wtorek, 30 kwietnia 2013

#11. Harry cz. II



 Cause with your hand in my hand and a pocket full of soul
I can tell you there's no place we couldn't go

Moje serce jeszcze nigdy nie biło tak szybko i gwałtownie. Próbowałem skupić się na jeździe, ale myśli nadal krążyły wokół tego, co przed chwilą zrobiłem. Przecież to było jedyne wyjście, nie miałem wyboru. Ile jeszcze miałem bezczynnie patrzeć jak dziewczyna, którą pierwszy raz szczerze pokochałem, cierpi? Jak codziennie musi znosić na swoim ciele ręce obcego faceta?! Mydliło mnie na samą myśl, że ktoś poza mną mógł obejmować jej wątłe ciało. Kiedy byliśmy wystarczająco daleko od burdelu, pierwszy raz od tego czasu spojrzałem na {T.I}. Siedziałam skulona na siedzeniu i nerwowo bawiła się rąbkiem bluzki.
- Wszystko w porządku? – spytałem świadom tego, że to pytanie nie jest na miejscu. Ale tylko to byłem w stanie powiedzieć. Przeżywałem to wszystko nie mniej niż ona.
- … Tak, teraz już tak – szepnęła odwracając się w moją stronę. Uśmiechnęła się promiennie, a w jej oczach zaczęły tańczyć iskierki – Dziękuję ci Harry. Za to, że przyszedłeś wtedy, że wybrałeś właśnie mnie. Za to, że mnie uratowałeś i za to, że mnie kochasz…
Złapałem ją za rękę i mocno ścisnąłem. Moje serce biło tylko i wyłącznie dla niej. Czułem jak z każdą chwilą byłbym w stanie poświęcić dla niej wszystko. Wydawało mi się, że przez ten jeden gest, jej oddech stał się spokojniejszy. Ostatni raz posłałem jej przelotne spojrzenie po czym z powrotem przeniosłem wzrok na jezdnie.
- Teraz już wszystko będzie dobrze – szepnąłem. Nawet nie do niej lecz sam do siebie, by przekonać się w tym, że to, co zrobiłem było prawidłowym posunięciem i jej serce warte jest naprawdę wiele.
Przed zachodem słońca stanęliśmy pod naszą posiadłością. Wcześniej opowiedziałem chłopakom wszystko co stało się między nami. Chciałem by mnie zrozumieli i poprali mój pomył – nie pomyliłem się. Jako prawdziwi bracia wspierali mnie we wszystkim. Wspólnie uznaliśmy, że wszystko to, co się stało można uznać ze „szczęście w nieszczęściu”. Zaraz po telefonie {T.I} wiedziałem co będzie dalej. Już dawno chciałem ją stamtąd zabrać, dlatego poprosiłem chłopców żeby nie zajmowali jej pytaniami czy głupimi spojrzeniami. Chciałem żeby poczuła, że są z nami i nas wspierają.
- Gdzie jesteśmy? – spytała rozglądając się po okolicy.
- U nas, w domu – odparłem spokojnie i nim zdążyła jakoś zareagować, otworzyłem przed nią drzwi i pomogłem wysiąść. Mocno złapała się mojego ramienia. Uspokoiłem ją, zapewniając, że nigdzie indziej nie będzie jej lepiej i weszliśmy do środka.
W salonie siedziała cała czwórka, wszyscy wyglądali na poddenerwowanych i czekali na dalszy rozwój wydarzeń. Pierwszy zauważył nas Liam. Zapatrzony w {T.I} wstał z kanapy. W jego ślady poszła reszta.
- Jesteśmy… – szepnąłem z ulgą. Wreszcie mogłem odetchnąć. Wreszcie byłem w domu, z ukochaną dziewczyną u boku. Objęłam ją i powoli weszliśmy do pomieszczenia. Dziewczyna zachowywała się niczym dzikie, przestraszone zwierzę. Posadziłem ją na fotelu, długo nie chciała puścić mojej koszuli.
- Cześć {T.I} – pierwszy odezwał się Louis. Powoli podszedł do dziewczyny i podał jej rękę – Jestem Lou Tomlinson.
- Hej Lou, bardzo miło mi cię poznać – {T.I} uśmiechnęła się jak to miała w zwyczaju i uścisnęła rękę chłopaka. Potem po kolei każdy z zespołu zaczął się przedstawiać. Chwilę później  śmiała się w niebogłosy słuchając wypowiedzi chłopaków. W ręce trzymała kubek z gorącą herbatą, który niebezpiecznie przechylał się raz w jedną raz w drugą stronę. Po dawnej {T.I} nie było już śladu. Była teraz normalną nastolatką, która ciszy się życiem.
Kiedy Niall częstował ją swoim jedzeniem, a Louis opowiadał te sławne kawały, ja stałem oparty o kolumnę i przypatrywałem się wszystkiemu z zadowoloną miną. W pewnym momencie pojawił się przy mnie Liam.
- Dobrze, że to zrobiłeś – szepnął podążając za mną wzrokiem – To naprawdę wspaniała dziewczyna.
Pokiwałem tylko głową, a na moją twarz wkradł się uśmiech kiedy {T.I} zjadła przed nosem Nialla ostatnie ciastko. Liam tylko mi zawtórował, a Horan zrobił obrażoną minę. Przyjaciel położył mi dłoń na ramieniu i jeszcze raz pokazał, że jest ze mnie dumny. Dumny z nas. I z naszej miłości…

I don't wanna lose you now
I'm lookin' right at the other half of me

Wieczorem chłopcy chcieli wyjść na miasto, ale ja odmówiłem świadom, że {T.I} będzie wolała zostać w domowym zaciszu. Lou trochę się spierał, mówiąc, że bardzo podoba mu się wygrywanie ze mną zakładów, ale ja udałem, że puszczam tę uwagę mimo uszu. Roześmiał się tylko po czym zmierzwił mi włosy. Kiedy był już w porogu posłał mi przyjacielski uśmiech:
- Uważaj na nią – spojrzałem na niego pytająco – Bo od teraz trzymasz w ramionach cały swój świat.
Podziękowałem mu bez słowa, a kiedy wyszli zamknąłem drzwi na klucz. Gasząc wszystkie światła na parterze popędziłem do swojego pokoju, w którym spędziliśmy ostatnie kilka godzin. Stanąłem w progu z ogromnym uśmiechem. To, co działo się teraz w moim sercu nie dało się opisać słowami. {T.I} wylegiwała się w łóżku oglądając jeden z albumów od fanów. Zająłem miejsce obok niej i objęłam ramieniem całując we włosy. Dziewczyna spojrzała na mnie i pokazała kilka zdjęć, które najbardziej się jej spodobały. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie widziałem tak dużych i pięknych oczu. Jakby czytając w moich myślach {T.I} zaśmiała się.
- Mówiłem ci, że jesteś piękna? – spytałem, ale zamiast odpowiedzi poczułem słodki samek jej ust. Pogłębiłem pocałunek kładąc się na niej i obejmując ją mocno. Dziewczyna jęczała cichutko, jakby prosząco o więcej. Włożyłem ręce pod jej bluzkę i zacząłem jeździć po jej brzuchu. {T.I} delikatnie drapała mnie po plecach, co powodowało u mnie ekstazę.
Oderwałem się od niej na chwilę i spojrzałem głęboko w jej magnetyczne oczy. Wiedziała o co pytam. Po prostu pokiwała głową, a na jej twarzy zagościł lekki uśmiech. Wpiłem swoje usta w jej malinowe wargi i powoli zacząłem ściągać z niej ubrania. {T.I} nie była mi dłużna i powoli zatraciliśmy się w przyjemności. Jej oddech omiótł moją szyję, jej ręce zaplątały w moje włosy i zbliżyła swoją twarz do mojej. Chwilę stykaliśmy się czołami. Mógłbym przysiąść, że widziałem w jej oczach tańczące płomienie. Kochała mnie, była moja, chciała nią być…
Zrobiliśmy to. Tak jak obydwoje chcieliśmy. Nie dlatego, że ktoś nam kazał, że zostaliśmy do tego przymuszeni przez ludzi, których nie obchodziło co dzieje się w naszych sercach. Pragnęliśmy siebie i to co działo się wtedy między nami było niczym magia. Jej delikatne dłonie głaskały moje rozgrzane ciało, moje usta błądziły po każdym zakamarku jej jedwabistej skóry. Czułem, że w tej chwili znalazłem swoje miejsce na ziemi. I nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia. Bo mięliśmy siebie… Nareszcie.

