niedziela, 31 marca 2013

#6. Liam



‘(…) Nie znam jeszcze swojej miłości do ciebie, ale cię kocham. Jesteś moją Drugą Połową.’
(Paulo Coelho)


Tylko spokojnie! Opanuj się dziewczyno! Choć raz spróbuj zachowywać się n o r m a l n i e! Chociaż się postaraj! Ten jeden raz! Nie zrób z siebie idiotki! Nie przed n i m i…
Stałam pod drzwiami bijąc się z myślami. Co chwilę odchodziłam od nich, żeby chwilę potem z powrotem przed nimi stanąć. Wyciągnęłam przed siebie dłoń, żeby zadzwonić dzwonkiem, ale ją cofnęłam. I tak w kółko… W końcu stanęłam na chodniku, przed domem i westchnęłam.
Czym ja się tak bardzo przejmowałam? To miały być korepetycje jak każde inne. Miałam wytłumaczyć wszystko najlepiej jak umiałam, pomóc zrozumieć materiał i wrócić do domu. Bez zbędnych cyrków, które odstawiałam już od kilku minut! Ale w moim przypadku to przecież było niemożliwe. Przygryzłam wargę. Może nie powinnam się zgadzać? Może powinnam grzecznie odmówić tłumacząc się, że jestem za młoda, żeby tłumaczyć materiał starszym od siebie…
Z drugiej jednak strony chciałam tego najbardziej na świecie; spotkać się z nimi na osobności, spokojnie porozmawiać. Więc kiedy los rozdał mi szczęśliwe karty, nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko wejść do gry. W głębi serca wiedziałam, że sobie poradzę, że w życiu pokonałam już większe przeszkody, że właśnie spełniają się moje marzenia…
Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech, poprawiłam torbę po czym stanęłam przed drzwiami. Bez najmniejszych oporów nacisnęłam dzwonek. Nie minęła może minuta, kiedy w progu stanął dobrze mi, już, znany Paul – manager chłopaków. To właśnie on zawitał do mojej szkoły i poprosił mnie, bym przygotowała chłopaków do egzaminu z pierwszego semestru, który miał odbyć się za 2 tygodnie.
- {T.I}! jak dobrze, że już jesteś! – przywitał mnie z wielkim uśmiechem wpuszczając do środka – Proszę, wejdź. 
Niepewnie przestąpiłam próg, po czym zostałam zaprowadzona do kuchni. Tam, przy wielkim drewnianym stole siedziała piątka chłopców. Każdy skupiony i pochylony nad swoją książką. Paul trącił mnie w bok szepcząc do ucha śmieszne słówka na ich temat, na co tylko zachichotałam. Z nad książki, pierwszy podniósł głowę Louis. Widząc moją osobę uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Chłopcy, przerwijcie tą intensywną naukę i na chwilę ostudźcie swoje mózgi  - zaśmiał się Paul – Chciałbym przedstawić wam nową korepetytorkę {T.I}, przygotuje was ona do egzaminu, który zdacie śpiewająco… Miejmy przynajmniej taką nadzieję…
- Cześć {T.I} – odpowiedzieli wszyscy chórem. Ja natomiast byłam zbyt przejęta, by mówić więc tylko pomachałam ręką.
Zachęcona przez managera usiadłam przy honorowym miejscu, na samym środku, tak żebym miała równy dostęp do każdego, a potem wyciągnęłam książki. Każdy mój ruch był śledzony przez oczy chłopców. Po chwili byłam gotowa do nauczania. W między czasie Paul gdzieś zniknął, a ja kompletnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić… Na szczęście pojawił się tak szybko jak się ulotnił. Widząc, że w pomieszczeniu panuje spokój uśmiechnął się serdecznie.
- Widzę, że świetnie sobie radzicie – posłał mi troskliwe, wręcz, spojrzenie – ja w takim razie wracam do siebie, życzę wam miłej i owocnej współpracy.
Ostatni raz omiótł kuchnie wzrokiem po czym zniknął za drzwiami. Chłopcy patrzyli po sobie bardzo uważnie, jednocześnie jakby czegoś nasłuchując. Kiedy w całym domu rozległ się huk zamykanych drzwi, na ich twarzach zagościły cwane uśmieszki. Lou posłał Harry’emu znaczące spojrzenie i… zaczęło się!


- Lou podaj do mnie! – Tommo rzucił do Hary’ego… cyrkiel! Zakryłam oczy, żeby na to nie patrzeć, ale o dziwno nie usłyszałam krzyku boleści. Mimo wszystko postanowiłam zostać w bezpiecznej pozycji, jaką było leżenie na stole twarzą  schowaną między ramionami.
Zaczęłam się zastanawiać się jak doprowadzę moich „uczniów” do porządku. Nie byłam dobra w zwracaniu na siebie uwagi, ani krzyczeniu. Praktycznie każdy kojarzył mnie z cichą dziewczynką, która popołudniami rozwiązuje dodatkowe zadania z matematyki. Nie wiedzieli jaka byłam naprawdę… Ale może to i lepiej? Przynajmniej za każdym razem oszczędzałam sobie dziwnych spojrzeń.
W końcu postanowiłam zaryzykować – podniosłam głowę. Chłopcy krzyczeli, skakali po krzesłach i rzucali w siebie czym się dało. Nad moją głową przeleciały 2 dezodoranty, tarka do sera i przedłużacz. Krzyknęłam kiedy Zayn zaczął dobierać się do noża, ale na nic to się zdało. Byli niczym banda dzieciaków… Cóż, odezwała się wielka dorosła, która nigdy nie zachowuje się jak mała dziewczynka…
Nagle zauważyłam, że ktoś podsuwa mi pod nos ciasteczko. Zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam na ów osobę, którą był Niall! Posłał mi przyjazne spojrzenie i przysunął bliżej swoje krzesło.  Podsunął mi zeszyt, robiąc nieodgadnioną minę.
- {T.I}, wytłumaczysz mi to zadanie? – rzuciłam okiem na równanie po czym zaczęłam wykładać niczym profesor na prestiżowej uczelni.
- Po pierwsze musimy pozbyć się ułamka, potem należy obustronnie pomnożyć przez 5. Kiedy już otrzymasz taką nierówność dzielisz ją przez 2, a potem pierwiastkujesz – skończyłam łapiąc oddech, ale blondyn przylegał mi się, jakbym pochodziła z innej planety.
Przygryzłam wargę zastanawiając się jak prościej wytłumaczyć mu to zadanie. Widząc Zayna dobierającego się do pudełka ciastek wpadłam na genialny pomysł.
- Zayn! Rzuć mi ciastko! – krzyknęłam wyciągając przed siebie ręce. Chłopak rzucił mi pierniczka z ciekawską miną. Wzięłam do ręki ciastko, które dostałam przed chwilą od Nialla i zaczęłam jeszcze raz.
- Przecież to takie proste! – krzyknął blondyn zapisując rozwiązanie – Jesteś genialna {T.I}!
Chłopcy zaprzestali swojej zabawy i spojrzeli po sobie porozumiewawczo. W jednej chwili zostawili wszystko co trzymali i pognali do Nialla, który brał się za następny przykład. Kiedy dotarło do nich, że blondyn zrozumiał matematykę, rzucili wszystko i złapali za swoje zeszyty.
- {T.I}, pomóż mi z zdaniem z fizyki! – krzyczał Harry rzucając mi na stół stos książek.
- Nie! Najpierw ja! – Lou zepchnął wszystko ze stołu i sam na nim usiadł rozkładając przede mną ćwiczenia z geografii. Zaczęłam się cicho śmiać, ale po chwili wybuchłam i tylko mój śmiech było słuchać w całym pomieszczeniu. Chłopcy patrzyli po sobie z litościwymi uśmiechami, kiedy ja tarzałam się ze śmiechu.
- To jak będzie? Pomożesz nam? – spytał Zayn, kiedy wreszcie się uspokoiłam.
- No jasne! Siadajcie – uśmiechnęłam się – W końcu po to tu jestem!
I tak zaczęłam tłumaczyć każdemu z osobna wszystkie niezrozumiałe zagadnienia. Wyjątkiem był Liam, który za nic w świecie nie chciał, żebym patrzyła na jego zadania. Nie wiedziałam co odpowiedzieć na jego fukania dotyczące dojrzałości i samodzielności, więc siedziałam cicho i starałam się odzywać do niego jak najmniej. Chociaż to wcale nie było trudne, gdyż Payne, prawie wcale nie otwierał ust, kiedy reszta trajkotała wesoło na różne tematy. Trochę mnie to bolało, ale nie była to moja sprawa, dlaczego chłopak zachowuje się tak, a nie inaczej. Miałam być tylko jego nauczycielką, nie terapeutką….


