mu wrócić. Do rodziny, do  przyjaciół, do fanów… do mnie. Nawet nie chciałam myśleć, co by się stało gdybym nie zareagowała w porę i wskoczyła do wody kilka sekund później. Najbardziej jednak zastanawiało mnie co skłoniło Zayna do pływania, kiedy wszyscy doskonale wiedzieli, że tego nie potrafi… A może to wcale nie był on? Może to wszystko tylko nam się przywidziało?
Siedziałam pod wieżą jakby nieobecna, w tym czasie Emma bacznie obserwowała morze z nadzieją, że tym razem jej się poszczęści i będzie mogła uratować członka z One Direction. Ale po wczorajszych zdarzeniach prawie nikt nie miał ochoty wchodzić do wody.
Nagle ktoś zasłonił mi światło. Niezbyt zadowolona z tego faktu podniosłam głowę do góry i ujrzałam stojącego nad sobą opiekuna grupy. Szybko wstałam po czym otrzepałam ciało z piasku. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Witam, panno {T.N.} – odezwał się w nadzwyczaj miły sposób – Ktoś bardzo koniecznie chce się z panią widzieć.
Zmarszczyłam brwi zupełnie zbita z tropu, ale mężczyzna tylko się uśmiechnął. Skinieniem głowy poprosił żebym poszła za nim. Po kilku minutach marszu doszliśmy do hotelu, w którym mieszkaliśmy, a potem zostałam skierowana do jednego z pokoi. Kiedy stanęłam pod odpowiednimi drzwiami odetchnęłam głęboko, po czym (tak jak mi powiedziano) weszłam bez pukania.
Przy oknie stały cztery osoby odwrócone do mnie tyłem. Kiedy usłyszały hałas zamykanych drzwi, odwróciły się pokazując swoje twarze. Przez moment myślałam, że moje serce stanęło. Przede mną stało 4/5 One Direction…
- Czy ty jesteś {T.I}? – odezwał się spokojnie Liam, na co bez słowa pokiwałam głową – A ja jestem Liam, to jest Harry, Niall i Lou – przedstawiał wszystkich po kolei.
- Cześć – jęknęłam spięta, nie wiedząc co robię w jednym pokoju ze swoimi idolami…
- Bardzo zależało nam na tym żeby się z tobą spotkać i podziękować ci za to, że uratowałaś Zayna – odparł po chwili ciszy Lou. Potem chłopcy zaproponowali żebym usiadła, a następnie dostałam szklankę mrożonej herbaty.
- Nawet nie wiesz jacy jesteśmy ci za to wdzięczni – kontynuował szatyn – Gdyby cię tam nie było, gdybyś nie rzuciła mu się na pomoc… Nawet nie chce myśleć, co by się stało – położył mi dłoń na ramieniu – Dziękujemy…
- To był mój obowiązek – odpowiedziałam bardziej pewna siebie – Nie wiedziałam, że to Zayn tonie. Osobistość, która znajdowała się w wodzie nie miała dla mnie znaczenia. Najważniejsze było jej życie.
- Mimo wszystko chcielibyśmy cię też  przeprosić – odezwał się Harry – Gdybyśmy się z nim nie założyli o cholerną głupotę, nie musiałby tam płynąć ryzykując swojego i twojego życia.
Pokiwałam tylko głową, że zrozumiałam. Było widać, że chłopcom jest okropnie źle z myślą, że ich przyjaciel mógł zginąć i to z ich winy. Uśmiechnęłam się przyjacielsko, chcąc poprawić im humor.
- Powiedzcie mi, co z nim? Jak się czuje? – zagadnęłam chcąc dowiedzieć się o Maliku coś więcej. Chociaż to mi pozostało…
- Lekarze mówią, że jego stan jest stabilny, ale nadal jest nieprzytomny. – odparł w zadumie Payne.
- Właśnie! – krzyknął nagle Niall – Powinnaś przyjść i go odwiedzić – reszta chłopaków słysząc ten pomysł zgodziła się z blondynem.
- Nie jestem pewna czy powinnam… - jęknęłam czując jak na twarzy rozkwitają mi dwa rumieńce – Przecież…
- Uratowałaś mu życie! – krzyknął Harry – Nawet nie wiesz jak Zayn byłby wdzięczny gdyby mógł się z tobą spotkać!
Po długich namowach w końcu się zgodziłam. A kiedy chłopy przekonywali mnie, że Malik najbardziej na świecie pragnąłby spotkać się ze mną, aby osobiście podziękować mi za to co zrobiłam, po całym żołądku latało mi stado motyli. Umówiliśmy się przed południem w szpitalu, gdzie miałam spotkać się z … i  w końcu to do mnie dotarło. Z chłopakiem, którego kochałam jak wariatka…


