środa, 10 kwietnia 2013

#8. Harry cz. I



Chciałabyś, żeby miłość dowiodła ci, że istnieje? Nie tędy droga. To ty masz dowieść, że istnieje.
- W jaki sposób?
 -Zaufać.
(Eric-Emmanuel Schmitt)


Straciłam wszystko. W jednym momencie los zakpił sobie ze mnie i wylał wiadro zimnej wody, uświadamiając, że życie nie jest pięknym snem… Stałam na środku chodnika z walizką w ręce, która była moim jednym dobytkiem. Nie posiadałam nic więcej poza paroma ubraniami, gdyż dumę już dawno zdążyli mi odebrać. Nie miałam dokąd pójść. Nie mogłam…
Już od dawna nie posiadłam rodziny. Zostawiłam ją ponad rok temu w Polsce, chcąc pokazać wszystkim niedowiarkom, że marzenia się spełniają. Nie mogłam znieść myśli, że rodzice nie akceptują moich planów na przyszłość, które wiązałam z wyjazdem do Londynu. Zawsze próbowali pokazać mi, że lepiej znają się na życiu i nie mam czego szukać w tym kraju. Że moje miejsce jest na studiach inżynierskich, że muszę wyjść za mąż, a potem wieść normalne życie… jak wszyscy.
Właśnie tego najbardziej się bałam. Monotonni. Że któregoś dnia ogranie i mnie. Z całych sił walczyłam o to, żeby nigdy mną nie zawładnęła. I wydawało się, że jestem na finiszu… Zdobyłam pieniądze na wyjazd do wymarzonego miasta, znajdując tam wcześniej pracę. Opłaciłam mieszkanie oraz wysłałam dokumenty do kilku tamtejszych uczelni. Wszystko, żeby przybliżyć się do spełnienia marzeń…
Życie nie jest sprawiedliwe. Doskonale o tym wiedziałam. Więc dlaczego tak łatwo pozwoliłam omiatać się przez zdradzieckie sidła zgubnego losu? Teraz to i tak było już nie ważne. Straciłam pracę, wyrzucali mnie ze szkoły i z mieszkania. Chciałam przyznać rację mamie, ale jej tu nie było. Może to nawet i lepiej? Nie musiałabym wysłuchiwać kazań, które utwierdziłyby mnie w przekonaniu, że jestem beznadziejna i nic w życiu nie osiągnę. Nie chciałam wracać do domu z podkulonym ogonem.  Po prostu nie mogłam! Chociaż tak trudno było pogodzić się z porażką…