I tak przez cały następny tydzień chodziłam do domu One Direction, żeby pomagać niesfornym chłopakom zrozumieć świat nauki. Muszę przyznać, że z dnia na dzień szło im coraz lepiej. Przy okazji zżyliśmy się i choć minęło zaledwie kilka dni, mogłam śmiało powiedzieć, że łączyła nas silna więź. Często śmialiśmy się, urządzaliśmy bitwy na jedzenie czy graliśmy na konsoli. Spędzaliśmy wieczory jak zwykli, młodzi ludzie. Chłopcy nawet na chwilę nie dali mu odczuć, że moja nadzwyczajna mądrość czasem ich przeraża, czy ich sława ma jakiś związek na nasze relacje.
Za to Liam jakby odsuwał się ode mnie coraz bardziej. Nie chciałam nic mówić, bo miałam przecież jeszcze chłopców. Dzięki nim, chociaż przez chwilę nie zadręczałam się tą sytuacją. Mimo wszystko chciałam mieć dobry kontakt ze wszystkimi, więc noce spędzałam na rozmyślaniu, co takiego mogłam zrobić, że ten chłopak traktuje mnie tak chłodno? Zanim jeszcze zdążyłam go poznać, myślałam, że jest ciepłą i przyjazną osobą o złotym sercu. Uważałam go za utalentowanego człowieka i wspaniałego brata dla chłopców. A tym czasem, w ciągu jednej chwili moje wyobrażenie o nim lego w gruzach. Chociaż nie… mimo wszystko chciałam wierzyć, że Liam jest taki, jakim go sobie wymarzyłam. Mimo wszystko.
Tylko dlaczego cały czas miałam wrażenie, że odkąd tylko mnie zobaczył, próbował tłumić targające nim emocje, które tylko ja  zdołałam zobaczyć w jego oczach, przez ułamek sekundy?


***


- Mogę wejść? – Zayn wsadził głowę między drzwi a framugę i rozejrzał się po pokoju. Nie usłyszał odpowiedzi, ale to nie przeszkadzało mu, żeby przestąpić próg. Cicho zamknął za sobą drzwi, po czym podszedł do komody opierając się o nią. – Chyba musimy porozmawiać…
Uniosłem wzrok znad gitary i posłałem mu pytające spojrzenie. Ten jednak, zupełnie jak przed chwilą ja, nie odezwał się ani słowem. Po chwili ciszy, która wisiała między nami odłożyłem gitarę na stojak i zsunąłem się na skraj łóżka. Lekko uderzyłem się w uda, dając przyjacielowi znak, żeby zaczął mówić pierwszy, skoro przyszedł mu z własnej inicjatywy.
- Lubisz {T.I}? – spytał obracając w palcach figurkę słonia.
- Co to za pytanie? – zdziwiłem się, będąc coraz bardziej zaciekowym jego wizyty tutaj.
- Normlane – wzruszył ramionami – Lubisz ją czy nie?
- No… tak. Tak lubię ją, chyba jak każdy z nas – odpowiedziałem drapiąc się po karku – A co chodzi…?
Zapadło milczenie. Chłopak nadal bawił się figurką, nawet nie obdarzając mnie przelotnym spojrzeniem. Przełknąłem głośno ślinę czując jak zasycha mi w gardle. Z każdą chwilą zaczynało do mnie docierać, że Zayn wie w s z y s t k o. I coraz bardziej mnie to niepokoiło.
- O to, jak na nią patrzysz – zrobiłem niedorzeczną minę, ale przyjaciel widząc to wszytko tylko prychnął niezadowolony – Przestań udawać, chociaż przede mną! Może reszta tego nie zauważa, ale ja nie jestem ślepy. Widzę więcej niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić… Liam, dlaczego to robisz? Dlaczego ją od siebie odpychasz?
Lekko zdezorientowany, a może i nawet zawstydzony spuściłem wzrok. Przygryzłem wargę szukając sensownej odpowiedzi na jego pytanie. Ale mimo kilkuminutowej ciszy nie potrafiłem jej znaleźć. A może ona cały czas była? Tylko ja to ja potrafiłem przyznać się sam przed samym sobą, że ją znam? To było takie trudne… Było tyle wątpliwości, strachu i nadziei. A przecież wszystko to już raz przeżyłem. I nie chciałem, by historia zatoczyła koło i z powrotem poraniła mnie bolesnymi wspomnieniami.
- Nie chcę jej krzywdzić – wydukałem wreszcie, stawiając na szczerość – Chcę ją tylko przed sobą obronić…
- Liam… - chłopak usiadł obok mnie i położył mi rękę na ramieniu – Wiem, że chcesz dla niej najlepiej, ale prawda jest taka, że zachowując się w ten sposób, nie dość, że ranisz ją, to jeszcze bardziej siebie. Wiem, że boisz się zaryzykować, po tym co stało się z Danielle. Ale to już zamknięty rozdział. A teraz czeka na ciebie nowy, który musisz zapisać. Chcąc być szczęśliwym nie możesz patrzeć za siebie. Musisz skupić się na tym co jest przed tobą. I na twojej drodze właśnie stanęła {T.I}. Ona jest twoim nowym początkiem. Ona pomoże ci przejść kolejny rozdział w twoim życiu. Pozwól jej na to. Nie odtrącaj jej ze względu na błędy przeszłości….
Spojrzałem na Zayna z wdzięcznością i uśmiechnąłem się promiennie. W tym co mówił było tyle mądrości. Czasami głęboko zastanawiałem się skąd tak młody chłopak bierze życiowe wskazówki. Teraz wiedziałem, że płyną one prosto z jego serca… I właśnie teraz, jedna z nich, dała mi do myślenia więcej, niż mądre słowa innych, skierowane do mnie przez całe życie.
Tak, źle zrobiłem. Ale prawda była taka, że bałem się ją zranić. Nic więcej. Wolałem, by pielęgnowała w swoim sercu mój obraz, taki, jaki zawsze sobie wyobrażała. Nie byłem idealny, stanowczo odbiegałem od większości wyobrażeń, choć tak bardzo się starałem. Nigdy nie zamierzałem jej skrzywdzić. Nigdy nie chciałem żeby przeze mnie cierpiała. Ale nie umiałem się inaczej bronić. Nie umiałem inaczej jej pokazać, że nie jest dla niej dobry. Robiłem to wszystko, żeby było jej potem lepiej, żeby nie musiała cierpieć. Ale teraz wiedziałem, że przyjąłem najgorszą taktykę. Że cierpiała przeze mnie, a z nią ja. Tak, źle zrobiłem. Tak, chciałem to wszystko naprawić.
Ponoć nigdy nie jest za późno na to, by zacząć wszystko od nowa…


