Chciałabyś, żeby miłość dowiodła ci, że istnieje? Nie tędy
droga. To ty masz dowieść, że istnieje.
- W jaki sposób?
-Zaufać.
(Eric-Emmanuel Schmitt)
Straciłam wszystko. W jednym
momencie los zakpił sobie ze mnie i wylał wiadro zimnej wody, uświadamiając, że
życie nie jest pięknym snem… Stałam na środku chodnika z walizką w ręce, która
była moim jednym dobytkiem. Nie posiadałam nic więcej poza paroma ubraniami,
gdyż dumę już dawno zdążyli mi odebrać. Nie miałam dokąd pójść. Nie mogłam…
Już od dawna nie posiadłam
rodziny. Zostawiłam ją ponad rok temu w Polsce, chcąc pokazać wszystkim
niedowiarkom, że marzenia się spełniają. Nie mogłam znieść myśli, że rodzice
nie akceptują moich planów na przyszłość, które wiązałam z wyjazdem do Londynu.
Zawsze próbowali pokazać mi, że lepiej znają się na życiu i nie mam czego
szukać w tym kraju. Że moje miejsce jest na studiach inżynierskich, że muszę wyjść
za mąż, a potem wieść normalne życie… jak wszyscy.
Właśnie tego najbardziej się
bałam. Monotonni. Że któregoś dnia ogranie i mnie. Z całych sił walczyłam o to,
żeby nigdy mną nie zawładnęła. I wydawało się, że jestem na finiszu… Zdobyłam
pieniądze na wyjazd do wymarzonego miasta, znajdując tam wcześniej pracę.
Opłaciłam mieszkanie oraz wysłałam dokumenty do kilku tamtejszych uczelni.
Wszystko, żeby przybliżyć się do spełnienia marzeń…
Życie nie jest sprawiedliwe.
Doskonale o tym wiedziałam. Więc dlaczego tak łatwo pozwoliłam omiatać się
przez zdradzieckie sidła zgubnego losu? Teraz to i tak było już nie ważne.
Straciłam pracę, wyrzucali mnie ze szkoły i z mieszkania. Chciałam przyznać
rację mamie, ale jej tu nie było. Może to nawet i lepiej? Nie musiałabym
wysłuchiwać kazań, które utwierdziłyby mnie w przekonaniu, że jestem
beznadziejna i nic w życiu nie osiągnę. Nie chciałam wracać do domu z
podkulonym ogonem. Po prostu nie mogłam!
Chociaż tak trudno było pogodzić się z porażką…
Przemierzałam zatłoczone ulice
Londynu ciągnąc za sobą swój cały dobytek. W kieszeni szeleściło kilkadziesiąt
funtów, ale, jak się okazało, nie wystarczyły one nawet na najtańszy hotel.
Czułam jak tracę wszystkie siły, że dłużej nie dam rady tego ciągnąć.
Próbowałam wziąć się w garść, znaleźć inną pracę, zakwaterować się chociażby w
jakimś motelu – na próżno. Wszyscy odwrócili się ode mnie tego dnia. Jak i
zawsze, kiedy próbowałam walczyć o coś, na czym cholernie mi zależało.
W końcu udałam się do jakiegoś
baru. Chciałam się opić, wydać wszystkie pieniądze i rzucić się w ramiona
zgubnego losu, który zaprowadził mnie aż tutaj – do miejsca gdzie marzenia
zaczęły się spełniać. Kochałam Londyn, mimo wszystko. I to, co działo się teraz
ze mną nie miało żadnego znaczenia. To miasto było i nadal jest po prostu
magiczne…
Siedziałam przy barze i popijałam
którąś z kolei butelkę piwa. Po czwartej straciłam rachubę czasu. Ale dziwnie
mi to nie przeszkadzało. W pewnym momencie zauważyłam, że dwie dziewczyny
siedzące po drugiej stronie baru przyglądają mi się z zaciekawieniem. Zawzięcie
szeptały coś do siebie nie spuszczając ze mną wzroku. Próbowałam udawać, że
mało mnie to obchodzi dopóki nie podeszły do mnie. Były ubrane o wiele za skąpo
jak na wczesną wiosnę, ich makijaż i strój mówiły same za siebie. Mimo
zamroczonego umysłu domyśliłam się, kto przede mną stoi.