Przemierzałam zatłoczone ulice Londynu ciągnąc za sobą swój cały dobytek. W kieszeni szeleściło kilkadziesiąt funtów, ale, jak się okazało, nie wystarczyły one nawet na najtańszy hotel. Czułam jak tracę wszystkie siły, że dłużej nie dam rady tego ciągnąć. Próbowałam wziąć się w garść, znaleźć inną pracę, zakwaterować się chociażby w jakimś motelu – na próżno. Wszyscy odwrócili się ode mnie tego dnia. Jak i zawsze, kiedy próbowałam walczyć o coś, na czym cholernie mi zależało.
W końcu udałam się do jakiegoś baru. Chciałam się opić, wydać wszystkie pieniądze i rzucić się w ramiona zgubnego losu, który zaprowadził mnie aż tutaj – do miejsca gdzie marzenia zaczęły się spełniać. Kochałam Londyn, mimo wszystko. I to, co działo się teraz ze mną nie miało żadnego znaczenia. To miasto było i nadal jest po prostu magiczne…
Siedziałam przy barze i popijałam którąś z kolei butelkę piwa. Po czwartej straciłam rachubę czasu. Ale dziwnie mi to nie przeszkadzało. W pewnym momencie zauważyłam, że dwie dziewczyny siedzące po drugiej stronie baru przyglądają mi się z zaciekawieniem. Zawzięcie szeptały coś do siebie nie spuszczając ze mną wzroku. Próbowałam udawać, że mało mnie to obchodzi dopóki nie podeszły do mnie. Były ubrane o wiele za skąpo jak na wczesną wiosnę, ich makijaż i strój mówiły same za siebie. Mimo zamroczonego umysłu domyśliłam się, kto przede mną stoi.
- Potrzebujesz pomocy – to nie było pytanie to było stwierdzenie
- A co cię to obchodzi?! – odburknęłam jednej z nich pochylając się nad prawie pustą butelką
- Wyszczekana – odpowiedziała druga – Nadaje się idealnie…
- Jest za młoda – skarciła ją koleżanka, ale długo się nie sprzeczały. Dziewczyna o kruczoczarnych włosach i oczach spojrzała na mnie… z troską? – Mała, nie udawaj. Ktoś taki jak ty nie przyszedłby tu, gdyby dobrze mu się powodziło. Dobrze znam życie i w i e m, że potrzebujesz pomocy, czyż nie?
Spuściłam głowę, co miało oznaczać potwierdzenie jej słów. Czarnooka uśmiechnęła się po czym zajęła miejsce tuż obok mnie. Zamówiła dla nas po kieliszku Martini. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja, nie czułam się dobrze, ale nie chciałam nic mówić…
- Jestem Marika – przedstawiła się po chwili podając mi zadbaną dłoń z nienagannym manikiurem.
- {T.I}, miło mi poznać – westchnęłam ściskając się z nią – Czy mogę wiedzieć o co tu chodzi?
- Dobrze, myślę, że już czas. Postawię sprawę jasno: pomogę ci, jeśli ty możesz mnie.
- W jaki sposób? – zapytałam zdezorientowana. Ona uśmiechnęła się przebiegle, ukazując rząd białych zębów. – Nie mam pieniędzy, właśnie straciłam pracę i dach nad głową. Chyba źle wybrałaś swoją „wspólniczkę”.
- A mnie się wydaje, że dokonałam naprawdę świetnego wyboru – na jej twarz wkradł się tajemniczy uśmiech, a po chwili przekazała mi propozycję nie do odrzucenia…


I tak właśnie trafiłam do agencji towarzyskiej. Od tamtej pory miałam zarabiać na życie swoim własnym ciałem. Propozycja złożona przez Marikę nie wydawała się kusząca, ale była jednym sensowym wyjściem z sytuacji w jakiej się znalazłam. Poznałam tam kilka miłych osób, a alfons okazała się młodym przystojnym mężczyzną, który przyjął mnie z otwartymi ramionami. Kilka dziewczyn nie polubiło mnie od pierwszego spotkania, ale starałam się to ignorować. Najważniejsze, że miałam dach nad głową, jedzenie i pieniądze. Mimo że znalazłam się w burdelu, byłam „szczęśliwa”…
Jednak z każdym dniem moje samopoczuciu ulegało pogorszeniu. Mężczyźni perfidnie mnie dotykali, całowali i namawiali na erotyczne zabawy. A ja… byłam dziewicą. I nie chciałam stracić tego z przypadkową osobą w brudnym, hotelowym pokoju. Mitch, mój alfons, odmawiał każdemu, kto chciał się ze mną przespać, przekonując mnie, że zrobię to kiedy tylko będę gotowa… Ale prawda była taka, że czekał na najlepszą ofertę, najwyższą cenę jaką ktoś mógł dać za noc spędzoną u boku jego najnowszego nabytku…
Z dnia na dzień żałowałam tego, co zrobiłam. Pragnęłam tylko wydostać się z tego piekła i wrócić do Polski. Jednak nie było mi to dane. Musiałam znosić pożądliwe spojrzenia i krępujący dotyk. Jednak nadal byłam „nienaruszona”. Niczym prezent, czekałam na kogoś to będzie na tyle odpowiedni, by mnie rozpakować. I dokładnie tydzień później taka osoba zawitała do naszej agencji…