***


Egzamin zbliżał się wielkimi krokami. Chłopcom został już tylko tydzień na powtórzenie sobie wszystkich wiadomości i, jak w przypadku Nialla, zrozumienie matematyki. Mimo wszystko widziałam, że bardzo się starają i codziennie bez żadnego marudzenia rozwiązywali wszystkie zadawane przeze mnie ćwiczenia. Aż miło się patrzyło, że grupka pięciu sławnych chłopaków słucha takiej szarej myszki jak ja.
Był to jeden z tych dni, kiedy to cała piątka siedziała cicho i każdy pochylony nad swoim zadaniem próbował rozwiązać go bezbłędnie. Tym czasem ja siedziałam obok Lou i bawiłam się długopisem. Podniosłam znudzony wzrok, kiedy napotkałam spojrzenie Liama. Ku mojemu zdziwieniu na jego twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach zabłyszczały iskierki. Odwzajemniłam gest, będąc zupełnie zaskoczona. Odkąd tylko się tutaj pojawiłam traktował mnie niczym zło konieczne. Nie rozmawiał ze mną, nie uśmiechał się w swoim towarzystwie i stawał się oschły. A tego jednego dnia, podczas tego jednego uśmiechu, wymazałam z umysłu wszystkie negatywne wspomnienia. Zacząć od nowa, mimo, że nie użyło się do tego ani słowa, to najlepsze co mnie do tej pory spotkało…
- Ale mi się nudzi… – wymknęło mi się mimowolnie kiedy oczy same zaczęły mi się zamykać ze znużenia i braku jakiekolwiek zajęcia.
- W takim razie chodźmy się rozerwać – odparł wesoło Lou oplatając mnie ramieniem. Reszta, jak na komendę, rzuciła długopisy i zaczęła wstawać od stołu.
- Zaraz! – ożywiłam się – A co z waszymi zadaniami? Za kilka dni macie test!
- Nie martw się {T.I}! Przecież wiesz, że wszystko umiemy – uśmiechnął się Zayn – W końcu mamy najlepszą nauczycielkę.
Na mojej twarzy pojawiły się dwa ogromne rumieńce, ale chłopcy zachowywali się tak, jakby w ogóle ich nie dostrzegli. Przy pomocy Nialla wstałam i wspólnie skierowaliśmy się do pokoju, gdzie znajdował się stół do półkrzyków, bilard, wygodna kanapa i barek. Na miejscu podzieliśmy się na 3 drużyny. Lou był z Harry’m, Niall z Zaynem, a ja z Liamem. Chłopcy od razu doskoczyli do stołu, za to ja zostałam pociągnięta przez mojego towarzysza za rękę na bok.
Usiedliśmy na kanapie, a chłopak zaproponował coś do picia. Po chwili trzymałam w ręce wodę z cytryną. Liam spojrzał na mnie po raz drugi i uśmiechnął się przelotnie. Wydawało się, że nie istnieje dla niego to, co dzieje się wokół. Miałam wrażenie, że jedyne czym się interesuje były moje oczy. Zaczął rozmowę, odpowiadałam naturalnie i spontanicznie, ale w mojej głowie toczyła się prawdziwa wojna.
Dlaczego od samego początku tak cholernie zależało mi na tym, żeby dostrzegł we mnie kogoś więcej? Żeby polubił mnie jak chłopak dziewczynę? Tak, był wolny, ale to wcale nic nie znaczyło. Ktoś taki jak Liam może mieć każdą dziewczynę i ma co tego ukrywać. A ja? Zwykła dziewczyna, która wiedzie szare, pozbawione radości życie nastolatki. Nie pasowałam do tych puzzli. Byłam z zupełnie innej układanki. A jednak serce nie wybiera dla kogo ma zacząć bić mocniej, nie zważa na to czy ludzie są z tej samej bajki. Ono rządzi się swoimi prawami i żadne ludzkie sprzeciwy nie działają.
Nie kochałam go za to ile ma pieniędzy, za to jaki ma głos czy jak wygląda. Nie kochałam go przystępując próg, pierwszego dnia naszej wspólnej przygody. Pokochałam go dzisiaj, kilka minut temu, kiedy nasze oczy spotkały się ze sobą na ułamek sekundy. I wszystko się zmieniło. Stado motyli poderwało się do lotu i już nie mogłam tego powstrzymać. Nie mogłam… Nie chciałam…
- {T.I}, Liam, teraz wasza kolej – jęknął nieco zasmucony Niall kiedy okazało się, że to Harry i Lou wygrali. Liam posłał mi znaczące spojrzenie, a ja tylko kiwnęłam głową. Kiedy chłopcy grali, obmyśleliśmy małą strategię, która miała dać nam zwycięstwo nad przeciwnikiem.
- Lepiej od razu oddajcie nam trofeum i oszczędźcie sobie sromotnej porażki – zaśmiał się Harry posyłając mi mordercze spojrzenie.
- Jeszcze zobaczymy… chłoptasiu! – zaśmiałam się, a Liam mi zawtórował.
- Lou! Słyszałeś co do mnie powiedziała!? – Hazza „oburzył się” szukając u przyjaciela wsparcia, ale ten tylko skarcił go wzrokiem, po czym wrzucił na boisko piłkę. Zacisnęłam ręce na poręczy i zaczęliśmy grać.
Nasze rozgrywki były długie i zacięte. Szala zwycięstwa przechylała się raz w jedną, raz w drugą stronę. W między czasie Niall z Zaynem podzielili się i kibicowali swojej ulubionej drużynie. Mulat stał za mną i krzyczał mi do ucha wskazówki, które powinnam wykonać, żeby wreszcie pokonać piekielnie dobrego Tommo, który ubóstwiał wszystko co związane z piłką nożną.
- Strzelaj, {T.I}! – emocjonował się machając rękami. Zmarszczyłam brwi po czym mocno przekręciłam swojego piłkarza, a piłka zgrabnie wyminęła obrońcę Lou i wpadła do bramki. Właśnie wygraliśmy z Liamem mecz piłki nożnej. Czy tak samo będzie kiedy podejmę się walki o jego serce…?


W końcu nadszedł ten dzień – egzamin. Chłopcy poprosili mnie, żebym była w tym dniu razem z nimi. Zgodziłam się bez najmniejszych oporów. Przybyłam do ich domu kilka minut przez egzaminatorem. Wyściskałam każdego z nich życząc powiedzenia, ale na ich twarzach nie dostrzegłam cienia strachu. Byli spokojni, roześmiani i pewni siebie. Za każdym razem powtarzali, że jeszcze nigdy nie czuli się tak dobrze przygotowani i są pewni zdania tego testu. Tak bardzo chciałam im wierzyć na słowo…
O równej 18 rozpoczął się egzamin. W tym czasie ja siedziałam w pokoju, gdzie kilka dni wcześniej graliśmy w piłkarzyki i nerwowo bawiłam się szklanką z sokiem. Miałam naprawdę spoko czasu żeby pomyśleć nad wszystkim, co stało się do tej pory w moim życiu. Z jednej strony szczeniacka miłość do kogoś tak nieuchwytnego. Dlaczego życie musi aż tak bardzo się komplikować i stawiać mi na drodze ludzi, którzy nigdy nie będą mogli być jego częścią?! Ale z drugiej strony… jaka normalna dziewczyna ma szansę spędzić z One Direction 2 tygodnie sam na sam? Nie każdemu się to zdarza i zdawałam sobie sprawę, że w tej sprawie los był dla mnie naprawdę łaskawy. Podsumowując, więcej było w tym zysków niż strat i to podnosiło mnie na duchu. Ale myśl, że to już koniec tej wspaniałej przygody i będę musiała opuścić chłopców, że być może nasze drogi już nigdy się nie zejdą – była wręcz nie do zniesienia.
Nagle usłyszałam hałas, ktoś zbliżał się do spokoju z zawrotną szybkością. Świadoma tego, że chłopcy biegną do mnie, oznajmić mi wynik testu, odłożyłam pustą szklankę i wstałam wygładzając koszulę. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu stanęła cała piątka. Posłałam im pytające, ale jednocześnie przerażone spojrzenie, ponieważ cały czas milczeli. Nim się zorientowałam rzucili się na mnie. Kilka sekund później leżałam na podłodze przygnieciona przez chłopaków.
- Zdaliśmy! Jesteś genialna {T.I}! – krzyczał Harry, a razem z nim reszta – O mój Boże! Zdaliśmy!!!
Zaczęłam się śmiać i cieszyć razem z nimi. Cały ten trud wreszcie się opłacił i właśnie dla takich chwil żyłam, siedząc nad zadaniami z fizyki zamiast z przyjaciółmi szaleć w klubie. Dla tych chłopców mogłabym poświęcić znaczenie więcej.
- Tak bardzo się cieszę! – zaczęłam ich przytulać – Wiedziałam, że sobie poradzicie! Jestem z was taka dumna!
- Uczcijmy to! – krzyknął Zayn – Chodźmy do klubu! Zabawny się!
Wszyscy pozytywnie przyjęli tę wiadomość, uradowani, że wreszcie spokojnie mogą wyjść na miasto, zabawić się i nie myśleć o tym co będzie jutro. Niestety o mnie nie można było powiedzieć tego samego…
- {T.I}, no chodź! – jęknął Niall zakładając adidasy, ale ja posłałam mu troskliwe spojrzenie.
- Niestety, ale nie wszyscy mają ten przywilej co wy i jutro czeka ich szkoła – zaśmiałam się – Idźcie sami, jeszcze kiedyś wybierzemy się gdzieś wszyscy razem.
Chłopcy długo mnie przekonywali, ale się nie zgodziłam. Nie chodziło tutaj o szkołę, ale o potrzebę zostania sam na sam ze swoimi myślami. Ze sprawami, które za długo były spychane do kąta, a teraz nawarstwiły się tak bardzo, że powoli przejmowały nade mną kontrole. Pożegnałam się z przyjaciółmi obiecując im, że zadzwonię za kilka dni i umówimy się na wspólne wyjście. Chociaż w głębi serca wydawało mi się, że za te kilka dni nie będę dla nich nic znaczyła… Że będę tylko jak wspomnienie…
Kiedy dom opustoszał spakowałam swoje rzeczy i wyszłam na dwór. Tej nocy niebo było czarne jak smoła, a gwiazdy zajmowały każdy milimetr nieboskłonu. Zawsze lubiłam patrzeć w gwiazdy wyobrażając sobie rozmaite rzeczy. Tym razem postanowiłam nadużyć gościnności chłopców i skierowałam się na tył domu.