- Potrzebujesz pomocy – to nie
było pytanie to było stwierdzenie
- A co cię to obchodzi?! –
odburknęłam jednej z nich pochylając się nad prawie pustą butelką
- Wyszczekana – odpowiedziała
druga – Nadaje się idealnie…
- Jest za młoda – skarciła ją
koleżanka, ale długo się nie sprzeczały. Dziewczyna o kruczoczarnych włosach i
oczach spojrzała na mnie… z troską? – Mała, nie udawaj. Ktoś taki jak ty nie
przyszedłby tu, gdyby dobrze mu się powodziło. Dobrze znam życie i w i e m, że
potrzebujesz pomocy, czyż nie?
Spuściłam głowę, co miało
oznaczać potwierdzenie jej słów. Czarnooka uśmiechnęła się po czym zajęła
miejsce tuż obok mnie. Zamówiła dla nas po kieliszku Martini. To była dla mnie
zupełnie nowa sytuacja, nie czułam się dobrze, ale nie chciałam nic mówić…
- Jestem Marika – przedstawiła
się po chwili podając mi zadbaną dłoń z nienagannym manikiurem.
- {T.I}, miło mi poznać –
westchnęłam ściskając się z nią – Czy mogę wiedzieć o co tu chodzi?
- Dobrze, myślę, że już czas.
Postawię sprawę jasno: pomogę ci, jeśli ty możesz mnie.
- W jaki sposób? – zapytałam
zdezorientowana. Ona uśmiechnęła się przebiegle, ukazując rząd białych zębów. –
Nie mam pieniędzy, właśnie straciłam pracę i dach nad głową. Chyba źle wybrałaś
swoją „wspólniczkę”.
- A mnie się wydaje, że dokonałam
naprawdę świetnego wyboru – na jej twarz wkradł się tajemniczy uśmiech, a po
chwili przekazała mi propozycję nie do odrzucenia…
I tak właśnie trafiłam do agencji
towarzyskiej. Od tamtej pory miałam zarabiać na życie swoim własnym ciałem.
Propozycja złożona przez Marikę nie wydawała się kusząca, ale była jednym
sensowym wyjściem z sytuacji w jakiej się znalazłam. Poznałam tam kilka miłych
osób, a alfons okazała się młodym przystojnym mężczyzną, który przyjął mnie z
otwartymi ramionami. Kilka dziewczyn nie polubiło mnie od pierwszego spotkania,
ale starałam się to ignorować. Najważniejsze, że miałam dach nad głową,
jedzenie i pieniądze. Mimo że znalazłam się w burdelu, byłam „szczęśliwa”…
Jednak z każdym dniem moje
samopoczuciu ulegało pogorszeniu. Mężczyźni perfidnie mnie dotykali, całowali i
namawiali na erotyczne zabawy. A ja… byłam dziewicą. I nie chciałam stracić
tego z przypadkową osobą w brudnym, hotelowym pokoju. Mitch, mój alfons,
odmawiał każdemu, kto chciał się ze mną przespać, przekonując mnie, że zrobię
to kiedy tylko będę gotowa… Ale prawda była taka, że czekał na najlepszą
ofertę, najwyższą cenę jaką ktoś mógł dać za noc spędzoną u boku jego
najnowszego nabytku…
Z dnia na dzień żałowałam tego,
co zrobiłam. Pragnęłam tylko wydostać się z tego piekła i wrócić do Polski.
Jednak nie było mi to dane. Musiałam znosić pożądliwe spojrzenia i krępujący
dotyk. Jednak nadal byłam „nienaruszona”. Niczym prezent, czekałam na kogoś to
będzie na tyle odpowiedni, by mnie rozpakować. I dokładnie tydzień później taka
osoba zawitała do naszej agencji…
***
- A nie mówiłem, że Zayn poderwie
tą dziewczynę!? – krzyknął podekscytowany Lou biegnąc kilka metrów przed nami.
Wracaliśmy z klubu, a po pustych ulicach odbijał się głos chłopaka.
- Barwo, szaleńcze! – westchnąłem
przewracając oczami. Po co w ogóle zgodziłem się na ten zakład? Jakbym nie
wiedział, że wszystko co się rusza i jest płci przeciwnej nie oprze się
Malikowi. – I co teraz zamierzasz z tym zrobić?
