niedziela, 3 marca 2013

#1. Louis cz. I


"When I first saw you I fell in love and you smiled becouse you knew.''

(William Shakespeare)

-Chodź już, spóźnimy się!
-Chwila, no! – upychałaś pośpiesznie projekty twoich prac do torby.
Od roku studiowałaś na wymarzonej uczelni. Swoją przyszłość chciałaś powiązać kiedyś ze światem mody. Z zamiłowaniem projektowałaś i własnoręcznie szyłaś ubrania, pomagałaś znajomym wystroić się w zależności od okazji i przyjaciółki często zasięgały twojej rady czy na randkę z chłopakiem założyć czerwoną, czy raczej tą „małą czarną”.
Poza tym byłaś zwyczajną ambitną, kochającą czekoladę, leniuchowanie, książki i muzykę dziewczyną.
Razem z twoją najlepszą przyjaciółką wynajmowałyście mieszkanie w akademiku. Kochałaś Caroline jak siostrę. Znałyście się od dzieciństwa i to właśnie dzięki niej poznałaś swój ulubiony boys band – One Direction.
Teraz Caroline stała pod drzwiami i czekała na ciebie niecierpliwiąc się:
-No ogarnij dziewczyno! Za 15 minut zaczynamy zajęcia!
Szybko wpakowałaś do torby MP4-kę, parę czekoladek i zestaw przyborów do rysowania.
-Ok., gotowa.
-No nareszcie… Masz prędkość jak torpeda. - rzuciła sarkastycznie dziewczyna.
Wyszłyście z mieszkania zamykając drzwi na klucz i szybkim krokiem podążyłyście na uczelnię.


***


Biegłyście na aulę ile miałyście sił w nogach, ale wasze wysiłki nie wiele dały. Wpadłyście na zajęcia długo po ich rozpoczęciu.
-… i teraz właśnie powinniście połączyć wykrojone z szablonu części… - mówiła monotonnym głosem pani profesor, kiedy próbowałyście cichaczem wemknąć się niezauważone na swoje miejsca.
-Ach! Kogóż ja tu widzę!
-Faaak…! – syknęłaś tylko półgłosem do Caroline.
-Jak zwykle spóźnione… Mam rozumieć, że niewyspanie zwyciężyło ze zobowiązaniem? – zaczęła swoje kazanie profesorka.
-Nie. Zwyciężyła grawitacja. – szepnęłaś do przyjaciółki.
-No dobrze, siadajcie już. I oby mi to był ostatni raz!
Połowę wykładu przespałaś, a połowę przegadałaś z siedzącym obok Braniem na temat nowego filmu Marvela.
Na kolejnych dwóch godzinach miałyście mieć zajęcia praktyczne. Lubiłaś szyć, ale dzisiaj nie miałaś do niczego głowy. Rzeczywiście zarwałaś nockę i teraz zachowywałaś się trochę jak chodzący trup.
-Caroline? – zaczęłaś.
-Hmmm…? – odmruknęła dziewczyna, co zwykle oznaczało: „Czego znowu”, ewentualnie; „Tylko nie mów, że jesteś znowu głodna. Jadłaś 15 minut temu!”
-Chyba sobie odpuszczę te dwie godzinki… Nikt nie zauważy. Wyjdę na świeże powietrze, napiję się kawy… Muszę się postawić na nogi i doprowadzić do stanu używalności.
-Wiesz, zważając na okoliczności to chyba dobry pomysł. Wyglądasz jak byś zmyła się prosto z planu „The walking dead”
-To spotkamy się po południu. – rzuciłaś na pożegnanie.
-Kup coś słodkiego! – usłyszałaś jeszcze za sobą głos przyjaciółki.