- Liam?! Co ty tu robisz? – spytałam lekko zdezorientowana zastaniem chłopaka na tyłach domu, siedzącego na ziemi i wpatrującego się w niebo – Nie poszedłeś z chłopcami do klubu?
- Jakoś nie miałem na to ochoty – odparł z uśmiechem – I widząc cię tutaj, coraz bardziej uświadamiam się w przekonaniu, że jestem na właściwym miejscu. Proszę, usiądź.
Wykonałam jego polecenie. Kiedy położyłam się obok chłopaka nasze ramiona lekko się stykały, a oczy wpatrzone były w miliony gwiazd. Panowała między nami idealna cisza, ale była ona najprzyjemniejszą rzeczą, jakiej doświadczyłam w swoim życiu. Błagałam Boga, żeby pozwolił mi być tutaj z nim przez całą wieczność.
Nie panując nad czasem pochłonęliśmy się w rozmowie. Rozmawialiśmy o wszystkim, o rzeczach zwykłych i tych niesamowitych. Nie czułam przy nim żadnych barier. Świat nagle stanął przede mną otworem, wszystko stało się jaśniejsze i jakby pełniejsze blasku. Co, to czułam w środku było niczym trzepot motylich skrzydeł. Nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia. Tylko jego głos i ramię, które dotykało mojego. Mimo że chwila rozstania zbliżała się z każdą chwilą, teraz nie było dla mnie ważne późniejsze rozczarowanie i bol. Liczyło się, że mogę być tu z nim, przez ten krótki moment.
- Cieszę się, że tu jesteś – szepnął nagle Liam – Bo muszę zadać ci pewne pytanie…
- Pytaj – odparłam spoglądając mu w oczy. Odbijały się w nich teraz wszystkie gwiazdy.
- Lubisz mnie?
- … Tak, oczywiście, że tak – jęknęłam mając nadzieję, że w ciemnościach nie będzie widać moich czerwonych policzków – A o co chodzi?
- O to jak na ciebie patrzę… – przestałam skubać trawę i poczułam jak serce w piersi staje na moment. Powoli przeniosłam wzrok na chłopaka, który uśmiechał się promiennie i mimo wszechogarniającej ciemności, doskonale widziałam jego twarz. Wtedy uświadomiłam sobie, że Liam jednak mnie lubi, że nie jestem mu obojętna. Może to nie równało się z uczuciem, jakim go darzyłam, ale było to więcej niż mogłabym sobie wymarzyć. Uśmiech sam wkradł się na moją twarz.
- Ten dzień był taki wspaniały, magiczny – szepnęłam kiedy znikąd ujął moją dłoń – Chyba nie mógłby skończyć się jeszcze lepiej…
- Mógłby – zaprzeczył Liam po czym spojrzał mi w oczy – I właśnie tak się zakończy. Tak, jak powinien to zrobić już dawno temu…
Delikatnie ujął moją twarz po czym zaczął zbliżać się ku drżącym ustom. Przymknęłam oczy rozkoszując się otaczającym cię zapachem wiosny i jego perfumami. Po chwili poczułam jego wargi na swoich. Stado motyli zerwało się do lotu i poszybowało w górę. To była magia, najprawdziwsza magia, jak a kiedykolwiek mogła się wydarzyć między dwojgiem zakochanych ludzi.
I nagle wszystko stało się dla mnie jasne. I nagle zrozumiałam, że trzeba podejmować ryzyko, że należy walczyć z całych sił o swoje marzenia. W końcu na każdego człowieka czeka jakiś skarb. A kiedy przychodzi na to pora, on sam trafia w nasze ręce. Trzeba być tylko cierpliwym i nie bać się walczyć o szczęście…


‘Ona potrzebowała go tak samo, jak on potrzebował jej. Taka jest prawda o pokrewnych duszach – w końcu muszą się rozpoznać.’
(Paulo Coelho)

Chaba Baba

____________________________________________________

Dłuuugi Imagin. Specialnie dla Was. Spelcialnie na Święta! :*

Szczerze? Kompletnie nie byłam przekonana do tego opowiadania, ale Lady Jokcer namówiła mnie do tego, żebym je wstawiła. Więc prezentuję Wam w Wielkanocy poranek taką oto opowieść. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na Wasze opinie! :) Chciałam wymyślić coś specjalnego  pod tematykę Wielkanocną, ale brakło mi pomysłu. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ;)
Miałam jeszcze pisać o wydarzeniach ze ślubu Greg'a, ale stwierdziłam, że nie będziemy sobie psuły tym nastrojów podczas świąt...

Z okazji Świąt Wielkiej Nocy wraz z Lady Jocker chciałybyśmy złożyć Wam życzenia:

Zdrowia, szczęścia i pomyślności. Świąt przepełnionych magią i zapachem przepysznych wielkanocnych ciast! Żebyście zawsze szły przez życie z uśmiechem i podniesioną głową, nie przestały dążyć do upragnionego celu. Abyście nigdy nie żałowały podjętych decyzji i nie patrzyły za siebie. Żeby otaczali Was tylko prawdziwi przyjaciele, którzy zasługują na Waszą cenną miłość. Abyście spełniały swoje marzenia. Nie ważne czy wydają się wam nierealne czy błahe. Po prostu nigdy się nie poddawajcie! <3

środa, 27 marca 2013

#5. Louis cz. II



„Nigdy nie była tak rzetelnie przeświadczona, że mogłaby go pokochać, jak teraz, kiedy wszelka miłość musiała być daremna.”
(Jane Austen)


 -Caroline! – biegłaś przez korytarz wykrzykując imię dziewczyny.
Nagle zobaczyłaś przyjaciółkę, która zawzięcie kłóciła się z Braniem (Facetem, który wziął cię za stylistkę).
-Ale niech mnie pan puści! Co pan robi?! – awanturowała się nieźle skołowana Caroline. – {T.i.}! O matko… Wytłumaczysz mi, co jest tutaj grane?
-No właśnie. Co ona tutaj robi? Miałaś nie przyprowadzać znajomych! Niedługo cały Nowy Jork zleci się za kulisy… - gorączkował się Brian.
-Spokojnie, ona… jest moją pomocnicą! – palnęłaś.
Caroline wytrzeszczyła na ciebie oczy.
-Kim? – zapytali jednocześnie twoi rozmówcy.
-Oj… Caroline… No przecież przyszłaś tutaj ze mną, żeby ubrać chłopców, prawda? – mówiłaś tonem, jakbyś nauczała sześcioletnie dziecko, jednocześnie miażdżąc wzrokiem dziewczynę.
-T-taa… - wydukała tylko w odpowiedzi.
-No właśnie. Więc my już sobie pójdziemy i posiedzimy grzecznie za kulisami…
Chwyciłaś koleżankę za rękę i pociągnęłaś za sobą, czując podejrzliwy wzrok mężczyzny.
Po chwili znalazłyście się w pustej garderobie.
-Mamy kłopoty, prawda?


***


Dziewczyna słuchała twojej opowieści z otwartymi ustami. Cała aż trzęsła się z emocji.
-Tylko się tak nie podniecaj, bo znowu zrobi ci się niedobrze! – rzuciłaś śmiejąc się.
-Ja… Nie no, nie wierzę… - jąkała się.
Tobie samej również nie było łatwo uwierzyć, w to, co się stało. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałaś, że coś takiego przydarzy się właśnie wam!
Chłopcy śpiewali jak zaczarowani. Wy też śpiewałyście za sceną. No, generalnie skrzeczałyście, jak wrony, ale byłyście takie szczęśliwe, że wcale nie przeszkadzało wam, że ktoś z personelu może was usłyszeć.
Zespół zagrał jeszcze parę piosenek i porozdawał autografy. Po chwili zobaczyłaś nieco zmęczoną, ale uśmiechniętą twarz Niall’a wychylającą się zza sceny. Za nim kroczyła cała reszta.
-No i jak? Podobało ci się? – zapytał Zayn. – O, widzę, że mamy jeszcze jednego VIP-a. – zaśmiał się.
Caroline poczerwieniała jak burak i wydukała, jakby w transie:
-Zaaaayyyynnnn…
-Taa… - zaśmiał się jeszcze głośniej. – A to Harry, Louis, Niall i Liam. – przedstawił kolegów.
-Oooch… Chyba znów mi słabo… - jęknęła, po czym opadła ciężko na kanapę.
-No. To kto ma ochotę na imprezę? – zapytał Liam.
-O… No to w takim razie my już sobie pójdziemy… - zaczęłaś niepewnie.
-Och, nie chcecie z nami zostać? Będzie fajnie! – przerwał ci Niall.
-Y?! – pisnęła Caroline, po czym ponownie opadła na sofę, z której chwilę temu udało jej się dźwignąć na drżących nogach.
-No… Skoro nie macie nic przeciwko…
-Będzie super, zobaczycie. – puścił wam oczko Zayn.