Stałam pod drzwiami jego sali. Przez całe moje ciało przechodziły dreszcze. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Mój oddech był szybki i nierówny. Miałam wrażenie, że za chwilę zemdleje. Jak dobrze, że byłam w szpitalu. Przynajmniej szybko by mnie uratowali…
- Nie bój się – zagadnął uśmiechnięty Harry otwierając przede mną szklane drzwi – Jesteś wspaniała i zasłużyłaś na to, żeby się z nim spotkać.
Moje oczy zabłyszczały w podzięce za podnoszące na duchu słowa, po czym wkroczyłam do pomieszczenia, gdzie leżał Zayn. Moje serce biło tak szybko, że wydawało mi się, że chłopak zaraz je usłyszy. Odkąd tylko tu weszłam ani razu nie obdarzyłam go spojrzeniem. Zapewne patrzył na mnie teraz jak na totalną idiotkę…
W końcu się odważyłam.  Podniosłam swoje oczy ku górze i zobaczyłam… nieprzytomnego chłopaka. W jednym momencie moje mięśnie się rozluźniły, a na twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Zaśmiałam się sama z siebie i podeszłam do łóżka.
Usiadłam na krześle, a swoje spojrzenie utkwiłam w spokojnej twarzy mulata. Wyglądał tak spokojnie, bezbronnie. Patrząc na niego uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czułam się szczęśliwa mogąc przez chwilę być przy jego boku. Nie panując nad emocjami wzięłam go za rękę po czym mocno ścisnęłam.
- Cześć Zayn – posłałam mu czuły uśmiech. Mimo że patrząc na takie sceny podczas filmów, twierdziłam, że to dziwne, teraz było normlanym zachowaniem i sprawiało mi przyjemność – Bardzo się cieszę, że wszystko z tobą w porządku.
W pomieszczeniu panowała idealna cisza, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Czułam, że ta chwila należy tylko do nas. Mimo że on mógł nie słyszeć moich słów, chciałam mu tyle powiedzieć.
- Nawet nie wiesz, ile znaczy dla mnie to spotkanie. Od zawsze moim marzeniem było poznanie ciebie, człowieka, który zmienił moje życie na lepsze. Wasza muzyka, świadectwo przyjaźni, walka o marzenia sprawiały, że miałam siłę, by walczyć z szarą codziennością. Jesteś wspaniałym człowiekiem, piosenkarzem i przyjacielem… Chciałabym ci tyle powiedzieć. Tak wiele dzieje się teraz w moim sercu, ale nie umiem zamienić tego na słowa. Ale i tak dziękuję losowi, że pozwolił mi spotkać cię na swojej drodze. Dzięki temu, już nic nie będzie dla mnie straszne, bo wiem, że marzenia się spełniają…
Odgarnęłam z oczu pasmo włosów i drugą dłonią złapałam jego ciepłą rękę. Moje serce przepełnione było radością, że coś takiego przytrafiło się właśnie mnie…
- Mimo że nie możesz mi odpowiedzieć i tak jestem najszczęśliwszą dziewczyną będąc tu z tobą, teraz. Chociaż wolałabym żebyś był cały i zdrowy… Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Możemy pogratulować sobie owocnej współpracy – zaśmiałam się, a następnie westchnęłam – Ach, Zayn, jesteś cudowny, proszę nigdy się nie zmieniaj…
W tym momencie byłam mu nawet skłonna powiedzieć, że darzę go wielkim uczuciem, pomimo tego, że go nie znam i moje wyobrażenie o nim może zupełnie mijać się z prawdą. Ale on i tak nigdy by się o tym nie dowiedział, przecież i tak niczego nie słyszał…
Nagle na korytarzu zrobił się straszny hałas. Odwróciłam głowę w tamtą stronę, a w drzwiach stał Lou z przerażoną miną. Puściłam dłoń Zayna po czym wyszłam na korytarz. W moją stronę zmierzała rozhisteryzowana Perrie Edwards. Dziewczyna Zayna Malika. Różowe klapki spadły z moich oczu, a magiczna atmosfera prysnęła niczym bańka mydlana. Odwróciłam się napięcie po czym podążyłam korytarzem. Słyszałam za sobą głosy chłopaków, ale je zlekceważyłam. Wyszłam na dwór, a po moich policzkach spływały strużki łez.
„Idiotka! Totalna idiotka! Co ty sobie myślałaś!? Czego oczekiwałaś!? Happy endu!? Dobre sobie! Twoje życie to nie bajka, a ty w żadnym wypadku nie jesteś księżniczką. Pogódź się z tym. Przegrałaś. I tak nie miałaś szans… Jesteś tylko zwykłą, nic nie znaczącą dziewczyną. Jesteś n i k i m!” 