***

Show me how to fight for now
And I'll tell you, baby, it was easy

Promienie słońca, które nieśmiało zaglądały do sypialni oświetliły moją twarz. Powoli uchyliłam oczy, modląc się, aby to wszystko co stało się wczoraj nie było tylko snem. Mimo że najpiękniejszym jaki do tej pory miałam. Na mojej twarzy zagościł duży uśmiech i niewysłowiona ulga, kiedy ujrzałam przed sobą spokojną twarz śpiącego Harry’ego. Powoli, tak żeby go nie obudzić podniosłam jego ramię i wślizgnęłam się pod nie. Od razu uderzył mnie jego zniewalający zapach. Przytuliłam się do jego torsu marząc, by ta chwila trwała wiecznie. Przy nim zapomniałam o tym, co przeżyłam do tej pory. Przeszłość nie była ważna, bo miałam przed sobą coś o wiele ważniejszego – przyszłość.
- Dzień dobry, księżniczko – Harry zamruczał całując mnie w czubek głowy – Jak się spało.
- Wyśmienicie – odparłam po czym szybko cmoknęłam go w usta – Czy zdajesz sobie sprawę, jakie masz cholernie wygodne łóżko?
- Mamy – poprawił mnie szybko – Mamy. Tak kochanie, wybierałem je bardzo starannie, żeby sprostało wymaganiom tak wspaniałej księżniczki jak ty…
Po raz kolejny tego dnia zaśmiałam się serdecznie. Przez te dwa dni spędzone z chłopcami na mojej twarzy więcej razy gościł uśmiech niż przez ostatnie kilka miesięcy. Czyż nie tak wygląda niebo?
Wylegiwaliśmy się w łóżku jeszcze kilkanaście minut po czym udaliśmy się do kuchni na śniadanie. Chłopcy musieli naprawdę dobrze się bawić, bo mimo zbliżającego się południa żaden z nich nie wstał. Harry przygotował swój specjał – naleśniki z syropem, po czym zasiedliśmy przed telewizorem żeby oglądając poranne kreskówki  i skonsumować śniadanie.
Potem powstawiali chłopcy i wraz z nimi spędziłam cudowne godziny. Mimo że cały zespół miał kilka dni wolnego po południu ktoś z branży zadzwonił, że szybko muszą zjawić się w studiu. Harry nie chciał mnie zostawić, ale go przekonałam. Obiecując, że wróci jak tylko będzie mógł wyszedł nieśpiesznie. Kiedy w domu byłam sama, w pokoju Liama znalazłam kilka ciekawych książek, które zaczęłam czytać.
Nie panując nad czasem nawet nie zauważyłam, że na dworze się ściemniło, a w domu pojawił się Harry! Zastał mnie w swoim pokoju zaczytaną w jedną z książek fantasy. Z uśmiechem wszedł do środka i obdarzając pocałunkiem wręczył duży pakunek.
- A co to takiego? – spytałam, zaglądając do środka.
- Wiem, że zostawiłaś wszystkie swoje rzeczy w… agencji – chłopak wypluł to słowo – Więc na dobry początek kupiłem ci coś nowego…
Z torby wyciągnęłam przepiękną, białą sukienkę z odkrytymi plecami, marynarkę i czarne sandałki na obcasach. Zachwycona i onieśmielona jednocześnie rzuciłam się mu na szyję.
- Poza tym nie byliśmy jeszcze na pierwszej prawdziwej randce. Co powiesz na dzisiaj? – pokiwałam z zadowoleniem głową – W takim razie czekam na ciebie na dole. Zejdź, kiedy tylko będziesz gotowa.
Kiedy Harry opuścił pokój od razu zrzuciłam z siebie za duże dresy chłopaka i włożyłam to, co sam mi przed chwilą kupił. Wszystko prezentowało się po prostu idealnie. W łazience poprawiłam tylko włosy, gdyż nie byłam w posiadaniu żadnych kosmetyków. Po kilku minutach byłam gotowa do wyjścia.

I couldn't get any bigger
With anyone else beside me

Zeszłam do holu, gdzie stał mój chłopak. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą. Jego zielone tęczówki błyszczały niczym najjaśniejsza gwiazda. Uśmiechnęłam się spuszczając głowę. Harry złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Wyglądasz pięknie – szepnął mi do ucha po czym delikatnie pocałował – Kocham cię {T.I} i chcę żebyś wiedziała o ty zawsze.
Pokiwałam nieznacznie głową rumieniąc się. Styles wskazał tylko głową na drzwi i nie puszczając mojej dłoni udaliśmy się do samochodu. Po kilkunastu minutach podróży byliśmy w ekskluzywnej restauracji. Po zajęciu stolika i zamówieniu dań pochłonęliśmy się w rozmowie. Mogliśmy rozmawiać o wszystkim, nigdy nie brakowało nam tematów. To była jedna z tych cech, które w nim kochałam – otwartość. Właśnie opowiadaliśmy sobie najśmieszniejsze momenty z naszego życia, kiedy Harry niepokojąco spochmurniał. Przerwał swoją wypowiedź, a wzrok utkwił gdzieś za mną.
- Harry, co się dzieje? – spytałam zaniepokojona, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Postanowiłam się odwrócić i zaczęłam rozglądać się po sali.
Nagle moje oczy napotkały dwójkę mężczyzn, którzy siedzieli kilka stolików dalej, prowadzili ożywioną dyskusję i cały czas patrzyli w naszą stronę. Jeden z nich zobaczył, że im się przyglądam, powiedział coś drugiemu, który po chwili również na mnie popatrzył. Uśmiechnął się, a ja poczułam jak serce staje mi w piersi.
Szybko odwróciłam się w stronę Harry’ego który patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Za plecami usłyszałam jak owa dwójka wstaje i kieruje się w stronę naszego stolika. Posłałam przerażone spojrzenie chłopakowi.
- Mój Boże, Harry… - szepnęłam.

***

And I can't help but stare, cause
I see truth somewhere in your eyes

Siedziałem jak na szpilkach. {T.I} patrzyła na mnie przerażonymi oczami. Lecz ja byłem równie przestraszony co ona. Mężczyźni podeszli do naszego stolika i stanęli tak, żebyśmy nie mogli uciec. Jeden z nich stanął za mną i położył wielką rękę na moim ramieniu. Drugi zbliżył się do {T.I} i pochylił się nad jej twarzą.
- A kogóż my tu mamy? – spytał wypuszczając na nią dym papierosowy. Dziewczyna wykrzywiła się, ale nadal nie odpowiedziała – Kochanie, przecież wiesz, że bardzo nieładnie jest uciekać.
- A czy wiesz, Mitch, że to bardzo nieładnie trzymać kogoś wbrew jego woli, niczym zwierzę? – wysyczała mu prosto w twarz, bez żadnych emocji.
Alfons stał chwilę osłupiały po czym poderwał się, złapał {T.I} za twarz i przybliżył się do niej na niebezpiecznie bliską odległość. Zacząłem się szarpać, ale dryblas, który mnie trzymał, szybko mnie obezwładnił.
- Posłuchaj mnie ty mała dziwko! Przez ciebie straciłem wiele pieniędzy, dziewczyny zaczęły się buntować, a ja prawie  musiałem zamknąć klub! – wrzeszczał na nią coraz mocniej zaciskając swoje łapska na jej delikatnej buzi – Jesteś moja, słyszysz?! I nikt inny nie ma do ciebie prawa, suko! Skoro nie możesz pracować dla nie to nie będziesz pracować dla nikogo. Zginiesz niewdzięcznico!!!
Po roztrzęsionych policzkach {T.I} zaczęły spływać łzy. Nie mogłem dłużej patrzyć jak to bydle robi jej krzywdę. Poczułem wszechogarniającą mnie złość. Odepchnąłem od siebie osiłka i rzuciłem się na alfonsa z pięściami. Zdezorientowany upadł na podłogę, a ja zacząłem bić go po twarzy. Jak on śmiał tak nazwać moją miłość?! Jakim prawem nazywał ją swoją własnością, skoro nawet ja nie miałem śmiałości tak powiedzieć, a co dopiero obcy mężczyzna, dla którego była tylko towarem!?
W przypływie niepohamowanej złości biłem alfonsa po twarzy i brzuchu. Z jego nosa i głowy sączyła się krew, a sam próbował mi jakoś przeszkodzić – na próżno, z każdą chwilą stawał się coraz słabszy.
- Harry, proszę, nie! – za plecami usłyszałem rozpaczliwy głos {T.I}. Kiedy odwróciłem się w jej stronę, Mitch wykorzystał moją nieuwagę i resztkami sił uwolnił się spod mojego ciała.
Wstał i na chwiejących się nogach próbował do mnie podejść. Również podniosłem się z ziemi pokazując mi zakrwawioną pięść. Jego towarzysz chciał mu pomóc, ale ten tylko powstrzymał go gestem ręki. Mierzyliśmy się spojrzeniami, po czym na twarzy alfonsa pojawił się szyderczy uśmiech.
- To jeszcze nie koniec. Jeszcze się z wami policzę i zapłacicie za wszystko – drżącym placem wskazał na zapłakaną {T.I} – A ty… skoro raz się stałaś dziwką, już zawsze nią będziesz.
Przy pomocy osiłka zaczął zmierzać w stronę wyjścia. W tym czasie ja złapałem {T.I} za rękę i wybiegłem z nią na parking. Wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon wyjechałem na jezdnię. Dziewczyna cała się trzęsła, a po jej policzkach nieprzerwanie płynęły łzy. Chciałem ją dotknąć, ale moja ręka była we krwi. Ledwo panowałem na kierownicą, mimo że ulice były puste bałem się, że nie dojedziemy do domu w jednym kawałku.
Jedno było pewne. To nie był koniec – to był dopiero początek. Mitch nie rzucił tych słów na wiatr. Doskonale wiedział co mówił. Jeśli ktoś taki jak on chce zemsty, to prędzej czy później będzie ją miał. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego i już wkrótce mogliśmy się o tym przekonać. Bałem się o nas. Ale w szczególności o {T.I}. Za wszelką cenę chciałem ją przed nim obronić. Ale nie miałem pojęcia jak!?
Dotarliśmy do domu. Dziewczyna siedziała niczym sparaliżowana. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do środka. Chłopaków nie było, co przyjąłem z niewysłowioną ulgą. Zaniosłem {T.I} do mojego pokoju i położyłem na łóżku. Sam szybko otuliłem ją własnym ciałem. Kiedy poczuła na sobie mój dotyk rozpłakała się niczym małe dziecko. Kołysałem ją próbując uspokoić jej roztrzęsione ciało.
- Kocham cię Harry, przepraszam za wszystko, ale tak bardzo cię kocham… – szeptała jak w amoku, a ja czułem, jak w moich oczach zbierają się zły, kiedy {T.I} obwiniała się za to, co przed chwilą się stało.
W końcu, wyczerpana płaczem usnęła. Położyłem ją delikatnie na poduszkach i przykryłem kocem. Sam podszedłem do okna. Niebo tej nocy było czyste i gwieździste. Westchnąłem zrezygnowany. Dlaczego, do jasnej cholery, szczęście było w naszym przypadku zabronione? Dlaczego nie mogłem nic zrobić, żeby dziewczyna, którą kochałem całym swoim sercem była bezpieczna i szczęśliwa… Nie… jednak mogłem…