***


Chłopaki zabrali was do dużej, oświetlonej światełkami sali.
-Zawsze robią nam takie imprezy, po koncertach. – wyjaśnił Zayn, który najwidoczniej wziął sobie za cel przybliżyć wam tajniki życia celebrytów. – Ludzie z ekipy są naprawdę świetni!
-Powiedz, jak to jest występować przed tyloma ludźmi? – zagadnęła twoja, nieco już ośmielona towarzyszka.
-Och, to wspaniałe uczucie! – kontynuował chłopak. – Stoisz przed tyloma ludźmi, mając świadomość, że czekali w kilkugodzinnych kolejkach, tylko po to, żeby zobaczyć cię na żywo… Nasi fani są naprawdę wspaniali. Chciałbym poznać ich wszystkich z osobna…
Po chwili dołączyliście do reszty chłopców. Niall właśnie zajadał się smakołykami, Liam tańczył z Daniele, a Harry i Louis prowadzili rozmowę gestykulując żywo.
-Hej, chłopaki!- zawołał Zayn. – Zajmiecie się naszymi koleżankami?
-Jasne! – wybełkotał Niall z buzią pełną pieczonych ziemniaków.
-I jak? – zapytał Louis podchodząc do ciebie.
-Och, byliście niesamowici!
-Cieszę się, że ci się podobało. – zaśmiał się chłopak, widząc, jak bardzo wszystko przeżywasz. 
-Jak mogło by być inaczej?
Rozmawialiście w najlepsze, kiedy podeszła do was jakaś dziewczyna…:
-Hej, Lou! – krzyknęła z daleka.
-Eleanor! – uśmiechnął się chłopak. – Poznaj, to jest {T.i.}, nasza nowa stylistka.
Nagle poczułaś coś dziwnego w środku… Jakby ktoś zdjął ci z oczu różowe okulary.
-H-hej… - wykrztusiłaś z siebie.
-Miło mi. – rzuciła dziewczyna. – A teraz wybacz, ale porwę Louisa…
Pociągnęła go za rękę i po chwili znikli w tłumie zaproszonych gości. Stałaś sama z przygryzioną wargą. No tak… Eleanor. Ale… przecież co cię to obchodziło? To byłoby nieco dziwne gdyby taki chłopak jak Lou był singlem…
-Hej, mała! Co jest, ducha zobaczyłaś? – Harry pomachał ci ręką przed oczyma.
-Wybacz, zamyśliłam się trochę.
Chłopak spojrzał na ciebie nieodgadnionym wzrokiem.
-O! Leci moje ulubiona piosenka! Chodź na parkiet, nie daj się prosić! – uśmiechnął się zachęcająco.
-Czemu nie? Chętnie.
W chwilę potem tańczyliście do przyjemnej muzyki płynącej z głośników. Obok was zobaczyłaś rozpromienioną Caroline, która razem z Zaynem wykonywała dzikie podrygi.
Wieczór był prawie idealny. Prawie. Łudziłaś się, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę nie było. Poczułaś coś do tego chłopaka, odkąd tylko zamieniłaś z nim pierwsze zdanie. Wmawiałaś sobie, że wszystko jest po staremu, ale nie mogłaś znieść myśli, że teraz tańczył gdzieś do romantycznej muzyki z nią…. Nie była brzydka, ale i tak nie dość dobra dla niego.
 Grubo po północy zakomunikowałaś, że trzeba wracać. Caroline opierała się rękami i nogami, ale po długich namowach, tłumaczeniach i obietnicy sprezentowania dużej tabliczki Milki dziewczyna uległa.
-To my się będziemy zbierać! – rzuciłaś na pożegnanie.
-Czekajcie chwilę. – wysapał Liam biegnący w waszą stronę. – Czyli co? Chcecie nas dalej ubierać, no nie? – zapytał, jakby z nadzieją w głosie.
-No jasne! – wypaliła Caroline, zanim zdążyłaś otworzyć usta.
-Świetnie. To w takim razie my z Niallem urobimy Briana i załatwione.
-Nam w końcu nie odmówi. – puścił wam oczko blondyn. – Macie tutaj nasze numery. Zadzwońcie rano, to omówimy szczegóły.
Pożegnałyście się z chłopakami (w tym z Louisem, który zachowywał się nieco… nieswojo. Albo to tylko przez to zmęczenie tak ci się wydawało…) i pijane szczęściem pognałyście do mieszkania.
Czułaś, że nie zmrużysz tej nocy oka.


***


„Boże, spraw, żeby to nie był sen” – pomyślałaś, zanim otworzyłaś oczy. Twoja komórka zawibrowała, a na ekranie wyświetlił się napis: Niall. „Dzięki, Boże.”. Uśmiechnęłaś się sama do siebie i odczytałaś wiadomość:
Hej, mała! Jak tam, wyspana? Posadę u nas masz załatwioną, Brian nie miał żadnych obiekcji ;) A! I jeszcze jedno. Dzisiaj wypadają urodziny Liama, więc przydałoby się coś zorganizować. Możemy liczyć na ciebie i Caroline?
No tak! 29 sierpnia! Jak mogłaś zapomnieć…
No jasne! :D – wystukałaś n telefonie, po czym rzuciłaś w przyjaciółkę poduszką:
-Wstawaj, śpiochu! Już dziesiąta!
-Zostaw mnie samą z Zaynem…! – wybełkotała z twarzą wtuloną w materac.
-Musimy pomóc chłopakom zorganizować imprezę dla Liama! – krzyknęłaś.
-Mmmm….
-No wstawaj! – spróbowałaś ponownie zwlec ją z łóżka. – No dobra… Zrobię naleśniki z nutellą…
-Ktoś tutaj powiedział „nutella”?! – krzyknęła całkiem już rozbudzone przyjaciółka.


***


-No dobra, gdzie to powiesić? – zapytałaś Harrego, podtrzymującego taboret, na którym stałaś.
-Tutaj będzie dobrze…
Razem z Harrym rozwieszałaś ozdoby w domu Liama, który aktualnie został zwerbowany przez Zayna do „niezwykle ważnego zadania”. Poczułaś niesamowite zapachy dobiegające z kuchni okupowanej przez Nilla, Louisa i Caroline.
-Jak wam idzie? – krzyknął Lou.
-Już prawie kończymy! – odpowiedziałaś.
-Musimy się pośpieszyć. Zayn napisał, że Liam zaczyna się wkurzać.
-Co oni właściwie robią? – zapytałaś.
-Zayn zabrał Liama do centrum handlowego, żeby pomógł mu wybrać nowy T-shirt…
-Co w tym takiego „niecierpliwiącego”? – zaśmiałaś się.
-Nie byłaś jeszcze na zakupach z Zaynem… - powiedział Harry.
-Okej, gotowe.
Rzuciłaś krytyczne spojrzenie na wasze dzieło. Dom wyglądał naprawdę prześlicznie. Cieszyłaś się, że możesz brać udział w przygotowaniach.
-O nie! – usłyszałaś Nialla. – Gdzie się podziały babeczki… Byłem pewien, że postawiłem je tutaj!
-Caroline… - rzuciłaś z wyrzutem.
-Ale o co chodzi? – odpowiedziała, wychylając swoją umorusaną czekoladą twarz zza kuchennych drzwi.
-Następnym razem nie wpuszczajcie jej do kuchni polubownie…