***


Dzień był naprawdę piękny, więc kupiłaś kawę na wynos, donata i poszłaś do parku. Usiadłaś w cieniu na murku fontanny i rozkoszowałaś się świecącym słońcem i wolnym czasem.
Obok ciebie usytuowała się grupka dziewcząt, na oko ze dwa, może trzy lata młodszych od ciebie. Prowadziły ożywioną rozmowę, a jedna z nich piszczała i podskakiwała. Zaciekawiona ich zachowaniem zaczęłaś przysłuchiwać się ich chaotycznej rozmowie:
-O matko! O matko! Nie mogę uwierzyć!
-Ja też! Tak się cieszę, że w końcu grają u nas!
-Musimy zarezerwować bilety, jak najszybciej.
-I to w pierwszym rzędzie!
Koleżanki były tak rozemocjonowane, że nawet nie zwracały uwagi na to, że dziwnie się im przyglądasz i perfidnie, co tu dużo gadać podsłuchujesz.
-Katie, pomyśl tylko, w końcu zobaczymy Zayna na żywo…
Zayna?! Takie imię nie jest popularne… Czy one mówią o…
-One Direction w USA!!!


***


Do końca zajęć było jeszcze trochę czasu, więc postanowiłaś sprawdzić, czy aby laski z parku nie bredziły.
Wytypowałaś na klawiaturze: One Direction; USA. W odpowiedzi otrzymałaś: „To już oficjalne!”, „Chłopcy w końcu do nas zawitają.”, „Koncert: Nowy Jork.”
Zamknęłaś laptopa i co sił w nogach pobiegłaś pod uczelnię.
-Caroline! Nie uwierzysz, kto będzie miał koncert w Stanach! – zaczęłaś wykrzykiwać już z odległości 15 metrów.
-O matko, {T.I.} Co się stało?!
-Chłopcy przyjeżdżają! Będą grać tutaj! W Nowym Jorku!
Teraz wy również zaczęłyście piszczeć, jak dziewczyny z parku. Studenci dziwnie się na was patrzyli, ale wy nic sobie z tego nie robiłyście.
-Ej, laski! Co jest? – zagadnęła Lilly, wasza kumpela.
Obwieściłyście jej wesołą wiadomość, na co ta obdarzyła was szerokim uśmiechem:
-No, tylko weźcie dla mnie autograf! I fotkę  Zayna z dedykacją!
-Jasne, masz to jak w banku. To co? Lecimy rezerwować bilety?!
-No, ba! – rzuciła tylko Caroline, po czym obie pobiegłyście w bliżej nieokreślonym kierunku. Może inni ludzie uznaliby was za dziwne, ale dla was to naprawdę było coś.
Nigdy nie wstydziłyście się, że jesteście „Directionerkami”. Zawsze byłyście sobą, a jeżeli komuś to nie pasowało to cóż, jego problem. Na szczęście tych normalnych ludzi, którzy lubili was takimi, jakimi byłyście, było o wiele więcej.