***


- A nie mówiłem, że Zayn poderwie tą dziewczynę!? – krzyknął podekscytowany Lou biegnąc kilka metrów przed nami. Wracaliśmy z klubu, a po pustych ulicach odbijał się głos chłopaka.
- Barwo, szaleńcze! – westchnąłem przewracając oczami. Po co w ogóle zgodziłem się na ten zakład? Jakbym nie wiedział, że wszystko co się rusza i jest płci przeciwnej nie oprze się Malikowi. – I co teraz zamierzasz z tym zrobić?
- Na pewno nie puścić ci tego płazem – zaśmiał się szatyn obejmując mnie ramieniem – Za to, że nie wierzysz w możliwości naszych kolegów będziesz musiał słono za to zapłacić. Pomyślimy…
Szliśmy w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach. Próbowaliśmy się wyciszyć po hałaśliwej imprezie i wrócić do domu w miarę niezauważonymi. Poza tym jakoś nikt nie miał ochoty na rozmowy. Ale to było tylko moje wrażenie i każdy zastanawiał się co wymyśli Tomlinson.
- Już wiem! – posłałem przyjacielowi pytające spojrzenie, ale ten uśmiechnął się tajemniczo. Chwycił mnie za ramiona i odwrócił w stronę jednego z budynków. W oczy uderzył mnie neonowy szyld agencji towarzyskiej… - Proszę, oto twoje zadanie!
- Że co?! – wykrztusiłem oszołomiony, ale chłopcy tylko zaczęli się ze mnie śmiać.
- Daj spokój, Styles, przecież nie jesteś już prawiczkiem – zaśmiał się Zayn, który chwilę później posłał Liamowi znaczące spojrzenie – Nie mów, że pękasz…
- I że niby z kim? – warknąłem zrzucając z ramienia dłoń przyjaciela.
- No, na pewno nie z Lou – odezwał się Niall, a reszta po raz kolejny wybuchła śmiechem. Posłałem im mordercze spojrzenie, ale to praktycznie nie pomogło.
- Wybierz sobie jakąś panienkę, zabaw się z nią, a potem porzuć, jak robisz to zawsze – instruował mnie Lou – Żeby zaliczyć to zadanie przynieś nam jej stanik… Proste? Proste! No to widzimy się rano.
Zostałem sam. Musiała minąć naprawdę długo chwila zanim się opanowałem, a moje stopy zaczęły ciężko sunąć po chodniku. W końcu dosięgnąłem klamki i naciskając ją pchnąłem mosiężne drzwi.
W środku było ciemno i okropnie śmierdziało. Z każdej strony otaczały mnie półnagie kobiety, które na jedno skinienia placem były w stanie się dla mnie rozebrać. Przy stolikach siedzieli pijany mężczyźni, którzy bez skrupułów dotykali swoje klientki. Poczułem jak skręca mnie w żołądku. Chciałem uciec stąd jak najszybciej i zapomnieć, że zgodziłem się na to wszystko.