***


-Zayn, co jest grane?! – dobiegł was z dołu głos jubilata.
-NIESPODZIANKA!!! – ryknęliście wyskakując zza mebli.
-Nie…!
Na twarzy Liama wykwitł wielki uśmiech.
-Jesteście niemożliwi! – zaśmiał się.- Tylko mam jedną obiekcję… Następnym razem nie każcie mi jechać na zakupy z nim! – powiedział wskazując na uśmiechniętego od ucha do ucha Zayna.
W salonie zgromadziło się całkiem sporo gości, w tym Eleanor. Ale nie miałaś zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. Miałaś zamiar tego wieczoru bawić się świetnie i nikt, ani nic nie było w stanie tego zepsuć.
Zabawa rozkręciła się i już po niedługim czasie wszyscy podrygiwali do muzyki z zamontowanych przez ciebie i Harrego głośników.
Jak to na każdej imprezie, co tu dużo gadać, był też alkohol. Spoko alkoholu…
A ty nie żałowałaś sobie drinków, jak zresztą cała reszta. Caroline ulotniła się gdzieś. Co ciekawe Zayna też nie było w zasięgu wzroku. Tańczyłaś z Niallem do rytmu  „Troublemaker” Olly’ego Murs’a, a Harry podrywał jakąś dziewczynę przy barku. Ale gdzie był Louis?
-Eleanor!!! – z zamyślenia wyrwał cię zrozpaczony głos chłopaka.
Serce zabiło ci mocniej. Spojrzałaś w stronę, z której dobiegał głos. Zamurowało cię.
-Eleanor…  

„Mam tak wiele, a uczucie do niej pochłania wszystko; mam tak wiele, a bez niej wszystko staje się niczym.”
(Johann Wolfgang Goethe)

Lady Jocker 

_____________________

Jak obiecałam, tak dodaję. Mam nadzieję, że was zaciekawiłam i zachęciłam do dalszego śledzenia losów Lou. 
Liczę, na wasze zainteresowanie i komentowanie naszych imaginów. Szczerze mówiąc, trochę nas zasmuciłyście brakiem komentarzy pod czwartym fam-ficem. Tym razem na was liczymy. Nie zawiedziecie nas, prawda? ;) 
Na koniec chciałyśmy powiadomić was, że co dziesiąte opowiadanie będzie naszym wspólnym dziełem :D 
Trzymajcie się ciepło :) 

P.S. Proszę wspomóżcie nas lajkami!!! :  KLIK!

piątek, 22 marca 2013

#4. Zayn


‘Kocham Cię, bo cały wszechświat sprzyjał mi w tym, bym mógł Cię poznać.’ 
(Paulo Coelho)

Ciepłe, lazurowe morze, złoty piasek, smukłe palmy z rozłożystymi liśćmi i bezchmurne niebo. Czyż to nie brzmi jak najpiękniejszy sen? Oczywiście, że tak! Szkoda tylko, że to nie ja biorę w nim udział… Pozostaje mi tylko stać z boku i przyglądać się, jak dziewczyny w moim wieku kąpią się w morzu i flirtują z przystojnymi chłopakami, kiedy ja muszę obejść się smakiem.
Po raz setny podczas tego dnia przeklęłam się w myślach. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że zgodziłam się, by wraz z kolegami ze szkoły uczestniczyć w wakacyjnym projekcie „Młodzi Ratownicy”. Całe dnie siedziałam na plaży wyglądając potencjalnych topielców. A prawda była taka, że ludzie naprawdę uważali na siebie oraz na to co robią…
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo zamyślona – kiedy siedziałam przy wieży ratowniczej podeszła do mnie Emma, moja koleżanka i usiadła obok zajadając się lodami. Posłałam jej znaczące spojrzenie.
- Wiesz, że nie możemy jeść w godzinach pracy. A co jak ktoś naprawdę zacznie się topić? – wskazałam na spokojne wody.
- Ty go uratujesz! – uśmiechnęła się triumfalnie po czym, mlaskając ile wlezie, dokończyła swój posiłek. Jak co dzień nie działo się nic niebezpiecznego, więc zajęłyśmy się rozmową na wszelakie tematy, by jakoś złagodzić nudę i wytrwać do wieczora.


- POMOCY!!! – z zamyślenia wyrwał mnie krzyk jakiejś kobiety. Wraz z koleżanką podążyłyśmy wzrokiem za jej głosem.
Wstałam, by mieć lepszą widoczność, a zaraz za mną moja towarzyszka. Zaczęłam obserwować morze, kiedy kilkanaście metrów od brzegu ujrzałam człowieka, który desperacko próbował utrzymać się na powierzchni.
- Mój Boże! On zaraz się utopi! – krzyknęła druga „ratowniczka” po czym zaczęła tarmosić mnie za ramię – {T.I} ratuj go! No ratuj!
Nie reagując na krzyki zebranych na plaży osób (A w tym Emmy) chwyciłam deskę ratunkową po czym popędziłam w stronę wody. Nie czułam strachu, jedyne co we mnie żyło to determinacja, by uratować tej osobie cenne życie. Szybko oceniłam sytuację. Kiedy dopłynęłam do, jak się przekonałam, chłopaka, złapałam go w ostatniej chwili, zanim zdążył opaść na dno. Położyłam go na desce i zaczęłam płynąć w stronę brzegu.
Kiedy mi się to udało, a chłopak bezwładnie leżał na piasku padłam przy nim na kolana po czym sprawdziłam tętno… CHOLERA JASNA!
- Emma, dzwoń po pogotowie! On nie oddycha! – dziewczyna już od początku akcji trzymała telefon w swoich rękach i kiedy tylko usłyszała moją komendę od razu przyłożyła go do ucha.
Zaczęłam wykonywać sztuczne oddychanie. Zrobiłam 30 uciśnięć i 2 wdechy. Wszystko na nic. Nie poddawałam się, postanowiłam, że będę o niego walczyć dopóki wystarczy mi sił. Ale za każdym razem kiedy kończyłam, efekt był dokładnie taki sam jak wcześniej: zerowy.
- Nie poddawaj się! Proszę cię, walcz! – krzyczałam do nieprzytomnego chłopaka, ani na moment nie przerywając akcji. Wokół zdążyło zebrać się pół plaży, która obserwowała każdy mój ruch. Ludzie zaczęli coś krzyczeć, szeptać między sobą. Ich „ciekawskie” głosy tylko mnie rozpraszały. Nie powinno się robić z tak poważnej sprawy sensacji.
- Emma! – krzyknęłam po raz drugi do przyjaciółki, która stała tuż obok mnie, gotowa zamienić się ze mną rolami – Kiedy przyjedzie to cholerne pogotowie!?
- Już jedzie! – odkrzyknęła po kilku sekundach. Przepchała się przez tłum żeby przyprowadzić ratowników. Właśnie w tym momencie chłopak odzyskał czynności życiowe. Odetchnęłam z niewysłowioną ulgą. Kilku lekarzy podbiegło do niego, położyło na noszach i zaniosło do karetki, a inny przeprowadzał wywiad z Emmą.
Tym czasem ja, wyczerpana upadłam na mokry piasek próbując uspokoić targające mną emocje oraz opanować kołatające z nerwów serce…


Moje serce biło szybko i nierówno, ciało jakby nie należało do mnie, bo ilekroć chciałam wstać, odmawiało posłuszeństwa. Przed oczami nadal miałam sceny, kiedy to krzyczałam do chłopaka, a on prawie umierał na moich rękach… Chwilę później pojawiła się przy mnie Emma i pomogła mi wstać. Przy jej pomocy dotarłam na koc, po czym dziewczyna otuliła mnie ręcznikiem.
- Czy zdajesz sobie sprawę, kogo przed chwilą uratowałaś? – spytała poważnym tonem siadając naprzeciw mnie.
- Człowieka? – spytałam sarkastycznie kręcąc głową. Jakby to miało jakieś znaczenie. Najważniejsze było, że nadal żyje…
- Zayna Malika z One Direction… - mimo że miała niewzruszoną minę, to jej oczy błyszczały niczym dwie iskierki.
- Chyba coś ci się pomyliło. On tutaj? A gdzie reszta chłopaków? – spytałam z szybko bijącym sercem.
- Kiedy ratowałaś Zayna rozmawiali ze mną, potem pomogłam im przekonać ratownika, żeby pojechali z nim do szpitala – dziewczyna przyłożyła dłoń do serca.
- Och… - jęknęłam. Przedtem nie miało znaczenia kogo ratowałam. Teraz miało. I to naprawdę duże.
Poznać tego chłopaka to było jak bajka. A jednocześnie i moje marzenie. Lubiłam One Direction, a on był moim ulubionym członkiem zespołu. Podobał mi się jego głos, styl, wygląd. Jego filozoficzne myśli, które w ciężkie dni poprawiały mi humor. Wiedziałam o nim praktycznie wszystko. A nie rozpoznałam go, kiedy stanął ze mną twarzą w twarz. Może z drugiej strony to jednak dobrze? Może ratując go przed utonięciem nie myślałabym o jego życiu, jak zwykłego człowieka, ale że za chwilę dotknę moje senne marzenie? Może zamiast koncentrować się na pomocy, zastanawiałabym się czy wyglądam na tyle dobrze, żeby mu się spodobać?
Ale to już nie miało żadnego znaczenia. On odszedł. Jedyna okazja w moim życiu, żeby go spotkać bezpowrotnie przepadła. Właśnie w tym momencie poczułam jak moje serce pęka na miliny kawałków.