I can't ever change without you
You reflect me

Wyszedłem z pokoju tak, żeby nie obudzić {T.I}. Usłyszałem, że chłopcy wrócili. Właśnie ich potrzebowałem. Zszedłem na dół zapominając o tym jak wyglądam. Kiedy przyjaciele zobaczyli mnie w takim stanie nie mogli wyjść z transu. A ja, jako ich brat po raz kolejny opowiedziałem im wszystko to, co się wydarzyło.
Słuchali mnie uważnie, może nawet za bardzo. Wyglądali niczym przybite psy, które ktoś wyrzucił z domu podczas ogromnej nawałnicy. Ale nie było wyboru. Tak już jest, że jeśli jest taka potrzeba trzeba coś poświęcić. A ja chciałem zrobić wszystko dla mojej miłości. Byłem gotowy na wszystko.
- Harry… - zaczął niepewnie Liam – Czy wszystko przemyślałeś?
Pokiwałem wyraźnie głową, żeby nie mieli wątpliwości. Wszystkie za i przeciw. I to było jedne wyjście żebyśmy mogli być razem… szczęśliwi. Żebyśmy choć na chwilę mogli zapomnieć co to znaczy trwoga i strach. Louis nie wytrzymał panującej między nami ciszy i rozpłakał się. Podbiegłem do niego i zaczęliśmy się przytulać. Chłopak łkał w moje ramię, coraz mocniej mnie obejmując.
- Harry, proszę, nie – jęczał, a jego łzy moczyły mi ubranie – Nie możesz, co będzie z nami?
- Kocham was, chłopcy – poczułem jak z moich oczu zaczyna płynąć ciecz – I zawsze będę, bez względu na wszystko. Ale kocham też {T.I} i wiem, że to rozumiecie. Nawet nie wiecie jak mi jest przykro, boli mnie serce, ale…
- Nic już nie mów – jęknął Zayn kręcąc głową i pociągając nosem – Lepiej nic już nie mów…

Yesterday is history
Tomorrow's a mystery

Klęknąłem przy łóżku w którym spała {T.I}. Delikatnie pocałowałem ją w usta, a jej oczy lekko się uchyliły. Miała je podpuchnięte i czerwone od płaczu. Posłała mi pytające spojrzenie.
- Kochasz mnie? – pokiwała twierdząco głową – I czy byłabyś gotowa zrobić wszystko dla tej miłości? – znowu twierdząca odpowiedź. – Czy zaufasz mi właśnie teraz i dasz się poprowadzić?
{T.I} chwyciła moją wyciągniętą dłoń i wstała z posłania. Nadal miała na sobie sukienkę, którą jej kupiłem. Splotłem w jedność nasze dłonie i pociągnąłem ją za sobą, trzymając w drugiej dłoni walizkę. Wyszliśmy na dwór. Słońce powoli zaczynało wschodzić ponad horyzont. Zacząłem zmierzać was stronę samochodu. Dziewczyna zatrzymała się robiąc zdziwioną minę.
- Kocham cię i właśnie robię najlepszą rzecz dla naszej miłości – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
Już się nie odezwała. Ona jako jedyna osoba na tym świecie była w stanie zrozumieć mnie bez użycia słów. Wsiedliśmy do samochodu. Odpaliłem silnik. Ostatni raz spojrzałem na nasz dom. Już nigdy tu nie wrócę, już nigdy  nie spotkam moich przyjaciół, rodziny. A nawet jeśli, to w bardzo odległej przyszłości, kiedy będę pewien, że naszej miłości nie grożą już żadne niebezpieczeństwa.
Przeniosłem swoje spojrzenie na {T.I} i chwyciłem ją za rękę. Samochód powoli toczył się w stronę autostrady. W naszych oczach odbijała się czerwona kula, która wchodziła ponad miasto. Czułem jej spokojny i opanowany oddech. Jakby godziła się na wszystko, co szykuje teraz dla nas los.
Tak, zostawiłem za sobą cały swój dobytek, wszystko co miałem do tej pory. Zostawiłem przeszłość. Ale tuż obok siebie miałem coś więcej. Miałem swoją przyszłość…

And I just wanna see your face light up since you put me on
So now I say goodbye to the old me, it's already gone...

(Justin Timberlake – „Mirrors”)
Chaba Baba


________________________________________________

Zaskoczone? Spodziewałyście się takiego zakończenia? Myślałyście, że Harry będzie zdolny posunąć się do, aż tak, drastycznych kroków? Cóż, myślę, że jest on żywym dowodem na to, że w miłości nie ma barier ani zahamowań, że dla ukochanej osobie jest się w stanie zrobić dosłownie wszystko. Ten Imagin miał Wam to pokazać. Mam nadzieję, że sprostałam Waszym wymaganiom! :)

Poza tym bardzo cieszę się, że zaciekawiła Was ta historia i z niecierpliwością czekałyście na kolejną część. Ta jest już ostatnia. Niestety? W sumie... zastanawiam się nad tym, czy nie napisać kolejnej. Co Wy na to? Chciałyście uczestniczyć dłużej w historii tej miłości? Wszystko zależy tylko i wyłącznie od Was!

zachęcam Was również do przesłuchania piosenki Justina, której fragmentów użyłam podczas pisania tego Imagina. Jest ona wspaniała i mnie uskrzydla. Już dawno nie słyszałam tak dobrego kawałka. Myślę, że po przesłuchaniu podzielicie moje zdanie :)

Życzę Wam udanej, pełnej słońca majówki i porządnego wypoczynku. A my na pewno podczas tych wolnych dni zaserwujemy dla Was jeszcze kilka historii! 
Trzymajcie się ciepło! :*

PAMIĘTAJ!
KOMENTARZ = SZACUNEK DLA AUTORA I DALSZA MOTYWACJA!

piątek, 26 kwietnia 2013

#10. One Direction cz. I


-Harry… Dajmy sobie z tym spokój. – wyrwała go z zamyślenia.
-Co masz na myśli? – odparł obojętnie podnosząc wzrok znad monitora.
Dziewczyna spojrzała pustym wzrokiem w kierunku okna i westchnęła ciężko.
-Dobrze wiesz…
Styles zmarszczył brwi, po czym zamknął laptopa odkładając go na stolik obok łóżka. Nerwowo podrapał się po karku w zakłopotaniu. Poparzył na nią z wymuszonym zdziwieniem. Blondynka prychnęła sarkastycznie i zamaszyście poderwała się z miejsca.
-Jak długo jeszcze zamierzamy ciągnąć tę szopkę?!
-Jeżeli chodzi o mnie, to możemy skończyć już teraz.
-Dobrze. – burknęła i podniosła z podłogi spakowaną już wcześniej walizkę. Bez słowa przekroczyła próg trzaskając drzwiami.
-Bardzo dobrze. – mruknął sam do siebie z uśmiechem po jej wyjściu.


***


Ten dzień był wyjątkowy pod tym względem, iż po raz pierwszy od dwóch tygodni zza chmur wyszło słońce. Ludzie wylęgi z betonowych wieżowców, by nadrobić zaległości, spotkać sicze znajomymi i po prostu nacieszyć się tą chwilą, która, znając uroki tego miasta, nie miała potrwać zbyt długo.
Tego popołudnia przyjaciele spędzali swój wolny czas w ogrodzie Louisa.
-Nialler? Posmaruj mi plecy! – rozkazał Zayn machając blondynowi przed nosem mleczkiem do opalania. Chłopak widząc błagalne spojrzenie Malika niechętnie odłożył na talerz skrzydełko kurczaka.
Lou i Liam siedzieli na brzegu basenu mocząc nogi w letniej wodzie. Panującą między nimi cisze przerwał ni stąd ni z owąd młodszy z nich:
-Jak było wczoraj na zakupach z Eleonor?
-Chyba miałeś na myśli Christinę… - odparł patrząc na niego zmęczonym spojrzeniem.
-Już nie rozróżniam tych twoich dziewczyn – zaśmiał się dźwięcznie szatyn.
Tommo przewrócił tylko oczami, dając znać przyjacielowi, że nie chce poruszać tego tematu.
-Jak mogłeś dać się tak wrobić? – z twarzy Liama nie znikał ironiczny uśmieszek.
-Robię to tylko dla dobra zespołu. – próbował wybrnąć z sytuacji, przyznając w duszy rację rozmówcy.
-Przyznaj się w końcu, że podoba ci się ta cała sytuacja. Trzy dziewczyny… Niedługo dojdzie do tego, że będziesz miał inną na każdy dzień tygodnia. – wymamrotał Niall z pełnymi ustami włączając się w rozmowę.
Lou w przypływie frustracji zacisnął szczękę i cisnął w Horana klapkiem, wytrącając mu z ręki skrzydełko, które z pluskiem wpadło do wody.
-Kochanie! Co on ci zrobił?! Jak mógł rozłączyć nas w tak perfidny sposób?! MÓJ SKAAARB!!! – chłopak zaczął wczuwać się w rolę Golluma klęcząc nad basenem wykonując gesty rozpaczy. – Ratuj go głupcze!!!
-Nie będę nurkował w czeluściach Mordoru dla głupiego skrzydełka! – zaśmiał się nieco mniej już spięty chłopak.
Zabawną atmosferę przerwał głuchy dźwięk. Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego dobiegał ów odgłos. Przed nimi stanął Harry, rzucając torbę na płytki. Na jego twarzy gościła zagadkowa mina.
-Co jest, Hazz? – zapytał nieco zdziwiony obecnością chłopaka Liam.


