niedziela, 18 sierpnia 2013

#14. Louis


Tego dnia w Londynie świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmury, która mogłaby przeszkodzić w pięknej i słonecznej pogodzie, trwającej do końca dnia. Wracałam właśnie ze szkoły, a moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół pysznego obiadu i błogiego lenistwa przed telewizorem, kiedy zostałam przez kogoś złapana za nadgarstek i zatrzymana.
Niezadowolona z tego faktu obróciłam się w stronę osoby, która to zrobiła i zamarłam. Przede mną, w całej swojej okazałości, stał nie kto inny jak tylko Louis Tomlinson – członek One Direction. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, czego może chcieć od zwyczajnej dziewczyny, ktoś taki jak on? Poczułam jak serce staje mi w piersi, a w głowie panuje kompletny mętlik.
- Potrzebuję pomocy! – szepnął konspiracyjnie, zbliżając swoją twarz do mojej – Chłopcy zrobili mi kawał, zabrali mi wszystkie pieniądze i komórkę, a potem zostawili tutaj samego. Nie mam jak wrócić do domu... Czy mógłbym liczyć na twoje dobre serce?
Uśmiechnął się miło, składając ręce jak do modlitwy. Wzruszyłam tylko ramionami i wyciągnęła z torebki portfel, w którym znalazłam kilkanaście funtów. Nie byłam wielką fanką tego zespołu, co wcale nie znaczyło, że go nie lubię, a ten chłopak nie wyglądał jakby sobie ze mną żartował, więc postanowiłam, że zlituję się nad nim i ofiaruję mu te pieniądze, żeby mógł wrócić do swojego domu, gdzie wiedzie idealne życie światowej gwiazdy.
- Proszę, mam nadzieję, że ci się przydadzą – uśmiechnęłam się podając chłopaki kilka banknotów
- Jesteś wspaniała! – ucieszył się Louis, chowając pieniądze do kieszeni – Dziękuję, yyy…
Chciał wymówić moje imię, ale niestety go nie znał. Poprawiłam torbę zwisającą z mojego ramienia i wyciągnęłam przed siebie dłoń, którą chłopak po chwili uścisnął.
- {T.I}, miło mi poznać – odpowiedziałam, czując jak po ciele przechodzi mi przyjemny dreszcz
- Jesteś czwartą osobą, którą proszę o pomoc i pierwszą, która mi jej udzieliła – uśmiechnęłam się tylko, mówiąc, że to nic takiego. Odparłam, że muszę wracać do swoich spraw i obróciłam się zmierzając w stronę przejścia dla pieszych. Po chwili usłyszałam za sobą krzyk Lou - To przeznaczenie!
Ostatni raz spojrzałam w jego stronę, po czym uśmiechnęłam się lekko ironicznie, kiwając głową. Przeznaczenie? Na pewno nie w moim przypadku! Następnie przeszłam na drugą stronę ulicy, a kiedy spojrzałam w stronę, gdzie jeszcze kilka minut tremu rozmawiałam z członkiem One Direction, nie było tam już nikogo…