***


-{T.I.}! No błagam! To nie wykład, jedziemy na koncert. One Direction nie będą czekać!
Jak zwykle nieogarnięta wiązałaś trampka myśląc, o czym zapomniałaś. Ale w sumie, co to miało za znaczenie? Za parę chwil miałaś przeżyć najszczęśliwsze w twoim życiu chwile. Już teraz byłaś absolutnie pewna, że tej nocy nie zapomnisz nigdy. I miałaś dziwne przeczucie, że wydarzy się coś… niezwykłego?
Wystrojone i uśmiechnięte wsiadłyście do autobusu. Podekscytowanie nie pozwalało wam wysiedzieć w miejscu. Na szczęście na koncert nie miałyście daleko i już po chwili waszym oczom ukazał się wielki plac i rysujący się w oddali kształt sceny.
Dzierżyłaś bilet w dłoni niczym relikwię. Niechętnie oddałaś go do sprawdzenia, jakby niepewna czy dostaniesz go z powrotem. Przekroczyłyście bramki ciągnięte przez tłum rozszalałych fanek.
-{T.I.}…? Jakoś tak, no … Nie za dobrze się czuję… - zaczęła niepewnie Caroline.
-Co?! – krzyknęłaś, ale piski dziewcząt zagłuszyły cię kompletnie.
-Żygać mi się chce!!! – oznajmiła tobie, i tym samym ludziom naokoło przyjaciółka.
-Że co?! Teraz?! – wytrzeszczyłaś na nią oczy, jakby dopiero co powiedziała ci, że zaprzestali światowej produkcji misi Haribo.
-No… To przez te emocje. Chodź ze mną i pomóż mi znaleźć toaletę. – zajęczała błagalnie.
Pociągnęłaś ją za rękę i poprowadziłaś sama do końca nie wiedząc dokąd.
-Obyśmy przez te twoje emocje nie przegapiły tego, na co czekałyśmy całe życie…
Brnęłyście przeciskając się przez tłum, a Caroline robiła się coraz bledsza.
-Hej! Znalazłam! Tutaj się chyba wchodzi… - oznajmiłaś głosem pełnym nadziei przemieszanej z desperacją.
-Och, Bogu dzięki… - szepnęła z ulgą dziewczyna.
-Tylko się pośpiesz! – poprosiłaś, na co Caroline posłała ci mordercze spojrzenie.
-Okej, okej… Już się tak nie denerwuj. Poczekam tam. – jęknęłaś i usiadłaś na krześle.
Nagle zobaczyłaś jakiegoś faceta idącego szybko w twoim kierunku i gestykulującego żywo:
-No, nareszcie! Gdzie ty się podziewałaś, dziewczyno?!
Wybałuszyłaś oczy i zrobiłaś zdziwioną minę.
-Yyy… - rozglądnęłaś się na boki zastanawiając się, do kogo mówi. – Ja…?
-No a widzisz tu kogoś innego?
„Rzeczywiście, pusto jak na toaletę.” – pomyślałaś.
-Och, kogo ja zatrudniam… - jęknął mężczyzna. – Za mną.
Byłaś tak zszokowana, że nawet nie zaprotestowałaś, kiedy nieznajomy pociągnął cię w głąb korytarza. Po chwili znaleźliście się w… obszernej garderobie.
-No, szybko! Chłopaki wychodzą za 15 minut! – emocjonował się facet.
Nagle dotarło do ciebie, co się dzieje. „O matko, o matko…” – myślałaś gorączkowo. Trafiła ci się szansa jeden na milion i nie miałaś zamiaru dać przejść jej obojętnie obok ciebie.
-Jasne, już się robi! – rzuciłaś tylko i zaczęłaś gorączkowo przegrzebywać ubrania.
Skompletowałaś pięć najlepszych kompletów ciuchów, na jakie pozwalał ci zasób, dosyć zresztą sporej, garderoby.
-Hej, Lou?! Gdzie znikły moje żelki?! - dobiegł cię znajomy głos. Nie miałaś wątpliwości, kto był jego właścicielem.
-Och, daj spokój. Przecież zawsze masz zapasową paczkę! – usłyszałaś głos Louisa.
Nieśmiało wychyliłaś głowę zza wieszaka z ubraniami. Serce waliło ci jak młotem. Przed nosem przemknęła ci blond czupryna Niall’a. Nagle chłopak odwrócił ku tobie wzrok:
-Och! Cześć, jesteś tą naszą nową stylistką, tak? – zagadnął z uśmiechem. – Jestem Niall.
-Y. – wydukałaś. – No... Tak, wiem. - Właściwie, to jestem tutaj przez pomyłkę.
-Przez pomyłkę? – przerwał Louis. – To nie jesteś naszą stylistką?– chłopak posłał ci uśmiech, pod wpływem którego ugięły się pod tobą kolana.
-Znalazłem! – usłyszeliście uradowany krzyk Harry’ego. – och, cześć. Jesteś tą nową, no nie? Żelka?
I tak, częstując się misiem, streściłaś chłopcom w kilka minut, jak to się stało, że tutaj jesteś.
-Wiesz co? – zaczął Zayn. – Te ciuchy, które dla nas wybrałaś są naprawdę spoko, a Rayan nie musi wiedzieć, że to nie ciebie zatrudnił… Dowie się w swoim czasie.
Zdrętwiałaś. Czy właśnie chłopaki z One Direction dawali ci do zrozumienia, że chcą, abyś została ich stylistką?
W najśmielszych marzeniach nie spodziewałaś się takiego scenariusza. A poza tym… Wiedziałaś, że chłopcy są sympatyczni i mili, ale … Nie spodziewałaś się, że aż do takiego stopnia. W końcu byli gwiazdami, znanymi całemu światu, a niejednej już osobie sława uderzyła do głowy jak woda sodowa.
Tymczasem oni traktowali cię, jak dobrą znajomą, a Harry nawet poczęstował cię swoimi słodyczami!
-No dobra, w takim razie lepiej szybko się przebierzcie, bo z mojej posady nici… - zaśmiałaś się i wręczyłaś chłopcom ciuchy.
-Fajny T-shirt. – zagadnął Louis.
Miałaś na sobie błękitną bluzkę z napisem „Kep Calm and be forever young”.
-Dzięki… - albo miałaś wrażenie, albo ten chłopak miał na ciebie dziwny wpływ… -Sama ją zrobiłam… mam jeszcze kilka z podobnymi napisami.
-Masz talent. Mogłabyś zrobić jedną taką dla mnie? Z napisem „Keep calm and eat carrots”? – zapytał śmiejąc się.
-Nie ma sprawy. – odparłaś.
-Hej, Lou! Chodź już, fani się niecierpliwią! – zawołał Liam. – Dlaczego zawsze trzeba na ciebie czekać?
-Idę, idę. – odparł Lou. – Eh… To chyba trochę wkurzające, jak ktoś zawsze jest taki… hm „nieogarnięty”…
-Zapytaj mojej przyjaciółki. Ona też zawsze musi na mnie czekać. – zaśmiałaś się i … - Och, Caroline… 