***


Zayn razem z Lou rozsiedli się przed ekranem wielkiego telewizora tocząc zawziętą rozgrywkę między FC Barceloną, a AC Milanem. Już po kilku minutach wyszło na jaw, kto lepiej zna się na rzeczy: wynik 7:0 mówił sam za siebie. Nagle z kuchni dobiegło ich stłumione przekleństwo i zapach spalenizny.
-Niall? Rozpalasz tam ognisko, czy co? Przecież mamy kuchenkę elektryczną, zapomniałeś? Nie używaj takich prymitywnych metod! – krzyknął Tommo nie odrywając wzroku od gry.
Liam wyjął telefon z kieszeni i szybko wykręcił numer, odkładając go na stół.
-A ty co robisz? – spytał jak dotąd nieobecny Harry.
-To tak na wszelki wypadek, gdyby Niallowi zachciało się jednak podpalić nam dom.
-Obiad już z prawie gotowy! – usłyszeli glos „kucharza”.
-To może jednak zadzwonimy po pizzę… - jęknął pod nosem Zayn, próbując zdobyć choć jeden punkt w strciu z Tomlinsonem.
-Dlaczego tak wcześnie wróciłeś? Myśleliśmy, że będziesz chciał spędzić więcej czasu z Taylor i zobaczymy się dopiero na nagraniu.- Payne zwrócił się do nadal zamyślonego Stylesa.
-Zerwaliśmy. – odrzekł obojętnie nawet nie odrywając wzroku od rozgrywki chłopaków.
W tej chwili wszystkie oczy skierowały się prosto w jego kierunku i nawet Nialler wbiegł do salonu bezskutecznie próbując zagasić mały pożar na patelni z ziemniakami.
-Dlaczego? Myśleliśmy, że między wami wszystko dobrze się układa. Wyglądaliście na szczęśliwą parę… - gorączkował się Irlandczyk.
-Miałeś już dosyć „słodziutkiej” panny Swift? – zaśmiał się Tommo odkładając tym samym kontroler.
Wyczuwając, że atmosfera między Lou a Hazzą robi się coraz gęstsza, Zayn spróbował załagodzić jakoś sytuację:
-Niall, odłóż tą nieszczęsną patelnię i zadzwoń wreszcie po pizzę.


*** 


Po uporczywych namowach przyjaciół Hazza zdał lakoniczną relację z wydarzeń sprzed kilku godzin. Wydawało się, że to pozornie ważne wydarzenie nie odegrało dla niego żadnej ważniejszej roli. Chłopcy zachowywali się, jakby przeżywali to wszystko bardziej, niż on. Tylko Lou był niewzruszony, jakby wiedział, że to wszystko prędzej czy później się tak skończy.
-Co możemy zrobić, żebyś poczuł się lepiej? – zakłopotany Liam poklepał chłopaka po ramieniu.
-Wicie co? Mam świetny pomysł. Chodźmy się gdzieś zabawić, spimy się, wyrwijmy jakieś panienki… - ożywił się Malik.
-Ok. – powiedział Styles. – Ale to ja wybieram Lokal.
Widząc pozytywną reakcją Harry’ego bez namysłu przystali na jego warunki.


***


-Czy tobie już do reszty odbiło?! – rzucił oburzony Liam. – Tylko ty mogłeś wpaść na pomysł, żeby zabrać nas do… klubu dla gejów!
-Przecież nie mieliście nic przeciwko temu, abym wybrał miejsce. – odparł wyraźnie zadowolony z siebie Harry.
Cała piątka wpatrywała się w neonowy szyld. Moment konsternacji przerwał im nieznajomy chłopak, który posłał blondynowi zalotne spojrzenie.
-O! Spójrzcie! Chyba się mu spodobałem! – krzyknął uradowany. – Idziemy!!!
Horan złapał za rękę Zayna, po czym dziarsko podążyli w stronę wejścia. W ich ślady poszli też Louis i Styles. Liam stał chwilę w miejscu tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. Co powie Danielle, kiedy dowie się, że byłem w klubie dla homoseksualistów… Po chwili podjął jednak decyzję, że w końcu ktoś musi sprawować pieczę nad tą bandą i niechętnie zrównał z nimi krok:
-No dobra, Styles, ale robię to tylko ze względu na ciebie. I ani słowa mojej dziewczynie!


***


W środku było duszno i tłoczno. Otaczający ich mężczyźni dawali im niedwuznaczne sygnały. Tymczasem chłopcy stali nieco zdezorientowani. Jedynie Harry zdawał się być całkiem rozluźniony i jakby w swoim żywiole. Po chwili obok Nialla pojawił się mężczyzna sprzed klubu. Szepnął coś Horanowi do ucha, a ten nieznacznie się uśmiechnął i podążył za nim na środek parkietu.
-Tylko uważaj na siebie! Nie rób głupich rzeczy! – gorączkował się Liam, próbując podążyć wzrokiem za przyjacielem, jednak już po chwili stracił go z oczu.
-Wyluzuj Daddy, przecież nie zajdzie w ciążę! – słowa Harry’ego wyraźnie poprawiły nastrój pozostałym.
Kiedy siedzieli przy barze Hazza zamówił dla nich drinki. Już po chwili Zayn nawiązał kontakt z, trzeba przyznać, całkiem przystojnym chłopakiem. Liam nadal nerwowo rozglądał się za Irlandczykiem, który w najlepsze bawił się na parkiecie. Lou siedział zgarbiony nad swoją szklanką, nie mając kontaktu z otoczeniem. Loczek zaś żywo dyskutował z barmanem. Wszystko wskazywało na to, że znają się oni już jakiś czas.
-Harry! Ty tutaj! – Styles usłyszał za plecami znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył za sobą uśmiechniętą twarz Justina, jego kolegi.
Kiedy znajomi witali się serdecznie, Tommo rzucił im ukradkowe spojrzenie przez ramię. Na jego twarzy malowało się zdziwienie pomieszane z niezadowoleniem. Styles jakby zupełnie zapomniał o istnieniu chłopców i odszedł na bok z Justinem.
Po chwili obok Lou pojawił się Liam:
-Stary, lepiej nie chodź tutaj do toalety, dobrze ci radzę… - powiedział słabym, łamiącym się głosem szatyn.
-Nie będzie takiej potrzeby, bo już wychodzimy. Harry najwyraźniej znalazł sobie lepsze towarzystwo. – powiedział wskazując ruchem głowy na stojących pod ścianą znajomych, którzy świetnie się ze sobą bawili.
-Stary, teraz mi to mówisz?! – jęknął płaczliwym głosem Payne. – Mogłem dotrzymać, aż wrócimy do domu…
Tommo tylko przewróciło oczami w teatralnym geście i oznajmił Zaynowi, że wychodzą. Już zmierzali ku wyjściu, kiedy przypomnieli sobie o Horanie. Liam przepychał się przez tłum bawiących się w poszukiwaniu przyjaciela. Kiedy wreszcie go znalazł siłą oderwał go od zabawy i oboje dołączyli do reszty i razem opuścili klub.


***


-Powiesz mi w końcu, o co chodzi? – zapytał Justin widząc wyraźnie, że coś jest na rzeczy.
Harry nie miał ochoty dawać mu żadnych wyjaśnień. Przyszedł tu tylko, żeby dobrze się bawić, a nie rozgrzebywać ponownie przeszłość.
-Zerwaliśmy z Taylor, ale proszę, nie każ mi o tym znów opowiadać. – jęknął Styles.
Justin stał oparty o ścianę. Tylko kiwnął głową, zastanawiając się nad sensem jego słów. Wydawało mu się, że robiąc to postąpił on zgodnie z sobą i właściwie. Jego mina świadczyła jednak co innego.
-Reszta wie? – zapytał wyrywając się z zamyślenia.
-Zależy o czym.
-Przecież dobrze wiesz… – odpowiedział podnosząc na niego wzrok.
-Nie… – odparł widocznie bijąc się z uczuciami. - Jeszcze nie czas.


***


Było już grubo po trzeciej, a on nadal nie wracał. Mimo ogromnego zmęczenia nie mógł zmrużyć oka. Jego myśli nadal krążyły wokół wydarzeń tej nocy. Poszedł tam dla niego i tylko dla niego, a ten zostawił go odchodząc bez słowa. Może to wydawało się głupie, ale poczuł się zdradzony.
Czuł się dziwnie z myślą, że Harry jest teraz sam na sam z jakimś obcym mężczyzną i to na dodatek w klubie dla homoseksualistów... Choć nie znał tego całego Jutsina już od pierwszego spotkania poczuł do niego niechęć. Wiedział, że od teraz będzie musiał zabiegać o swojego przyjaciela. Nie mógł znieść myśli, że może polec w tej walce.
Myślał, że Styles wie, ile tak naprawdę dla niego znaczy… Chociaż teraz docierało do niego, że może nie okazywał mu tego w należyty sposób.
Godziny spędzone sam na sam ze swoimi myślami w pustym, ciemnym pokoju dały mu do zrozumienia, że jego uczucia powoli zaczynają wymykać się spod kontroli.

Chaba Baba i Lady Jocker

_________________________________

Jak obiecałyśmy, tak dodajemy pierwszą część naszego wspólnego dzieła :) Mamy nadzieję, że opowiadanie jest niekonwencjonalne i  jeszcze nie raz Was zaskoczy! 
Trzeba przyznać, że łącząc nasze odmienne charaktery literackie to cud, że do tej pory się nie pozabijałyśmy :D Jesteśmy bardzo ciekawe, co Wy sądzicie o tej mieszance!

Tym razem nie dajemy żadnego limitu komentarzy. Pokazałyście, że stać Was na wiele, więc tym razem pokładamy w Was pełne zaufanie!