Stanąłem na środku i przeszukałem wzrokiem salę w poszukiwaniu tej odpowiedniej... Nagle dostrzegłem młodą dziewczynę, która zupełnie odbiegała od reszty. Coś, jakaś tajemnicza siła kazała mi zabiegać właśnie o nią. Stała za barem i starała się nie patrzeć na to, co dzieje się wokół. Wychwyciłem jej spojrzenie, ale natychmiast mi uciekła. Zacząłem działać. Podszedłem do loży gdzie siedział alfons.
- Szukam dziewczyny – zacząłem ostro, chcąc by potraktował mnie poważnie.
- Chętnie, ale chyba cię nie stać… chłopczyku – zaśmiał się, a w raz z nim dwie półnagie kobiety.
 - Sądzę, że jestem wypłacalny – na potwierdzenie tych słów wyciągnąłem z kieszeni rulonik pieniędzy. Mężczyzna ze zdziwieniem zdjął okulary – Dziewczyna za barem. Ile?
Długo kłóciliśmy się o cenę, ale po namowach alfons „sprzedał” mi dziewczynę za kilka tysięcy funtów. Kiedy dostał pieniądze przeliczył je łapczywie po czym kazał jednej ze swoich dziewczyn zaprowadzić mnie do osobnego pokoju. Usiadłem na łóżku  i rozglądając się, pomyślałem: „Kurwa, Styles, w coś ty się do cholery wpakował?!”
Moje przekleństwa przerwała ONA. Pojawiła w drzwiach i niepewnym krokiem wkroczyła do pomieszczenia. Była przerażona, a w jej oczach malował się strach. Obejmowała się ramionami. Jej skromność we mnie uderzyła, nie wyglądała jak „koleżanki” w sali obok, a mimo to pociągała mnie o wiele bardziej. Kilka minut trwaliśmy w kompletnej ciszy, słychać było jedynie jej przyśpieszony oddech. Powoli wstałem i podszedłem do niej. Jedną ręką objąłem ją w talii, lekko przyciągając, drugą przejechałem delikatnie po zaróżowiałym policzku. Spojrzała na mnie swymi wielkimi oczyma, w których wyczuwało się jedynie ból i strach. Zamarłem. Dziewczyna przysunęła się bliżej i mnie pocałowała.
Z każdym pocałunkiem stawałem się coraz odważniejszy, w końcu wylądowaliśmy na łóżku. Nie miałem pojęcia co robię, po prostu chciałem to mieć z głowy... Ale oboje czuliśmy to samo. Zniechęcenie i świadomość tego, że coś jest nie tak. W końcu oderwałem się ode niej. Głośno dyszeliśmy, odsunęła się na bok łóżka i zaczęła płakać. Mina jaką w tym momencie zrobiłem wyrażała wszystkie emocje: strach, chorą ambicje współczucie, ale przede wszystkim współczucie. Byłem kompletnie zbity z tropu. Okrążyłem łóżko i podszedł do niej, nie odzywając się, po prostu ją przytuliłem. Siedzieliśmy tak kilka minut. Nie chciałem jej opuszczać. Była taka zagubiona, samotna, nie pasowała do tego świata. Otarłem rękawem łzy z jej policzków i szeptem, zapytałem:
- Aż tak źle całuję? – wybuchła niepohamowanym śmiechem, na co uśmiechnąłem się triumfalnie. To jedno zdanie wystarczyło, by przełamać lody.