Następny dzień był dla mnie jeszcze cięższy niż poprzedni. Nadal miałam przed oczami Zayna, który leżał na piasku i powoli odchodził z tego świata. A ja z całych sił starałam się pomóc mu wrócić. Do rodziny, do  przyjaciół, do fanów… do mnie. Nawet nie chciałam myśleć, co by się stało gdybym nie zareagowała w porę i wskoczyła do wody kilka sekund później. Najbardziej jednak zastanawiało mnie co skłoniło Zayna do pływania, kiedy wszyscy doskonale wiedzieli, że tego nie potrafi… A może to wcale nie był on? Może to wszystko tylko nam się przywidziało?
Siedziałam pod wieżą jakby nieobecna, w tym czasie Emma bacznie obserwowała morze z nadzieją, że tym razem jej się poszczęści i będzie mogła uratować członka z One Direction. Ale po wczorajszych zdarzeniach prawie nikt nie miał ochoty wchodzić do wody.
Nagle ktoś zasłonił mi światło. Niezbyt zadowolona z tego faktu podniosłam głowę do góry i ujrzałam stojącego nad sobą opiekuna grupy. Szybko wstałam po czym otrzepałam ciało z piasku. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Witam, panno {T.N.} – odezwał się w nadzwyczaj miły sposób – Ktoś bardzo koniecznie chce się z panią widzieć.
Zmarszczyłam brwi zupełnie zbita z tropu, ale mężczyzna tylko się uśmiechnął. Skinieniem głowy poprosił żebym poszła za nim. Po kilku minutach marszu doszliśmy do hotelu, w którym mieszkaliśmy, a potem zostałam skierowana do jednego z pokoi. Kiedy stanęłam pod odpowiednimi drzwiami odetchnęłam głęboko, po czym (tak jak mi powiedziano) weszłam bez pukania.
Przy oknie stały cztery osoby odwrócone do mnie tyłem. Kiedy usłyszały hałas zamykanych drzwi, odwróciły się pokazując swoje twarze. Przez moment myślałam, że moje serce stanęło. Przede mną stało 4/5 One Direction…
- Czy ty jesteś {T.I}? – odezwał się spokojnie Liam, na co bez słowa pokiwałam głową – A ja jestem Liam, to jest Harry, Niall i Lou – przedstawiał wszystkich po kolei.
- Cześć – jęknęłam spięta, nie wiedząc co robię w jednym pokoju ze swoimi idolami…
- Bardzo zależało nam na tym żeby się z tobą spotkać i podziękować ci za to, że uratowałaś Zayna – odparł po chwili ciszy Lou. Potem chłopcy zaproponowali żebym usiadła, a następnie dostałam szklankę mrożonej herbaty.
- Nawet nie wiesz jacy jesteśmy ci za to wdzięczni – kontynuował szatyn – Gdyby cię tam nie było, gdybyś nie rzuciła mu się na pomoc… Nawet nie chce myśleć, co by się stało – położył mi dłoń na ramieniu – Dziękujemy…
- To był mój obowiązek – odpowiedziałam bardziej pewna siebie – Nie wiedziałam, że to Zayn tonie. Osobistość, która znajdowała się w wodzie nie miała dla mnie znaczenia. Najważniejsze było jej życie.
- Mimo wszystko chcielibyśmy cię też  przeprosić – odezwał się Harry – Gdybyśmy się z nim nie założyli o cholerną głupotę, nie musiałby tam płynąć ryzykując swojego i twojego życia.
Pokiwałam tylko głową, że zrozumiałam. Było widać, że chłopcom jest okropnie źle z myślą, że ich przyjaciel mógł zginąć i to z ich winy. Uśmiechnęłam się przyjacielsko, chcąc poprawić im humor.
- Powiedzcie mi, co z nim? Jak się czuje? – zagadnęłam chcąc dowiedzieć się o Maliku coś więcej. Chociaż to mi pozostało…
- Lekarze mówią, że jego stan jest stabilny, ale nadal jest nieprzytomny. – odparł w zadumie Payne.
- Właśnie! – krzyknął nagle Niall – Powinnaś przyjść i go odwiedzić – reszta chłopaków słysząc ten pomysł zgodziła się z blondynem.
- Nie jestem pewna czy powinnam… - jęknęłam czując jak na twarzy rozkwitają mi dwa rumieńce – Przecież…
- Uratowałaś mu życie! – krzyknął Harry – Nawet nie wiesz jak Zayn byłby wdzięczny gdyby mógł się z tobą spotkać!
Po długich namowach w końcu się zgodziłam. A kiedy chłopy przekonywali mnie, że Malik najbardziej na świecie pragnąłby spotkać się ze mną, aby osobiście podziękować mi za to co zrobiłam, po całym żołądku latało mi stado motyli. Umówiliśmy się przed południem w szpitalu, gdzie miałam spotkać się z … i  w końcu to do mnie dotarło. Z chłopakiem, którego kochałam jak wariatka…


Stałam pod drzwiami jego sali. Przez całe moje ciało przechodziły dreszcze. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Mój oddech był szybki i nierówny. Miałam wrażenie, że za chwilę zemdleje. Jak dobrze, że byłam w szpitalu. Przynajmniej szybko by mnie uratowali…
- Nie bój się – zagadnął uśmiechnięty Harry otwierając przede mną szklane drzwi – Jesteś wspaniała i zasłużyłaś na to, żeby się z nim spotkać.
Moje oczy zabłyszczały w podzięce za podnoszące na duchu słowa, po czym wkroczyłam do pomieszczenia, gdzie leżał Zayn. Moje serce biło tak szybko, że wydawało mi się, że chłopak zaraz je usłyszy. Odkąd tylko tu weszłam ani razu nie obdarzyłam go spojrzeniem. Zapewne patrzył na mnie teraz jak na totalną idiotkę…
W końcu się odważyłam.  Podniosłam swoje oczy ku górze i zobaczyłam… nieprzytomnego chłopaka. W jednym momencie moje mięśnie się rozluźniły, a na twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Zaśmiałam się sama z siebie i podeszłam do łóżka.
Usiadłam na krześle, a swoje spojrzenie utkwiłam w spokojnej twarzy mulata. Wyglądał tak spokojnie, bezbronnie. Patrząc na niego uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czułam się szczęśliwa mogąc przez chwilę być przy jego boku. Nie panując nad emocjami wzięłam go za rękę po czym mocno ścisnęłam.
- Cześć Zayn – posłałam mu czuły uśmiech. Mimo że patrząc na takie sceny podczas filmów, twierdziłam, że to dziwne, teraz było normlanym zachowaniem i sprawiało mi przyjemność – Bardzo się cieszę, że wszystko z tobą w porządku.
W pomieszczeniu panowała idealna cisza, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Czułam, że ta chwila należy tylko do nas. Mimo że on mógł nie słyszeć moich słów, chciałam mu tyle powiedzieć.
- Nawet nie wiesz, ile znaczy dla mnie to spotkanie. Od zawsze moim marzeniem było poznanie ciebie, człowieka, który zmienił moje życie na lepsze. Wasza muzyka, świadectwo przyjaźni, walka o marzenia sprawiały, że miałam siłę, by walczyć z szarą codziennością. Jesteś wspaniałym człowiekiem, piosenkarzem i przyjacielem… Chciałabym ci tyle powiedzieć. Tak wiele dzieje się teraz w moim sercu, ale nie umiem zamienić tego na słowa. Ale i tak dziękuję losowi, że pozwolił mi spotkać cię na swojej drodze. Dzięki temu, już nic nie będzie dla mnie straszne, bo wiem, że marzenia się spełniają…
Odgarnęłam z oczu pasmo włosów i drugą dłonią złapałam jego ciepłą rękę. Moje serce przepełnione było radością, że coś takiego przytrafiło się właśnie mnie…
- Mimo że nie możesz mi odpowiedzieć i tak jestem najszczęśliwszą dziewczyną będąc tu z tobą, teraz. Chociaż wolałabym żebyś był cały i zdrowy… Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Możemy pogratulować sobie owocnej współpracy – zaśmiałam się, a następnie westchnęłam – Ach, Zayn, jesteś cudowny, proszę nigdy się nie zmieniaj…
W tym momencie byłam mu nawet skłonna powiedzieć, że darzę go wielkim uczuciem, pomimo tego, że go nie znam i moje wyobrażenie o nim może zupełnie mijać się z prawdą. Ale on i tak nigdy by się o tym nie dowiedział, przecież i tak niczego nie słyszał…
Nagle na korytarzu zrobił się straszny hałas. Odwróciłam głowę w tamtą stronę, a w drzwiach stał Lou z przerażoną miną. Puściłam dłoń Zayna po czym wyszłam na korytarz. W moją stronę zmierzała rozhisteryzowana Perrie Edwards. Dziewczyna Zayna Malika. Różowe klapki spadły z moich oczu, a magiczna atmosfera prysnęła niczym bańka mydlana. Odwróciłam się napięcie po czym podążyłam korytarzem. Słyszałam za sobą głosy chłopaków, ale je zlekceważyłam. Wyszłam na dwór, a po moich policzkach spływały strużki łez.
„Idiotka! Totalna idiotka! Co ty sobie myślałaś!? Czego oczekiwałaś!? Happy endu!? Dobre sobie! Twoje życie to nie bajka, a ty w żadnym wypadku nie jesteś księżniczką. Pogódź się z tym. Przegrałaś. I tak nie miałaś szans… Jesteś tylko zwykłą, nic nie znaczącą dziewczyną. Jesteś n i k i m!” 