Miłego weekendu! ;*

wtorek, 16 kwietnia 2013

#9. Louis cz. III


„Daremnie walczyłem ze sobą. Nie poradzę, nie zdławię mego uczucia. Pozwól mi, pani, wyznać, jak gorąco cię wielbię i kocham.”
(Jane Austen)



-Eleanor...
Głos Lou rozciął salę, niczym stalowy nóż. Zamarłaś. Nagle zobaczyłaś, jak chłopak szybkim krokiem wychodzi z pokoju obok. A zaraz za nim biegnie Eleonor. Dziewczyna miała włosy w nieładzie i krzywo zapiętą koszulę.
-Louis! Lou, daj spokój… Ja wyjaśnię…! – krzyczała za nim.
-Tak? No to proszę, czekam. – rzucił zimno.
Dziewczyna otworzyła usta, ale po chwili zamknęła je powrotem. Miała zmieszaną minę.
-Sama widzisz. Nie mamy sobie już nic do wyjaśnienia, El. – odrzekł.
Wszyscy goście, którzy byli dostatecznie trzeźwi, żeby zainteresować się zaistniałą sytuacją przyglądali się parze. Nagle jak spod ziemi obok Lou wyrósł Liam.
-Louis, El… - zaczął. – Czy wszystko…
-Tak Liam. Wszystko w porządku. Jak najlepszym. – powiedział spokojnie. – Możecie wracać do zabawy! – krzyknął do zgromadzonych po czym skierował się ku wyjściu. Jubilat spojrzał ostro na Eleonor:
-Chyba lepiej, żebyś już sobie poszła.


*** 


Stałaś obok Nialla jak wryta. Blondyn był równie zszokowany. Spojrzeliście na siebie. Wasze spojrzenia mówiły same za siebie.
Nie mogłaś tak bezczynnie stać. Musiałaś coś zrobić! Lou… nie mogłaś go zostawić teraz samego.
Wybiegłaś na zewnątrz. Rześkie powietrze uderzyło cię w twarz. Zobaczyłaś go siedzącego samotnie w ogrodowej altance za domem.
-Louis… - podeszłaś do chłopaka od tyłu i położyłaś mu rękę na ramieniu.
Chłopak schwycił twoją dłoń.
-Usiądź. – poprosił.
Opadłaś ciężko obok niego. Trzeba przyznać, że noc była naprawdę piękna. Na intensywnie granatowym niebie widniał jasny sierp księżyca. Dopiero teraz zauważyłaś, że za posiadłością znajduje się jeziorko, całe wypełnione wodnymi liliami.
-Pięknie tu. – szepnęłaś, bojąc się przerywać ciszę, która na tą chwilę zapanowała między wami.
-Taaa… Powinnaś pojechać z nami do Londynu. To dopiero piękne miasto… magiczne… - zamyślił się.
-Kiedy wyjeżdżacie? – zapytałaś.
-Mamy zagrać tutaj jeszcze parę koncertów. Ale nie mówmy teraz o tym.
-Więc o czym chcesz porozmawiać? – zapytałaś.
-Opowiedz mi o sobie. – poprosił.
-O mnie? – zdziwiłaś się. – Jestem zwyczajną dziewczyną, jak każda inna…
-Gdyby to była prawda, nie siedziałabyś tutaj teraz ze mną. – uśmiechnął się lekko, na co odpowiedziałaś mu tym samym.
-Jesteś wyjątkowa {T.i.}. I mówię to całkiem szczerze. – powiedział cicho.
Serce zabiło ci gwałtowniej i zaczęło szybciej pompować krew do żył.
-Lou, ja… Eleonor… - zaczęłaś gubić się we własnych słowach.
-Daj spokój. Już od dawna podejrzewałem, że ma kogoś na boku. – odparł. – Ale trzeba przyznać, że to było perfidne.
Zaskoczyło cię, jak spokojnie chłopak o tym mówił. Przygryzłaś wargę kontemplując jego słowa.
-Powiedz mi, czy byłaś kiedyś tak zakochana, że nie mogłaś robić nic innego, niż myśleć o tej drugiej osobie? Czy kiedykolwiek każda rzecz przypominała ci o niej, widziałaś ją w każdym przypadkowo napotkanym na ulicy przechodniu? Czy kiedykolwiek szalałaś z miłości? – zapytał patrząc ci prosto w oczy.
Oczywiście, że tak było. Jest nadal. I to wszystko przez jedną osobę, przez niego… Uchyliłaś lekko usta, sądząc, że zbierzesz się nadwagę, ale po chwili zamilkłaś, zdając sobie sprawę, że nic z tego. Nie powiesz mu przecież, że go kochasz! Nie teraz…
-Bo widzisz ja właśnie to teraz czuję. – skończył.
-Nie sądzisz, że ona nie jest tego warta? – zapytałaś z lekkim wyrzutem. Ta dziewczyna musiała naprawdę dobrze zawrócić mu w głowie…
-Och, jest. Oczywiście, że jest. – odrzekł, po czym pochylił się nad tobą i pocałował w usta.
To stało się tak szybko, tak niespodziewanie. Po całym ciele przebiegł ci elektryzujący dreszcz, a w brzuchu zerwały się do lotu dziesiątki motyli. Jego usta były jedwabiście miękkie i gorące… jak ta noc… Poczułaś na plecach jego dłoń. Chłopak przyciągnął cię mocniej, bliżej swojego ciała. Mogłaś niemal usłyszeć, jak szybko biją wasze serca. Objęłaś go mocniej, chcąc być tak blisko niego, jak tylko się da. Zapomniałaś o wszystkim; o imprezie, o Eleonor, o tym, że zespół za niedługi czas wróci do Wielkiej Brytanii i zapewne już się więcej nie zobaczycie. Liczyła się tylko chwila obecna. Liczył się tylko on; Louis obejmujący twoje wątłe ciało silnymi ramionami. Zatopiłaś palce w jego włosach. Czułaś jego oddech i czułe pocałunki na szyi. Chciałaś tego, chciałaś jak nigdy wcześniej. Miałaś przeżyć swój pierwszy raz właśnie z nim. Właśnie tutaj, teraz. Wsunęłaś roztrzęsione dłonie pod jego T-shirt i ściągnęłaś przez głowę. Lou uśmiechnął się i zaczął rozpinać ci bluzkę. Twój oddech przyspieszył. Obejmował cię mocno, jakby chciał ukryć cię, ochronić przed całym złem tego świata. Jego usta błądziły po twoim ciele, czułe słowa unosił w dal lekki, chłodny wiatr.
Tak bardzo chciałaś, żeby to trwało wiecznie, żebyś nie musiała budzić się z tego pięknego snu i wracać do rzeczywistości. Pragnęłaś pozostać tutaj, pod rozgwieżdżonym niebem, z miłością swojego życia przy boku. Bez zmartwień. Bez jutra. Tylko trwać. Trwać przy nim…


 ***


Obudziły cię promienie słońca padające na twoją twarz. Leżałaś w wielkim łóżku z pachnącą pościelą… Zaraz, zaraz… W łóżku? Ale dlaczego nie w swoim do cholery?! Otworzyłaś oczy. Obok ciebie błogo spał Lou, wtulony twarzą w poduszkę.
„Och Boże… Co my zrobiliśmy?” – przemknęło ci przez myśli. Nagle wspomnienia z ubiegłej nocy uderzyły cię, niczym tsunami. Pamiętałaś wszystko, każdy szczegół. Pamiętałaś też, że byłaś pijana. Oboje byliście. „A on musiał być, naprawdę pijany, że zrobił to właśnie ze mną.” – pomyślałaś. Nie żałowałaś niczego, wręcz przeciwnie; to były najpiękniejsze chwile w twoim życiu. Ale dobrze wiedziałaś, że dla niego byłaś tylko zabawką, pocieszeniem, tą naiwna laską na jedną noc.
Wstałaś z posłania (miałaś na sobie koszulę chłopaka). Spojrzałaś po raz ostatni na beztroską twarz Louisa, po czym zebrałaś swoje rzeczy i wymknęłaś się cicho z mieszkania.


***


Krążyłaś po mieście, nie wiedząc, co ze sobą począć. Myśli kłębiły ci się pod czaszką, uporczywie domagając się kontemplacji. „Pomyśl trzeźwo, dziewczyno! On nigdy nie będzie twój!” – fuknęłaś sama na siebie.
Nagle twój telefon zawibrował. Będąc pewna, że to Lou, wyciągnęłaś go z kieszeni z zamiarem odrzucenia połączenia. Na wyświetlaczu pojawił się jednak całkiem inny napis: „Harry”. Wcisnęłaś zieloną słuchawkę trochę skołowana:
-Halo? – starałaś się, aby twój głos brzmiał jak najbardziej naturalnie.
-{T.i.}! No w końcu! Dzwonię do ciebie już chyba z piąty raz. Martwiliśmy się o was. Znikliście wczoraj po północy i nikt was nie widział, a zważając na wydarzenia ostatniej nocy i stan Louisa…
-Louisowi nic nie jest. – przerwałaś jego słowotok.
-Och. No tak… to dobrze… to znaczy… a tobie? Gdzie jesteś, podobno nie wróciłaś na noc. Caroline mówiła…
-Musiałam przemyśleć to i owo. – skłamałaś.
-Acha… To może… Wpadniesz dzisiaj? Przyjdą chłopcy, oglądniemy jakiś film, czy coś… - zaczął.
-Nie. Dzisiaj nie dam rady. – obwieściłaś głosem wypranym z emocji.
-Ach.
 -Innym razem. Na razie Harry.
 Zakończyłaś rozmowę ze łzami w oczach. Nie chciałaś takiego obrotu spraw, ale co mogłaś zrobić, do cholery?!


***


Dni mijały, a Lou wciąż nie dawał znaku życia. To utwierdziło cię w przekonaniu, że nie potraktował cię poważnie. Chłopcy po tygodniu spławiania ich przez ciebie powoli zaczęli odpuszczać. Na pytania Caroline odpowiadałaś milczeniem lub zmianą tematu, aż i ta się poddała. To był koniec. Koniec pięknej przygody. Trzeba było zacząć nowy rozdział w swoim życiu.