Nagle dziewczyna zaczęła opowiadać mi swoją historię. Słuchałem jej przejęty nie mogąc pojąć, że to wszystko stało się jednej osobie. Jej zrujnowane marzenia przybiły mnie do tego stopnia, że zaczęłam zastanawiać się, co by było gdybym ja znalazł się w podobnej sytuacji. Cały czas trzymała mnie za rękę, a ja obejmowałem ją ramieniem, żeby dodać otuchy.
- I to wszystko, dlatego tu jestem – westchnęłam pociągając nosem – Przepraszam, że zawracam ci tym głowę, ale…
- Wszystko w porządku! Nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie taki gest – zawahałem się – Tak naprawdę wcale nie chciałem tu przyjść, koledzy mnie zmusili…
- A może Louis? – zaśmiała się na co ja spiorunowałem ją wzrokiem – Myślisz, że nie wiem kim jesteś? Kiedy tylko tu wszedłeś od razu cię poznałam. I po głowie cały czas krążyła mi jedna myśl: Co Harry Styles robi w burdelu!?
- Przegrywa zakład – zaśmiałem się. Ale w tym momencie wcale nie przeszkadzało mi, że wrócę do domu jako poległy. W tym momencie nie liczyło się nic. Tylko ona – Skoro znasz moje imię, to chyba ja powinienem poznać twoje?
- {T.I} – przedstawiła się podając mi dłoń, którą delikatnie pocałowałem. Zarumieniła się. – Nawet nie wiesz jak miło cię poznać, Harry Stylsie.
I tak spędziliśmy wspólnie czas do samego rana. Rozmawialiśmy i poznawali się lepiej. Z każdą chwilą czułem jak zaczyna łączyć nas coraz silniejsza więź. Dowiedziałem się o {T.I} wielu ciekawych rzeczy, a ona o mnie. Jeszcze nigdy nie czułem się tak swobodnie w towarzystwie dziewczyny, która… zaczęła mi się podobać? Chyba traciłem powoli zmysły. Ale nawet gdyby ona chciała tego równie mocno jak ja… przecież była tu uwięziona. Niczym własność tego alfonsa…
- {T.I}, co dalej z tym zrobisz? – spytałem łapiąc ją za rękę. Dziewczyna zrobiła głupią minę, ale ja tylko pokiwałem głową – Wiesz o czym mówię. Mimo że znamy się tylko kilka godzin jesteś dla mnie ważna i chcę cię chronić. Ale nie mogę robić tego tutaj, każdego wieczoru. Ktoś mnie  w końcu przebije…
- Nie martw się o mnie – próbowała się uśmiechnąć, ale wszedł jej grymas – Poradzę sobie, planuję ucieczkę. Dłużej tutaj nie wytrzymam. Zrobię wszystko żeby się stąd wyrwać.
- Przykro mi to mówić, ale jesteś uwięziona. Jak kanarek w złotej klatce. Nie poradzisz sobie – moje słowa chyba jeszcze bardziej ja przybiły, ale udawała twardą. Uśmiechnęła się promiennie i chwyciła mnie za ręce.
- Będę próbować, dopóki starczy mi sił. A teraz musisz już iść. Nasz czas się kończy. – rzeczywiście, przez okno zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca. Pokiwałem niepewnie głową i zacząłem zbierać swoje rzeczy. Już miałem wychodzić kiedy mnie olśniło!
- {T.I}, słuchaj… głupio mi o to pytać, ale… Dasz mi swój stanik?