***


Pomóż mi. Mów do mnie. Trzymaj mnie za rękę. Ratuj mnie… Nie obchodź! Potrzebuję cię!
Wszędzie była ta przerażająca ciemność, pustkowie bez drogi, głębia bez dna. Całe moje ciało przeszywał ogromny ból, tylko ręka jakby promieniowała ciepłem dając mi odrobinę ukojenia aby całkowicie nie zwariować. Słyszałem…  jak do mnie szeptała, każde słowo. Mówiła takie pięknie, prosto z serca, a ja chciałem się tylko uśmiechnąć, dać jej jakiś znak, że ją słyszę i nawet nie ma pojęcia jak dobrze, że jest tu teraz ze mną. Tak bardzo chciałem otworzyć oczy, zacisnąć jej dłoń, ale całe ciało odmawiało posłuszeństwa… Zawdzięczałem jej życie i pragnąłem podziękować, ale nie mogłem. Bałem się, że już nigdy nie będę mógł tego zrobić…
Nagle jej delikatna dłoń puściła moją, a przez całe ciało przeszedł zimny dreszcz. Próbowałem krzyknąć, żeby ze mną została, ale nie potrafiłem. Mój głos nie mógł przedostać się do „tamtego” świata. Potem poczułem się tak, jakbym wynurzał się z wody i zaczerpywał świeżego powietrza. Otworzyłem oczy. Moje spojrzenie napotkało się z niebieskimi tęczówkami, a fioletowe włosy załaskotały mnie w policzek.
- Zayn! Jak dobrze, że nic ci nie jest! – zachlipała Perrie przytulając mnie mocno – Kiedy tylko usłyszałam o wypadku, nie mogłam zostawić cię samego. Wsiadłam w pierwszy samolot, żeby być tu, z tobą.
- Gdzie… gdzie jest tamta dziewczyna? – szepnąłem nadal nie do końca wybudzony. Jedyne czego teraz chciałem to zobaczyć jej twarz…
- Jaka dziewczyna? – zdziwiła się niebieskooka – Nie było tu nikogo oprócz mnie!
Spojrzałem na chłopaków, którzy stali przy drzwiach. Ich spojrzenia były inne, nieodgadnione. Jakby bali się cokolwiek powiedzieć, przyznać. A ja i tak wiedziałem swoje. Była tu. Dziewczyna, dzięki której nadal oddychałem… Ona odmieniła moje życie. I chciałem żeby o tym wiedziała. Zapragnąłem, żeby od tej pory stała się jego częścią. Nawet za cenę wielu wyrzeczeń, bólu i rozczarowań.
Posłałem Lou porozumiewawcze spojrzenie, który szepnął coś do chłopaków. Wszyscy spojrzeli na mnie, a po chwili na ich twarzach gościł lekki uśmiech. Kochałem ich za to, że niezależnie od podjętych decyzji zawsze gotowi byli mnie wspierać. Wyszli. Wziąłem głęboki oddech i…
- Perrie ja...


***




Siedziałam na piasku z podkulonymi nogami. Wpatrzona w pomarańczową kulę chowającą się za spokojne wody próbowałam nie błądzić myślami wokół tego jednego chłopaka. Chociaż tak trudno było mi znieść myśl o porażce. Ale to musiało się tak skończyć… Za dużo sobie wyobrażałam, pozwoliłam ponieść się wyobraźni i teraz musiałam za to zapłacić ogromną cenę. Moja fanowska miłość przysłoniła mi zdrowy rozsądek i zawładnęła nad moim ciałem i umysłem. A ja głupia się jej nie opierałam, chociaż doskonale wiedziałam ile przyniesie mi to bólu i cierpienia.
Westchnęłam cichutko na samą myśl, że Zayn spędza teraz swoje najszczęśliwsze chwile wspólnie z Perrie. Bolało mnie to, nawet bardzo. Chyba jak każdą fankę, która była w nim zakochana. Ale mimo wszystko cieszyłam się, że choć chwilę mogłam trwać w wyimaginowanym przeze mnie świecie. Bo nikt nie mógł mi tego odebrać…
- {T.I}…? – usłyszałam głos za plecami. Odwróciłam się z naburmuszoną miną, pewna, że to moi przyjaciele po raz setny próbują przekonać mnie, żebym poszła z nimi do klubu. Jednak kiedy zobaczyłam kto za mną stoi, zamarłam.
Bezwładnie otworzyłam szerzej oczy i buzię. Z nerwów zaczęły trząść mi się ręce. Jakaś tajemnicza siła pociągnęła mnie do góry. Stałam teraz twarzą w twarz z Zaynem Malikiem.
- Zayn… - szepnęłam nie widząc jak wyrazić to, co działo się w moim sercu – Co ty tu robisz?
- Musiałem przyjść się z tobą zobaczyć – podszedł bliżej, tak, że dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów. Patrzył mi w oczy, a ja z każdą chwilą czułam jak coraz bardziej się od nich uzależniam – Chcę ci podziękować…
- Zrobiłabym to jeszcze raz jeśli zaszłaby taka potrzeba – uśmiechnęłam się lekko, a mulat mi zawtórował.
- Posłuchaj, muszę ci coś powiedzieć. Tylko proszę, nie zrozum mnie źle – chłopak zaczął gubić się we własnych słowach – Ten wypadek, on… odmienił mnie i to jak teraz patrzę na świat. Chcę porzucić przeszłość, to co stare. Zacząć nowe życie… i pragnę, żebyś to ty była jego częścią…
Moje serce biło tak szybko, że wydawało mi się, że zaraz wyrwie się z mojej piersi. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek. Ale nim zdążyłam otworzyć usta chłopak złożył na moich wargach delikatny pocałunek przepełniony miłością, lękiem, niepewnością i obietnicami. Odwzajemniłam go, chcąc przekazać mu to samo…
I nagle, cała wymyślona przeze mnie rzeczywistość stała się namacalną prawdą. Wtedy stało się dla mnie jasne, że jeśli coś jest wartościowe trzeba na to cierpliwie czekać…

‘Kiedy naprawdę zapragniesz miłości - będzie ona czekać na Ciebie.’
(Oscar Wilde)

Chaba Baba

 ______________________________

Taki tam Zayn :D Do napisania tego Imagina zainspirowała mnie lekcja EDB! ;) Mam nadzieję, że się Wam podoba i zostawicie KOMENTARZE pod moją twórczością. 
To naprawdę ważne dla nas, byście wyrażały swoje opinie! Dzięki temu możemy lepiej pisać i sprostać Waszym wymaganiom! I oczywiście: z każdym komentarzem chcemy więcej pisać!

Od przyszłego tygodnia będziemy dodawać Imaginy DWA RAZY W TYGODNIU! Mamy nadzieję, że to zmotywuje Was do częstszych odwiedzin i wyrażania opinii! Cieszycie się, prawda? ;)

Właśnie wróciłyśmy z filmu, gdzie główną rolę grał nasz kochany Lou! :D Tytuł to: "Louis pogromca hejterów" - naprawdę fajna opowieść i dużo zabawy. Nie wierzycie?! 
KLIK!, prawda, że to nasz Tommo?! :D

Lady Jocker pragnie poinformować, że zgodnie z waszymi prośbami część 2 Imagina o Lou pojawiły się już wkrótce (czytaj - na początku tygodnia ;)