***


-Hej…! Jedz te naleśniki, bo wystygną. – zaczęła Caroline patrząc na ciebie nieodgadnionym wzrokiem.
-Dzięki, ale jakoś nie mam ochoty. – odpowiedziałaś nieobecnym tonem.
Przez ten krótki czas zmieniłaś się. Zaczęłaś całą uwagę skupiać na nauce, bo to pomagało ci zapomnieć.
-Chodź już, Caroline, bo spóźnimy się na zajęcia. – rzuciłaś obojętnie.
Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na ciebie. To, co miała w oczach najprawdopodobniej było troską. Wsadziła do ust ostatniego naleśnika, zarzuciła na ramię plecak i razem wyszłyście z mieszkania.
Zajęcia minęły szybko. Wychodziłyście przez główne drzwi, kiedy twoim oczom ukazała się blond czupryna. Mogła należeć tylko do jednej osoby i choć chłopak miał na sobie ciemne okulary i dresy rozpoznałaś go bez najmniejszego problemu.
-Niall? – szepnęłaś konspiracyjnie. – Co ty tutaj robisz?
-Musimy porozmawiać, proszę. – również szepnął.
-No dobra, ale na pewno nie tutaj. – odparłaś, po czym razem z przyjaciółką odciągnęłyście go na bok i zaprowadziłyście do akademiku.
-Chciałbym zapytać, co się dzieje i dlaczego nie chcesz z nami rozmawiać, co się stało Lou po tamtej nocy i dlaczego unikasz wszelkiego kontaktu, ale powiem tylko tyle: Jutro nasz ostatni koncert. Bardzo było by mam miło gdybyś mimo wszystko przyszła. Tylko tyle. I wiedz, że cokolwiek by się nie stało jesteśmy w końcu przyjaciółmi, no nie?
Pod powiekami zebrały ci się łzy. Odwróciłaś twarz, żeby to ukryć.
-To co… Przyjdziesz? – zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak, no jasne. – odpowiedziałaś. – Jasne, że przyjdę.

  
***


-Gotowa? – krzyknęła Caroline od drzwi.
-Tak. Tak myślę.
-No to w drogę!
Po rozmowie z Niallem byłaś w fatalnym nastroju. Czułaś się podle, że to, co wydarzyło się między tobą, a Louisem odbiło się echem na przyjaźni twojej i chłopców. Postanowiłaś, że pogadasz z nimi. Lou nie musi przecież nawet zwracać na ciebie uwagi. Schowasz dumę do kieszeni, bo przyjaźń jest znacznie od niej ważniejsza.
Po krótkiej podróży autobusem byłyście na miejscu. Słyszałyście piski fanek już od wejścia. „My też kiedyś tak piszczałyśmy.” – nasunęło ci się.
Chłopcy po kolei wchodzili na scenę, a na samym końcu kroczył on. Ku twemu zdziwieniu podszedł do mikrofonu i powiedział:
-Wiem, że tutaj jesteś. Zachowałem się jak idiota… Wiem. Nie powinienem zaczynać tego w ten sposób. – głos zaczął mu się załamywać.
Boże… czyżby on mówił do ciebie?! Wpatrywałaś się w niego jak zahipnotyzowana, nawet nie czując łez spływających po twojej twarzy.
-Wiem, że nie chcesz mnie znać, ale proszę… błagam daj mi jeszcze jedną, ostatnią szansę… A teraz… Po prostu posłuchaj.

  
 
Łzy zaczęły spływać po twojej twarzy już całkiem niekontrolowanie. Szlochałaś jak mała dziewczynka. Nagle poczułaś, jak jakaś dziewczyna popycha cię do przodu, a za nią kolejna. Po chwili znalazłaś się pod samą sceną.
Wasze spojrzenia spotkały się. Miny chłopaków mówiły same za siebie.
-„Ale wiem, że jeśli teraz pójdę, jeśli odejdę i zdam się na siebie tej nocy, to nigdy nie poznam odpowiedzi.” – śpiewał patrząc ci głęboko w oczy.
Niall i Zayn podeszli do ciebie, pod scenę i … wciągnęli na nią. Nie protestowałaś. Nie miałaś siły.
-Możemy zacząć od nowa?
Dziewczyny na publiczności zaczęły krzyczeć, żebyś się zgodziła, ale nawet tego nie słyszałaś.
-Myślałam… Myślałam, że nie chcesz… kogoś takiego jak ja, że byłam tylko na jedną noc… - łkałaś.
Louis podszedł do ciebie i ujął cię za dłonie. Miliony oczu skierowane było wyłącznie na was.
-WSZYSTKO, co mówiłem ci wtedy było prawdą. Kocham cię {T.i.}. Byłem takim głupcem, pozwalając ci odejść…
Nie dokończył. Objęłaś go mocno i pocałowałaś namiętnie, próbując nadrobić ten czas, który musieliście spędzić osobno.
-Już nic nie mów. Słowa ograniczają. – szepnęłaś.
Wasz szczery, radosny śmiech zagłuszyły wiwaty ludzi, znajdujących się na ogromnym stadionie.
-Myślę, że wybaczycie Lou, jeśli się oddali. – zaczął Niall. – A my za to zapodamy wam coś weselszego…
Pierwsze słowa „Live While We're Young” zaśpiewane przez Liama wydobyły się z głośników.
W tej chwili byłaś zupełnie pewna, że jesteś najszczęśliwszą osobą pod słońcem. I tak już miało zostać, bo miałaś przy sobie miłość swojego życia. Miałaś jego.

„Jest tyl­ko ona, ona, u mo­jego bo­ku, tu, te­raz, i tyl­ko to się liczy. Tu i te­raz. A to, kim była daw­niej, gdzie była daw­niej i z kim była daw­niej, to nie ma żad­ne­go, naj­mniej­sze­go znacze­nia. Te­raz jest ze mną, tu, wśród was. Ze mną, z ni­kim in­nym. Tak właśnie myślę, myśląc wciąż o niej, nieus­tannie myśląc o niej, czując za­pach jej per­fum i ciepło jej ciała. A wy udław­cie się za­wiłością.”
(Andrzej Sapkowski)

Lady Jocker

___________________________________________________________

To już, jak się zapewne domyśliłyście ostatnia część tego opowiadania. Mam nadzieję, że się Wam podobało i będziecie częściej zaglądać na nasz blog :)
Zwyczajowo: lajkujcie! KLIK!

Widzę, że spisałyście się, jeśli chodzi o komentarze po Imaginem Chaby Baby, więc stwierdziłyśmy, że przez jakiś czas zastosujemy ten system. Ale tym razem podnosimy stawkę:

MINIMUM 8 KOMENTARZY = NOWY IMAGIN

A muszę Wam powiedzieć, że co 10 post będzie dotyczył naszego wspólnego opowiadania o chłopcach i ich niecodziennych przygodach. Śmiało mogę powiedzieć, że takiego wielopratowca jeszcze nie czytałyście! Więcej nie mogę zdradzić, bo nie byłoby niespodzianki, ale mam nadzieję, że zachęciłam Was do komentowania, bo nasze wspólne dzieło dodamy dopiero po spełnieniu tego małego warunku.
Ale 8 komentarzy? Co to dla Was?! :)

środa, 10 kwietnia 2013

#8. Harry cz. I



Chciałabyś, żeby miłość dowiodła ci, że istnieje? Nie tędy droga. To ty masz dowieść, że istnieje.
- W jaki sposób?
 -Zaufać.
(Eric-Emmanuel Schmitt)


Straciłam wszystko. W jednym momencie los zakpił sobie ze mnie i wylał wiadro zimnej wody, uświadamiając, że życie nie jest pięknym snem… Stałam na środku chodnika z walizką w ręce, która była moim jednym dobytkiem. Nie posiadałam nic więcej poza paroma ubraniami, gdyż dumę już dawno zdążyli mi odebrać. Nie miałam dokąd pójść. Nie mogłam…
Już od dawna nie posiadłam rodziny. Zostawiłam ją ponad rok temu w Polsce, chcąc pokazać wszystkim niedowiarkom, że marzenia się spełniają. Nie mogłam znieść myśli, że rodzice nie akceptują moich planów na przyszłość, które wiązałam z wyjazdem do Londynu. Zawsze próbowali pokazać mi, że lepiej znają się na życiu i nie mam czego szukać w tym kraju. Że moje miejsce jest na studiach inżynierskich, że muszę wyjść za mąż, a potem wieść normalne życie… jak wszyscy.
Właśnie tego najbardziej się bałam. Monotonni. Że któregoś dnia ogranie i mnie. Z całych sił walczyłam o to, żeby nigdy mną nie zawładnęła. I wydawało się, że jestem na finiszu… Zdobyłam pieniądze na wyjazd do wymarzonego miasta, znajdując tam wcześniej pracę. Opłaciłam mieszkanie oraz wysłałam dokumenty do kilku tamtejszych uczelni. Wszystko, żeby przybliżyć się do spełnienia marzeń…
Życie nie jest sprawiedliwe. Doskonale o tym wiedziałam. Więc dlaczego tak łatwo pozwoliłam omiatać się przez zdradzieckie sidła zgubnego losu? Teraz to i tak było już nie ważne. Straciłam pracę, wyrzucali mnie ze szkoły i z mieszkania. Chciałam przyznać rację mamie, ale jej tu nie było. Może to nawet i lepiej? Nie musiałabym wysłuchiwać kazań, które utwierdziłyby mnie w przekonaniu, że jestem beznadziejna i nic w życiu nie osiągnę. Nie chciałam wracać do domu z podkulonym ogonem.  Po prostu nie mogłam! Chociaż tak trudno było pogodzić się z porażką…