***


Pomóż mi. Mów do mnie. Trzymaj mnie za rękę. Ratuj mnie… Nie obchodź! Potrzebuję cię!
Wszędzie była ta przerażająca ciemność, pustkowie bez drogi, głębia bez dna. Całe moje ciało przeszywał ogromny ból, tylko ręka jakby promieniowała ciepłem dając mi odrobinę ukojenia aby całkowicie nie zwariować. Słyszałem…  jak do mnie szeptała, każde słowo. Mówiła takie pięknie, prosto z serca, a ja chciałem się tylko uśmiechnąć, dać jej jakiś znak, że ją słyszę i nawet nie ma pojęcia jak dobrze, że jest tu teraz ze mną. Tak bardzo chciałem otworzyć oczy, zacisnąć jej dłoń, ale całe ciało odmawiało posłuszeństwa… Zawdzięczałem jej życie i pragnąłem podziękować, ale nie mogłem. Bałem się, że już nigdy nie będę mógł tego zrobić…
Nagle jej delikatna dłoń puściła moją, a przez całe ciało przeszedł zimny dreszcz. Próbowałem krzyknąć, żeby ze mną została, ale nie potrafiłem. Mój głos nie mógł przedostać się do „tamtego” świata. Potem poczułem się tak, jakbym wynurzał się z wody i zaczerpywał świeżego powietrza. Otworzyłem oczy. Moje spojrzenie napotkało się z niebieskimi tęczówkami, a fioletowe włosy załaskotały mnie w policzek.
- Zayn! Jak dobrze, że nic ci nie jest! – zachlipała Perrie przytulając mnie mocno – Kiedy tylko usłyszałam o wypadku, nie mogłam zostawić cię samego. Wsiadłam w pierwszy samolot, żeby być tu, z tobą.
- Gdzie… gdzie jest tamta dziewczyna? – szepnąłem nadal nie do końca wybudzony. Jedyne czego teraz chciałem to zobaczyć jej twarz…
- Jaka dziewczyna? – zdziwiła się niebieskooka – Nie było tu nikogo oprócz mnie!
Spojrzałem na chłopaków, którzy stali przy drzwiach. Ich spojrzenia były inne, nieodgadnione. Jakby bali się cokolwiek powiedzieć, przyznać. A ja i tak wiedziałem swoje. Była tu. Dziewczyna, dzięki której nadal oddychałem… Ona odmieniła moje życie. I chciałem żeby o tym wiedziała. Zapragnąłem, żeby od tej pory stała się jego częścią. Nawet za cenę wielu wyrzeczeń, bólu i rozczarowań.
Posłałem Lou porozumiewawcze spojrzenie, który szepnął coś do chłopaków. Wszyscy spojrzeli na mnie, a po chwili na ich twarzach gościł lekki uśmiech. Kochałem ich za to, że niezależnie od podjętych decyzji zawsze gotowi byli mnie wspierać. Wyszli. Wziąłem głęboki oddech i…
- Perrie ja...