Przemierzając kolejne ulice miasta, dostałam wiadomość od swojej współlokatorki, która prosiła mnie, bym po powrocie ze szkoły wstąpiła jeszcze do sklepu po coś słodkiego, a potem sama przypomniałam sobie, że powinnam udać się jeszcze do biblioteki, żeby oddać kilka zaległych książek, które nosiłam w torbie od przeszło 2 tygodni.
Skręciłam w kolejną uliczkę i skierowałam się w stronę sklepu spożywczego. Po kilku minutach stałam przed półką z różnymi słodyczami, zastanawiając się, co mogły byśmy zjeść dzisiejszego wieczoru podczas romantycznego filmu. W końcu wrzuciłam do koszyka paczkę cukierków i czekoladę z orzechami.
- Na twoim miejscu wziąłbym tę z truskawkami – o mało nie przewróciłam półki słysząc za sobą trochę znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam, że przede mną stoi nie kto inny jak Louis!
- Louis?! Co ty tutaj robisz do cholery? – spytałam, bardziej zaskoczona, niż zezłoszczona jego widokiem – Przecież miałeś jechać do domu! – tak naprawdę już zapomniałam o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu i ponowne spotkanie Tomlinsona było dla mnie niemałym szokiem.
- To prawda, ale stwierdziłem, że ważniejsze jest udowodnienie ci, że nasze spotkanie to czyste przeznaczenie – odparł poruszając zabawnie brwiami, podążając krok w krok za mną
- Och, dałbyś już spokój – przewróciłam oczami, zmierzając w stronę kasy – Nie musisz nagrywać jakieś płyty, czy coś?
- Aktualnie muszę podążać za swoim przeznaczeniem – westchnęłam słysząc jego słowa, nie odzywając się już więcej, gdyż stwierdziłam, że to i tak nie miało by sensu.
Zapłaciłam za produkty i skierowałam się w stronę biblioteki, a Louis nie odstępował mnie nawet na krok. Coraz bardziej zaczynało mnie denerwować, że śledzi mnie, niby sławny, ale i tak natrętny, chłopak, który wziął sobie za cel honoru wyprowadzenie mnie z równowagi. Kiedy dałam mu pieniądze, powinien jej wziąć, wsiąść do najbliższej taksówki i wrócić, jak sam mówił, do domu. Nie wiem, po co dalej tak bardzo chciał spędzać ze mną czas.
W końcu zatrzymałam się gwałtownie, tak, że Lou, który szedł za mną, nieprzygotowany na takie coś wpadł w moje plecy. Skrzyżowałam ręce na piersi i posłałam chłopaki znaczące spojrzenie.
- Słuchaj… Lou. Wiem, że na pewno jesteś mi wdzięczny za te pieniądze, ale nie musisz się aż tak bardzo odwdzięczać. Cieszę się, że mogłam ci pomóc i to doceniasz, ale to, co robisz jest ponad to, ile ci ofiarowałam. To nie jest przeznaczenie, mój drogi, po prostu ci pomogłam i to wszystko…
Chłopak już otwierał usta, ale pokręciłam tylko głową i nie czekając na więcej szybko skierowałam się w stronę ulicy prowadzącej do budynku biblioteki. Kiedy byłam na miejscu oddałam książki i wybierałam sobie kilka nowych. Między półkami spotkałam też koleżankę z uczelni, która zaprosiła mnie na kawę do pobliskiej kawiarenki. Zadowolona z jej propozycji, zgodziłam się bez namysłu. Kierując się do kawiarni, z ulgą stwierdziłam, że Louis wreszcie zostawił mnie w spokoju i odszedł. Z drugiej jednak strony poczułam się źle, że byłam dla niego niemiła i mogłam sprawić mu przykrość.


Podczas rozmowy z koleżanką nie mogłam skupić się na niczym innym, jak tylko na błękitnych oczach Louisa oraz jego promiennym uśmiechu. W jednej chwili pożałowałam, że odprawiłam go z kwitkiem, sprawiając tym samym, że nasze drogi już nigdy w życiu mogłyby się ze sobą nie skrzyżować. Było mi szkoda, że nie było go ze mną w bibliotece – może pomógłby mi wybrać jakąś wartą uwagi książkę albo polecił jeszcze nieznanego przeze mnie autora? Teraz i tak było już na wszystko za późno. Byłam smutna i zła, że zachowałam się w tak dziecinny sposób i sprawiłam, że to, co mogło okazać się wspaniałą przygodą, na bardzo długi czas, zakończyło się po kilku chwilach. W końcu nie codziennie zwykła dziewczyna z uczelni spotyka na ulicy sławną osobę, która zaczyna się nią interesować po paru minutach znajomości. A ja, jak zwykle zaprzepaściłam coś tak obiecującego…