***


I tak przez następny tydzień Harry spędzał ze mną noce. Z każdym dniem czułam się przy nim coraz lepiej. Wydawało mi się, że znalazłam osobę, której tak długo poszukiwałam. Jakże było to dziwne, że musiałam znaleźć się aż w burdelu, żeby uświadomić sobie, że to właśnie ten zielonooki chłopak jest wszystkim czego mi potrzeba.
Może to było niedorzeczne, może to było głupie, ale zakochałam się w nim. Miał wszystko, czego potrzebowałam. I zawsze ofiarowywał mi samego siebie. Już 2 dni później pierwszy raz się pocałowaliśmy i wyznali sobie miłość. Okazało się, że Harry również żywił mnie tym pięknym uczuciem. Chociaż tak trudno było mi uwierzyć w to, że znalazł swoją księżniczkę w burdelu…
Ale zawsze mówił mi, że jestem inna i nigdy nie będę taka jak dziewczyny. „Tylko moja” – powtarzał za każdym razem kiedy leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie i słuchałam opowieści chłopaka o życiu sławnej osoby. Planowaliśmy też ucieczkę. Plan był doskonały. Musieliśmy tylko czekać na odpowiednią okazję.


Niestety zapatrzona w swojego chłopaka zapomniałam, że żyję w brudnym świecie, którym rządzi pieniądz. Mitch dowiedział się, że Harry odwiedza mnie codziennie i pewien, że to moje zdolności, umówił mnie z klientem. Myśląc, że to Hazza wpadłam do pomieszczenia w skowronkach, a kiedy zobaczyłam, że na łóżku leży zupełnie obcy mężczyzna zamurowało mnie.
W tym czasie on podszedł do mnie i zaczął dotykać. Chciałam się wyrwać, ale był o wiele za silny. Wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko, po czym przygniótł swoim ciałem. Płakałam i krzyczałam, ale to okazało się zgubne. Mężczyzna przysłonił mi twarz dłonią i zaczął ściągać ze mnie ubrania. Nie mogąc dłużej tego znieść zebrałam się w sobie i uderzyłam go z całej siły. Kiedy ten zwijał się z bólu zeskoczyłam z łóżka i uciekłam do łazienki.
Drżącymi dłońmi wybrałam numer Harry’ego i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Odebrał po kilku sygnałach, które wydawały się być wiecznością.
- Co się stało? – spytał zdenerwowanym głosem. Nigdy nie zdzwoniłam wcześniej niż po 22.
- Harry… - słysząc jego głos rozpłakałam się jeszcze bardziej – Proszę cię, przyjdź tu!
Lecz zamiast odpowiedzi w słuchawce panowała głucha cisza. Skryłam twarz w dłoniach, a po policzkach ciekły mi strużki łez. Jedne czego chciałam to jego ciepłe ramiona i zapewnienie, że mimo wszystko będzie dobrze. Po kilku minutach wróciłam do pokoju, w którym nie było już tamtego mężczyzny. Odetchnęłam z ulgą. Teraz modliłam się o to, żeby Mitch nie dowiedział się co zrobiłam…
Nagle drzwi otworzyły się w wielkim hukiem, a w progu stanął Harry! Otworzyłam szerzej oczy, ale nim zdążyłam coś powiedzieć chłopak złapał mnie za rękę i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Harry, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam zdezorientowana, mimowolnie opierając się jego silnym ramionom.
- Jak to co?! Uciekasz z tego piekła! – gdy usłyszałam te słowa momentalnie przestałam płakać, a na twarzy pojawił się cień waleczności.
Styles pociągnął mnie za rękę, a ja przyśpieszyłam kroku i wybiegliśmy na parking zalany słońcem. Chłopak szybko pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym sam zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i wycofał, wyjeżdżając na zatłoczoną ulicę. Byłam wolna…

Coś w sercu podpowiadało mi, że zostałam nagrodzona, za to, iż się nie poddałam. Dokonałam wyboru i wytrwałam do końca walki.
(Paulo Coelho)

Chaba Baba

_______________________________________

UWAGA! WAŻNE!

Czy możecie mi powiedzieć dlaczego nie komentujecie? Nie podobają Wam się Imaginy? Uważacie, że nie jesteśmy dobrami pisarkami? Bo ja już sama naprawdę nie wiem... 
Nie chodzi o to, że jestem jakąś nad ambitną blogerką, która chce mieć pod każdym postem po 100 komentarzy, ale kilka szczerych opinii naprawdę wystarczy, żeby przekonać autora, że to, co robi ma sens. A tutaj kompletnie tracimy wiarę w siebie i swoje umiejętności...
Doskonale wiecie, że to właśnie Wasze opinie motywują nas do dalszego tworzenia i umieszczania tutaj prac. Nawet nie wiecie ile radości daje nam czytanie Waszych komentarzy, to jest uczucie nie do opisania, coś wspaniałego, wiedząc, że ktoś CZYTA nasze Imaginy. Smuci mnie fakt, że statystyka rośnie, a liczba komentarzy stoi w miejscu. Jestem rozgoryczona i nie wiem jak zaradzić temu problemowi, a to naprawdę boli i spędza mi sen z powiek. Nie chcemy rezygnować z bloga, ani z pisania, bo to jest to, co kochamy najbardziej, odskocznia od rzeczywistości,  nasz mały, idealny świat. 

Nigdy nie chciałam tego robić, ale zostałam zmuszona. I uwierzcie, nie robię tego z przyjemnością. Ale bardzo chciałabym zobaczyć, czy zależy wam na blogu... i na nas.

 MINIMUM 5 KOMENTARZY = KOLEJNY IMAGIN 

Pamiętajcie! Bez Was nie ma nas!

6 komentarzy:

  1. genialny rozdział, fajnie piszesz. czekam na następny!!

    zapraszam do siebie . http://wlasnietutaj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Niekonwencjonalny, niepowtarzalny i pomysłowy - czyli zawiera wszystkie cechy dobrego imagina ;) Niezwykle mnie zaciekawiłaś i czekam niecierpliwie na kolejną cześć! Miło tak na chwilę oderwać się od rzeczywistości.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Świetne! Naprawdę dobra robota! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowicie !
    czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy:) czekam na dalszy rozwoj akcji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne ! Czekam na następną część !!! <3

    OdpowiedzUsuń