Przemierzałam zatłoczone ulice Londynu ciągnąc za sobą swój cały dobytek. W kieszeni szeleściło kilkadziesiąt funtów, ale, jak się okazało, nie wystarczyły one nawet na najtańszy hotel. Czułam jak tracę wszystkie siły, że dłużej nie dam rady tego ciągnąć. Próbowałam wziąć się w garść, znaleźć inną pracę, zakwaterować się chociażby w jakimś motelu – na próżno. Wszyscy odwrócili się ode mnie tego dnia. Jak i zawsze, kiedy próbowałam walczyć o coś, na czym cholernie mi zależało.
W końcu udałam się do jakiegoś baru. Chciałam się opić, wydać wszystkie pieniądze i rzucić się w ramiona zgubnego losu, który zaprowadził mnie aż tutaj – do miejsca gdzie marzenia zaczęły się spełniać. Kochałam Londyn, mimo wszystko. I to, co działo się teraz ze mną nie miało żadnego znaczenia. To miasto było i nadal jest po prostu magiczne…
Siedziałam przy barze i popijałam którąś z kolei butelkę piwa. Po czwartej straciłam rachubę czasu. Ale dziwnie mi to nie przeszkadzało. W pewnym momencie zauważyłam, że dwie dziewczyny siedzące po drugiej stronie baru przyglądają mi się z zaciekawieniem. Zawzięcie szeptały coś do siebie nie spuszczając ze mną wzroku. Próbowałam udawać, że mało mnie to obchodzi dopóki nie podeszły do mnie. Były ubrane o wiele za skąpo jak na wczesną wiosnę, ich makijaż i strój mówiły same za siebie. Mimo zamroczonego umysłu domyśliłam się, kto przede mną stoi.
- Potrzebujesz pomocy – to nie było pytanie to było stwierdzenie
- A co cię to obchodzi?! – odburknęłam jednej z nich pochylając się nad prawie pustą butelką
- Wyszczekana – odpowiedziała druga – Nadaje się idealnie…
- Jest za młoda – skarciła ją koleżanka, ale długo się nie sprzeczały. Dziewczyna o kruczoczarnych włosach i oczach spojrzała na mnie… z troską? – Mała, nie udawaj. Ktoś taki jak ty nie przyszedłby tu, gdyby dobrze mu się powodziło. Dobrze znam życie i w i e m, że potrzebujesz pomocy, czyż nie?
Spuściłam głowę, co miało oznaczać potwierdzenie jej słów. Czarnooka uśmiechnęła się po czym zajęła miejsce tuż obok mnie. Zamówiła dla nas po kieliszku Martini. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja, nie czułam się dobrze, ale nie chciałam nic mówić…
- Jestem Marika – przedstawiła się po chwili podając mi zadbaną dłoń z nienagannym manikiurem.
- {T.I}, miło mi poznać – westchnęłam ściskając się z nią – Czy mogę wiedzieć o co tu chodzi?
- Dobrze, myślę, że już czas. Postawię sprawę jasno: pomogę ci, jeśli ty możesz mnie.
- W jaki sposób? – zapytałam zdezorientowana. Ona uśmiechnęła się przebiegle, ukazując rząd białych zębów. – Nie mam pieniędzy, właśnie straciłam pracę i dach nad głową. Chyba źle wybrałaś swoją „wspólniczkę”.
- A mnie się wydaje, że dokonałam naprawdę świetnego wyboru – na jej twarz wkradł się tajemniczy uśmiech, a po chwili przekazała mi propozycję nie do odrzucenia…


I tak właśnie trafiłam do agencji towarzyskiej. Od tamtej pory miałam zarabiać na życie swoim własnym ciałem. Propozycja złożona przez Marikę nie wydawała się kusząca, ale była jednym sensowym wyjściem z sytuacji w jakiej się znalazłam. Poznałam tam kilka miłych osób, a alfons okazała się młodym przystojnym mężczyzną, który przyjął mnie z otwartymi ramionami. Kilka dziewczyn nie polubiło mnie od pierwszego spotkania, ale starałam się to ignorować. Najważniejsze, że miałam dach nad głową, jedzenie i pieniądze. Mimo że znalazłam się w burdelu, byłam „szczęśliwa”…
Jednak z każdym dniem moje samopoczuciu ulegało pogorszeniu. Mężczyźni perfidnie mnie dotykali, całowali i namawiali na erotyczne zabawy. A ja… byłam dziewicą. I nie chciałam stracić tego z przypadkową osobą w brudnym, hotelowym pokoju. Mitch, mój alfons, odmawiał każdemu, kto chciał się ze mną przespać, przekonując mnie, że zrobię to kiedy tylko będę gotowa… Ale prawda była taka, że czekał na najlepszą ofertę, najwyższą cenę jaką ktoś mógł dać za noc spędzoną u boku jego najnowszego nabytku…
Z dnia na dzień żałowałam tego, co zrobiłam. Pragnęłam tylko wydostać się z tego piekła i wrócić do Polski. Jednak nie było mi to dane. Musiałam znosić pożądliwe spojrzenia i krępujący dotyk. Jednak nadal byłam „nienaruszona”. Niczym prezent, czekałam na kogoś to będzie na tyle odpowiedni, by mnie rozpakować. I dokładnie tydzień później taka osoba zawitała do naszej agencji…


***


- A nie mówiłem, że Zayn poderwie tą dziewczynę!? – krzyknął podekscytowany Lou biegnąc kilka metrów przed nami. Wracaliśmy z klubu, a po pustych ulicach odbijał się głos chłopaka.
- Barwo, szaleńcze! – westchnąłem przewracając oczami. Po co w ogóle zgodziłem się na ten zakład? Jakbym nie wiedział, że wszystko co się rusza i jest płci przeciwnej nie oprze się Malikowi. – I co teraz zamierzasz z tym zrobić?
- Na pewno nie puścić ci tego płazem – zaśmiał się szatyn obejmując mnie ramieniem – Za to, że nie wierzysz w możliwości naszych kolegów będziesz musiał słono za to zapłacić. Pomyślimy…
Szliśmy w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach. Próbowaliśmy się wyciszyć po hałaśliwej imprezie i wrócić do domu w miarę niezauważonymi. Poza tym jakoś nikt nie miał ochoty na rozmowy. Ale to było tylko moje wrażenie i każdy zastanawiał się co wymyśli Tomlinson.
- Już wiem! – posłałem przyjacielowi pytające spojrzenie, ale ten uśmiechnął się tajemniczo. Chwycił mnie za ramiona i odwrócił w stronę jednego z budynków. W oczy uderzył mnie neonowy szyld agencji towarzyskiej… - Proszę, oto twoje zadanie!
- Że co?! – wykrztusiłem oszołomiony, ale chłopcy tylko zaczęli się ze mnie śmiać.
- Daj spokój, Styles, przecież nie jesteś już prawiczkiem – zaśmiał się Zayn, który chwilę później posłał Liamowi znaczące spojrzenie – Nie mów, że pękasz…
- I że niby z kim? – warknąłem zrzucając z ramienia dłoń przyjaciela.
- No, na pewno nie z Lou – odezwał się Niall, a reszta po raz kolejny wybuchła śmiechem. Posłałem im mordercze spojrzenie, ale to praktycznie nie pomogło.
- Wybierz sobie jakąś panienkę, zabaw się z nią, a potem porzuć, jak robisz to zawsze – instruował mnie Lou – Żeby zaliczyć to zadanie przynieś nam jej stanik… Proste? Proste! No to widzimy się rano.
Zostałem sam. Musiała minąć naprawdę długo chwila zanim się opanowałem, a moje stopy zaczęły ciężko sunąć po chodniku. W końcu dosięgnąłem klamki i naciskając ją pchnąłem mosiężne drzwi.
W środku było ciemno i okropnie śmierdziało. Z każdej strony otaczały mnie półnagie kobiety, które na jedno skinienia placem były w stanie się dla mnie rozebrać. Przy stolikach siedzieli pijany mężczyźni, którzy bez skrupułów dotykali swoje klientki. Poczułem jak skręca mnie w żołądku. Chciałem uciec stąd jak najszybciej i zapomnieć, że zgodziłem się na to wszystko.
Stanąłem na środku i przeszukałem wzrokiem salę w poszukiwaniu tej odpowiedniej... Nagle dostrzegłem młodą dziewczynę, która zupełnie odbiegała od reszty. Coś, jakaś tajemnicza siła kazała mi zabiegać właśnie o nią. Stała za barem i starała się nie patrzeć na to, co dzieje się wokół. Wychwyciłem jej spojrzenie, ale natychmiast mi uciekła. Zacząłem działać. Podszedłem do loży gdzie siedział alfons.
- Szukam dziewczyny – zacząłem ostro, chcąc by potraktował mnie poważnie.
- Chętnie, ale chyba cię nie stać… chłopczyku – zaśmiał się, a w raz z nim dwie półnagie kobiety.
 - Sądzę, że jestem wypłacalny – na potwierdzenie tych słów wyciągnąłem z kieszeni rulonik pieniędzy. Mężczyzna ze zdziwieniem zdjął okulary – Dziewczyna za barem. Ile?
Długo kłóciliśmy się o cenę, ale po namowach alfons „sprzedał” mi dziewczynę za kilka tysięcy funtów. Kiedy dostał pieniądze przeliczył je łapczywie po czym kazał jednej ze swoich dziewczyn zaprowadzić mnie do osobnego pokoju. Usiadłem na łóżku  i rozglądając się, pomyślałem: „Kurwa, Styles, w coś ty się do cholery wpakował?!”
Moje przekleństwa przerwała ONA. Pojawiła w drzwiach i niepewnym krokiem wkroczyła do pomieszczenia. Była przerażona, a w jej oczach malował się strach. Obejmowała się ramionami. Jej skromność we mnie uderzyła, nie wyglądała jak „koleżanki” w sali obok, a mimo to pociągała mnie o wiele bardziej. Kilka minut trwaliśmy w kompletnej ciszy, słychać było jedynie jej przyśpieszony oddech. Powoli wstałem i podszedłem do niej. Jedną ręką objąłem ją w talii, lekko przyciągając, drugą przejechałem delikatnie po zaróżowiałym policzku. Spojrzała na mnie swymi wielkimi oczyma, w których wyczuwało się jedynie ból i strach. Zamarłem. Dziewczyna przysunęła się bliżej i mnie pocałowała.
Z każdym pocałunkiem stawałem się coraz odważniejszy, w końcu wylądowaliśmy na łóżku. Nie miałem pojęcia co robię, po prostu chciałem to mieć z głowy... Ale oboje czuliśmy to samo. Zniechęcenie i świadomość tego, że coś jest nie tak. W końcu oderwałem się ode niej. Głośno dyszeliśmy, odsunęła się na bok łóżka i zaczęła płakać. Mina jaką w tym momencie zrobiłem wyrażała wszystkie emocje: strach, chorą ambicje współczucie, ale przede wszystkim współczucie. Byłem kompletnie zbity z tropu. Okrążyłem łóżko i podszedł do niej, nie odzywając się, po prostu ją przytuliłem. Siedzieliśmy tak kilka minut. Nie chciałem jej opuszczać. Była taka zagubiona, samotna, nie pasowała do tego świata. Otarłem rękawem łzy z jej policzków i szeptem, zapytałem:
- Aż tak źle całuję? – wybuchła niepohamowanym śmiechem, na co uśmiechnąłem się triumfalnie. To jedno zdanie wystarczyło, by przełamać lody.