***




Siedziałam na piasku z podkulonymi nogami. Wpatrzona w pomarańczową kulę chowającą się za spokojne wody próbowałam nie błądzić myślami wokół tego jednego chłopaka. Chociaż tak trudno było mi znieść myśl o porażce. Ale to musiało się tak skończyć… Za dużo sobie wyobrażałam, pozwoliłam ponieść się wyobraźni i teraz musiałam za to zapłacić ogromną cenę. Moja fanowska miłość przysłoniła mi zdrowy rozsądek i zawładnęła nad moim ciałem i umysłem. A ja głupia się jej nie opierałam, chociaż doskonale wiedziałam ile przyniesie mi to bólu i cierpienia.
Westchnęłam cichutko na samą myśl, że Zayn spędza teraz swoje najszczęśliwsze chwile wspólnie z Perrie. Bolało mnie to, nawet bardzo. Chyba jak każdą fankę, która była w nim zakochana. Ale mimo wszystko cieszyłam się, że choć chwilę mogłam trwać w wyimaginowanym przeze mnie świecie. Bo nikt nie mógł mi tego odebrać…
- {T.I}…? – usłyszałam głos za plecami. Odwróciłam się z naburmuszoną miną, pewna, że to moi przyjaciele po raz setny próbują przekonać mnie, żebym poszła z nimi do klubu. Jednak kiedy zobaczyłam kto za mną stoi, zamarłam.
Bezwładnie otworzyłam szerzej oczy i buzię. Z nerwów zaczęły trząść mi się ręce. Jakaś tajemnicza siła pociągnęła mnie do góry. Stałam teraz twarzą w twarz z Zaynem Malikiem.
- Zayn… - szepnęłam nie widząc jak wyrazić to, co działo się w moim sercu – Co ty tu robisz?
- Musiałem przyjść się z tobą zobaczyć – podszedł bliżej, tak, że dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów. Patrzył mi w oczy, a ja z każdą chwilą czułam jak coraz bardziej się od nich uzależniam – Chcę ci podziękować…
- Zrobiłabym to jeszcze raz jeśli zaszłaby taka potrzeba – uśmiechnęłam się lekko, a mulat mi zawtórował.
- Posłuchaj, muszę ci coś powiedzieć. Tylko proszę, nie zrozum mnie źle – chłopak zaczął gubić się we własnych słowach – Ten wypadek, on… odmienił mnie i to jak teraz patrzę na świat. Chcę porzucić przeszłość, to co stare. Zacząć nowe życie… i pragnę, żebyś to ty była jego częścią…
Moje serce biło tak szybko, że wydawało mi się, że zaraz wyrwie się z mojej piersi. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek. Ale nim zdążyłam otworzyć usta chłopak złożył na moich wargach delikatny pocałunek przepełniony miłością, lękiem, niepewnością i obietnicami. Odwzajemniłam go, chcąc przekazać mu to samo…
I nagle, cała wymyślona przeze mnie rzeczywistość stała się namacalną prawdą. Wtedy stało się dla mnie jasne, że jeśli coś jest wartościowe trzeba na to cierpliwie czekać…

‘Kiedy naprawdę zapragniesz miłości - będzie ona czekać na Ciebie.’
(Oscar Wilde)

Chaba Baba

 ______________________________

Taki tam Zayn :D Do napisania tego Imagina zainspirowała mnie lekcja EDB! ;) Mam nadzieję, że się Wam podoba i zostawicie KOMENTARZE pod moją twórczością. 
To naprawdę ważne dla nas, byście wyrażały swoje opinie! Dzięki temu możemy lepiej pisać i sprostać Waszym wymaganiom! I oczywiście: z każdym komentarzem chcemy więcej pisać!

Od przyszłego tygodnia będziemy dodawać Imaginy DWA RAZY W TYGODNIU! Mamy nadzieję, że to zmotywuje Was do częstszych odwiedzin i wyrażania opinii! Cieszycie się, prawda? ;)

Właśnie wróciłyśmy z filmu, gdzie główną rolę grał nasz kochany Lou! :D Tytuł to: "Louis pogromca hejterów" - naprawdę fajna opowieść i dużo zabawy. Nie wierzycie?! 
KLIK!, prawda, że to nasz Tommo?! :D

Lady Jocker pragnie poinformować, że zgodnie z waszymi prośbami część 2 Imagina o Lou pojawiły się już wkrótce (czytaj - na początku tygodnia ;)


3 komentarze:

  1. Na prawdę świetne! :D Czekam z niecierpliwością na więcej! :) ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to mozliwe, ze pod tym opowiadaniem sa tylko 2 komentarze? No jak?!?!
    To opowiadanie bylo niesamowite. Dawno nie czytalam tak dobrego. Dopiero dzisiaj znalazlam tego bloga i sie zastanawiam, dlaczego jest tak malo komentarzy. Imaginy sa genialne. Kazdy jest odbrebna hitoria, w ktora mozna sie maksymalnie wczuc, poczuc sie jak glowna bohaterka. Wystepuja swietne opisy, dialogi, wszystko jest swietnie skomponowane. Perfect!
    Bd kontunuowala moja "przygode" z tym blogiem <3

    OdpowiedzUsuń