Słońce powoli chowało się za wysoki budynki, kiedy wolnym krokiem wracałam do domu, nadal mając przed oczami twarz chłopaka, którego spotkałam kilka godzin temu. Byłam już prawie pod domem, kiedy w jeden chwili zatrzymałam się i otwarłam szeroko buzię. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom w to, co widziałam!
Na schodach prowadzących do mojego mieszkania siedział wesoły Louis, który przebierał w miejscu nogami i rozglądał się ciekawsko na boki. Dopiero po chwili zauważył, że stoję przed nim i intensywnie mu się przyglądam, wyprostował się i uśmiechnął.
- Louis, dobry Boże, co ty tutaj robisz? – starałam się panować nad emocjami i nie pokazywać, że jednak naprawdę cieszę się, że widzę go siedzącego na stopniach prowadzących do mojego domu.
- Już ci mówiłem, to przeznaczenie – uśmiechnęłam się tylko, pochylając głowę na prawą stronę – I nie mam zamiaru tak tego zostawić, więc… Czy umówisz się ze mną w sobotę?
- Jeśli się zgodzę, to dasz mi w końcu spokój? – spytałam krzyżując ręce na piersi
- O nie! Wtedy to dopiero się zacznie! – posłał mi jedno ze swoich najlepszych spojrzeń
Jeszcze raz obejrzałam chłopaka od góry do dołu. Miał uroczy uśmiech i magnetyczne spojrzenie. Wyglądał słodko, mając na sobie czerwone spodnie, koszulkę w paski i białe trampki, spod których nie wystawały skarpety. Został obdarzony wspaniałym uosobieniem, wielką cierpliwością, ale nie można mu było również odmówić natarczywości. Jednak te wszystkie cechy sprawiały, że wydawał się w moich oczach po prostu idealny…
- W takim razie zgoda! – odparłam po chwili namysłu, po czym wspólnie z Lou zaczęliśmy się śmiać.


Chaba Baba

__________________________________

Tak, to chyba powrót… a tak mi się przynajmniej wydaje…

Nie wiem co mam powiedzieć, po prostu brak mi słów na to wszystko, co działo się ze mną podczas ostatnich miesięcy. Naprawdę NIE CHCIAŁAM zostawić bloga. Kochałam go, jak każde moje małe blokowe dzieło! Próbuję znaleźć odpowiedź dlaczego zawiodłam, ale boję się, że nie muszę jej szukać, bo tak naprawdę od samego początku wszystko wiedziałam…

Gdy wchodziłam na bloga co jakiś czas widziałam, że go odwiedzacie! Naprawdę na niego wchodzicie i mimo że milczycie, to jednak statystyka mówiła sama za siebie. Czy w takim razie byłybyście tak łaskawe i ze skruszonym sercem mogłabym liczyć na Wasze wsparcie. Jeśli Was tu nie będzie – ja nie mam czego szukać na blogu. To bardzo proste.

Niestety Lady Jocker już do nas nie wróci. Nie pytałam jej o to, ale doskonale zdaję sobie sprawę, jaka byłaby jej odpowiedź. Wiem też, że tematyka 1D przestała ją interesować, a przecież nie będę nikogo trzymać bez jego dobrej woli. Ale nawet jeśli… jeśli tylko będziecie chciały, ja będę się starać robić wszystko, żebyście ze mną zostały z przyjemnością tu wracały.

1. CZY CZEKACIE NA KOLEJNE IMAGINY? CZY CHCECIE ŻEBY TEN BLOG DALEJ FUNKCJONOWAŁ? CZY BĘDZIECIE TUTAJ ZAGLĄDAĆ?
JEŚLI CHCECIE, ŻEBYM TU DLA WAS BYŁA – SKOMENTUJCIE!

2. JEST KTOŚ CHĘTNY DO POMOCY W PROWADZENIU TEGO BLOGA? KTOŚ CHCIAŁBY ZOSTAĆ ADMINKĄ I POMÓC MI ROZSŁAWIĆ NASZE IMAGINY? POTRZEBUJĘ DWIE DZIEWCZYNY, KTÓRE KOCHAJĄ PISAĆ I CHCĄ WSPÓŁTOWARZYSZYĆ TEGO BLOGA RAZEM ZE MNĄ!

IMAGIN + KRÓTKIE INFORMACJE O SOBIE (Jakie masz doświadczenia pisarskie, od kiedy piszesz? Czy prowadziłaś już bloga? Wiek? Itp.) WYSYŁACIE NA ADRES IMAGINY.1DIRECTION@GMAIL.COM


Jeśli ktoś miałby wątpliwości i jakieś zastrzeżenia:
Przeniosłam się z tego bloga TUTAJ, gdzie zamieszczałam swoje posty znajdujące się tutaj. Dlatego od razu prostuję: niczego nie skopiowałam ani nie ściągnęłam od nikogo!