Nagle dziewczyna zaczęła opowiadać mi swoją historię. Słuchałem jej przejęty nie mogąc pojąć, że to wszystko stało się jednej osobie. Jej zrujnowane marzenia przybiły mnie do tego stopnia, że zaczęłam zastanawiać się, co by było gdybym ja znalazł się w podobnej sytuacji. Cały czas trzymała mnie za rękę, a ja obejmowałem ją ramieniem, żeby dodać otuchy.
- I to wszystko, dlatego tu jestem – westchnęłam pociągając nosem – Przepraszam, że zawracam ci tym głowę, ale…
- Wszystko w porządku! Nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie taki gest – zawahałem się – Tak naprawdę wcale nie chciałem tu przyjść, koledzy mnie zmusili…
- A może Louis? – zaśmiała się na co ja spiorunowałem ją wzrokiem – Myślisz, że nie wiem kim jesteś? Kiedy tylko tu wszedłeś od razu cię poznałam. I po głowie cały czas krążyła mi jedna myśl: Co Harry Styles robi w burdelu!?
- Przegrywa zakład – zaśmiałem się. Ale w tym momencie wcale nie przeszkadzało mi, że wrócę do domu jako poległy. W tym momencie nie liczyło się nic. Tylko ona – Skoro znasz moje imię, to chyba ja powinienem poznać twoje?
- {T.I} – przedstawiła się podając mi dłoń, którą delikatnie pocałowałem. Zarumieniła się. – Nawet nie wiesz jak miło cię poznać, Harry Stylsie.
I tak spędziliśmy wspólnie czas do samego rana. Rozmawialiśmy i poznawali się lepiej. Z każdą chwilą czułem jak zaczyna łączyć nas coraz silniejsza więź. Dowiedziałem się o {T.I} wielu ciekawych rzeczy, a ona o mnie. Jeszcze nigdy nie czułem się tak swobodnie w towarzystwie dziewczyny, która… zaczęła mi się podobać? Chyba traciłem powoli zmysły. Ale nawet gdyby ona chciała tego równie mocno jak ja… przecież była tu uwięziona. Niczym własność tego alfonsa…
- {T.I}, co dalej z tym zrobisz? – spytałem łapiąc ją za rękę. Dziewczyna zrobiła głupią minę, ale ja tylko pokiwałem głową – Wiesz o czym mówię. Mimo że znamy się tylko kilka godzin jesteś dla mnie ważna i chcę cię chronić. Ale nie mogę robić tego tutaj, każdego wieczoru. Ktoś mnie  w końcu przebije…
- Nie martw się o mnie – próbowała się uśmiechnąć, ale wszedł jej grymas – Poradzę sobie, planuję ucieczkę. Dłużej tutaj nie wytrzymam. Zrobię wszystko żeby się stąd wyrwać.
- Przykro mi to mówić, ale jesteś uwięziona. Jak kanarek w złotej klatce. Nie poradzisz sobie – moje słowa chyba jeszcze bardziej ja przybiły, ale udawała twardą. Uśmiechnęła się promiennie i chwyciła mnie za ręce.
- Będę próbować, dopóki starczy mi sił. A teraz musisz już iść. Nasz czas się kończy. – rzeczywiście, przez okno zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca. Pokiwałem niepewnie głową i zacząłem zbierać swoje rzeczy. Już miałem wychodzić kiedy mnie olśniło!
- {T.I}, słuchaj… głupio mi o to pytać, ale… Dasz mi swój stanik?


***


I tak przez następny tydzień Harry spędzał ze mną noce. Z każdym dniem czułam się przy nim coraz lepiej. Wydawało mi się, że znalazłam osobę, której tak długo poszukiwałam. Jakże było to dziwne, że musiałam znaleźć się aż w burdelu, żeby uświadomić sobie, że to właśnie ten zielonooki chłopak jest wszystkim czego mi potrzeba.
Może to było niedorzeczne, może to było głupie, ale zakochałam się w nim. Miał wszystko, czego potrzebowałam. I zawsze ofiarowywał mi samego siebie. Już 2 dni później pierwszy raz się pocałowaliśmy i wyznali sobie miłość. Okazało się, że Harry również żywił mnie tym pięknym uczuciem. Chociaż tak trudno było mi uwierzyć w to, że znalazł swoją księżniczkę w burdelu…
Ale zawsze mówił mi, że jestem inna i nigdy nie będę taka jak dziewczyny. „Tylko moja” – powtarzał za każdym razem kiedy leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie i słuchałam opowieści chłopaka o życiu sławnej osoby. Planowaliśmy też ucieczkę. Plan był doskonały. Musieliśmy tylko czekać na odpowiednią okazję.


Niestety zapatrzona w swojego chłopaka zapomniałam, że żyję w brudnym świecie, którym rządzi pieniądz. Mitch dowiedział się, że Harry odwiedza mnie codziennie i pewien, że to moje zdolności, umówił mnie z klientem. Myśląc, że to Hazza wpadłam do pomieszczenia w skowronkach, a kiedy zobaczyłam, że na łóżku leży zupełnie obcy mężczyzna zamurowało mnie.
W tym czasie on podszedł do mnie i zaczął dotykać. Chciałam się wyrwać, ale był o wiele za silny. Wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko, po czym przygniótł swoim ciałem. Płakałam i krzyczałam, ale to okazało się zgubne. Mężczyzna przysłonił mi twarz dłonią i zaczął ściągać ze mnie ubrania. Nie mogąc dłużej tego znieść zebrałam się w sobie i uderzyłam go z całej siły. Kiedy ten zwijał się z bólu zeskoczyłam z łóżka i uciekłam do łazienki.
Drżącymi dłońmi wybrałam numer Harry’ego i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Odebrał po kilku sygnałach, które wydawały się być wiecznością.
- Co się stało? – spytał zdenerwowanym głosem. Nigdy nie zdzwoniłam wcześniej niż po 22.
- Harry… - słysząc jego głos rozpłakałam się jeszcze bardziej – Proszę cię, przyjdź tu!
Lecz zamiast odpowiedzi w słuchawce panowała głucha cisza. Skryłam twarz w dłoniach, a po policzkach ciekły mi strużki łez. Jedne czego chciałam to jego ciepłe ramiona i zapewnienie, że mimo wszystko będzie dobrze. Po kilku minutach wróciłam do pokoju, w którym nie było już tamtego mężczyzny. Odetchnęłam z ulgą. Teraz modliłam się o to, żeby Mitch nie dowiedział się co zrobiłam…
Nagle drzwi otworzyły się w wielkim hukiem, a w progu stanął Harry! Otworzyłam szerzej oczy, ale nim zdążyłam coś powiedzieć chłopak złapał mnie za rękę i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Harry, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam zdezorientowana, mimowolnie opierając się jego silnym ramionom.
- Jak to co?! Uciekasz z tego piekła! – gdy usłyszałam te słowa momentalnie przestałam płakać, a na twarzy pojawił się cień waleczności.
Styles pociągnął mnie za rękę, a ja przyśpieszyłam kroku i wybiegliśmy na parking zalany słońcem. Chłopak szybko pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym sam zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i wycofał, wyjeżdżając na zatłoczoną ulicę. Byłam wolna…

Coś w sercu podpowiadało mi, że zostałam nagrodzona, za to, iż się nie poddałam. Dokonałam wyboru i wytrwałam do końca walki.
(Paulo Coelho)

Chaba Baba

_______________________________________

UWAGA! WAŻNE!

Czy możecie mi powiedzieć dlaczego nie komentujecie? Nie podobają Wam się Imaginy? Uważacie, że nie jesteśmy dobrami pisarkami? Bo ja już sama naprawdę nie wiem... 
Nie chodzi o to, że jestem jakąś nad ambitną blogerką, która chce mieć pod każdym postem po 100 komentarzy, ale kilka szczerych opinii naprawdę wystarczy, żeby przekonać autora, że to, co robi ma sens. A tutaj kompletnie tracimy wiarę w siebie i swoje umiejętności...
Doskonale wiecie, że to właśnie Wasze opinie motywują nas do dalszego tworzenia i umieszczania tutaj prac. Nawet nie wiecie ile radości daje nam czytanie Waszych komentarzy, to jest uczucie nie do opisania, coś wspaniałego, wiedząc, że ktoś CZYTA nasze Imaginy. Smuci mnie fakt, że statystyka rośnie, a liczba komentarzy stoi w miejscu. Jestem rozgoryczona i nie wiem jak zaradzić temu problemowi, a to naprawdę boli i spędza mi sen z powiek. Nie chcemy rezygnować z bloga, ani z pisania, bo to jest to, co kochamy najbardziej, odskocznia od rzeczywistości,  nasz mały, idealny świat. 

Nigdy nie chciałam tego robić, ale zostałam zmuszona. I uwierzcie, nie robię tego z przyjemnością. Ale bardzo chciałabym zobaczyć, czy zależy wam na blogu... i na nas.

 MINIMUM 5 KOMENTARZY = KOLEJNY IMAGIN 

Pamiętajcie! Bez Was nie ma nas!