"Masz rację, to są bajki. Ale czy wiesz, kiedy bajki przestają być bajkami? W momencie, gdy ktoś zaczyna w nie wierzyć."

(Andrzej Sapkowski)
Lady  Jocker

_________________________________________________

Czuję się zaszczycona, mogąc dodać pierwszego imagina na nasz blog. Jest on jedną z trzech zaplanowanych części fan fiction o Louisie. Mam nadzieję, że choć trochę się wam spodoba i że wywoła uśmiech na waszych twarzach. I baaardzo, bardzo was proszę: KOMENTUJCIE! Dla was to nie wiele, a dla nas to motywacja do dalszego pisania i wielka radość, że komukolwiek chce się czytać naszą twórczość ;)

  


9 komentarzy:

  1. Jetem tu przypadkiem, ale po przeczytaniu jestem pewna, że będę waszą stałą bywalczynią!
    Naprawdę macie talent! Już nie mogę się doczekać co wymyślisz w następnej części! nie zostawiaj nas dłużej w takiej niepewności! :D
    Dziewczyny! Komentujcie! Pomóżmy im się wybić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne! naprawdę świetne!! oby tak dalej
    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nominowałam cię do Liebster Awards :D
    szczegóły u mnie na blogu: http://you-are-mine-i-am-yours.blogspot.com/2013/03/liebster-awards-2-d.html

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny blog, imagin mi się bardzo spodobał, ale mam jeszcze pytanie czy mogłabym udostępnić Twój blog na mojej stronce na fb o One Direction?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, nie ma sprawy! Nawet nie wiesz, jaki to będzie dla nas zaszczyt! :D Byłoby nam bardzo, bardzo miło! :)

      Usuń
  5. "Jetem tu przypadkiem, ale po przeczytaniu jestem pewna, że będę waszą stałą bywalczynią!" świetny!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś genialna *__* dodaj szybko nexta :D

    OdpowiedzUsuń