- Na pewno nie puścić ci tego
płazem – zaśmiał się szatyn obejmując mnie ramieniem – Za to, że nie wierzysz w
możliwości naszych kolegów będziesz musiał słono za to zapłacić. Pomyślimy…
Szliśmy w ciszy, każdy pogrążony
w swoich myślach. Próbowaliśmy się wyciszyć po hałaśliwej imprezie i wrócić do
domu w miarę niezauważonymi. Poza tym jakoś nikt nie miał ochoty na rozmowy.
Ale to było tylko moje wrażenie i każdy zastanawiał się co wymyśli Tomlinson.
- Już wiem! – posłałem przyjacielowi
pytające spojrzenie, ale ten uśmiechnął się tajemniczo. Chwycił mnie za ramiona
i odwrócił w stronę jednego z budynków. W oczy uderzył mnie neonowy szyld
agencji towarzyskiej… - Proszę, oto twoje zadanie!
- Że co?! – wykrztusiłem
oszołomiony, ale chłopcy tylko zaczęli się ze mnie śmiać.
- Daj spokój, Styles, przecież nie
jesteś już prawiczkiem – zaśmiał się Zayn, który chwilę później posłał Liamowi
znaczące spojrzenie – Nie mów, że pękasz…
- I że niby z kim? – warknąłem
zrzucając z ramienia dłoń przyjaciela.
- No, na pewno nie z Lou –
odezwał się Niall, a reszta po raz kolejny wybuchła śmiechem. Posłałem im
mordercze spojrzenie, ale to praktycznie nie pomogło.
- Wybierz sobie jakąś panienkę,
zabaw się z nią, a potem porzuć, jak robisz to zawsze – instruował mnie Lou –
Żeby zaliczyć to zadanie przynieś nam jej stanik… Proste? Proste! No to widzimy
się rano.
Zostałem sam. Musiała minąć
naprawdę długo chwila zanim się opanowałem, a moje stopy zaczęły ciężko sunąć
po chodniku. W końcu dosięgnąłem klamki i naciskając ją pchnąłem mosiężne
drzwi.
W środku było ciemno i okropnie
śmierdziało. Z każdej strony otaczały mnie półnagie kobiety, które na jedno
skinienia placem były w stanie się dla mnie rozebrać. Przy stolikach siedzieli
pijany mężczyźni, którzy bez skrupułów dotykali swoje klientki. Poczułem jak
skręca mnie w żołądku. Chciałem uciec stąd jak najszybciej i zapomnieć, że
zgodziłem się na to wszystko.
Stanąłem na środku i przeszukałem
wzrokiem salę w poszukiwaniu tej odpowiedniej... Nagle dostrzegłem młodą
dziewczynę, która zupełnie odbiegała od reszty. Coś, jakaś tajemnicza siła
kazała mi zabiegać właśnie o nią. Stała za barem i starała się nie patrzeć na
to, co dzieje się wokół. Wychwyciłem jej spojrzenie, ale natychmiast mi
uciekła. Zacząłem działać. Podszedłem do loży gdzie siedział alfons.
- Szukam dziewczyny – zacząłem
ostro, chcąc by potraktował mnie poważnie.
- Chętnie, ale chyba cię nie
stać… chłopczyku – zaśmiał się, a w raz z nim dwie półnagie kobiety.
- Sądzę, że jestem wypłacalny – na
potwierdzenie tych słów wyciągnąłem z kieszeni rulonik pieniędzy. Mężczyzna ze
zdziwieniem zdjął okulary – Dziewczyna za barem. Ile?
Długo kłóciliśmy się o cenę, ale
po namowach alfons „sprzedał” mi dziewczynę za kilka tysięcy funtów. Kiedy
dostał pieniądze przeliczył je łapczywie po czym kazał jednej ze swoich
dziewczyn zaprowadzić mnie do osobnego pokoju. Usiadłem na łóżku i rozglądając się, pomyślałem: „Kurwa, Styles, w coś ty się do cholery
wpakował?!”
Moje przekleństwa przerwała ONA.
Pojawiła w drzwiach i niepewnym krokiem wkroczyła do pomieszczenia. Była
przerażona, a w jej oczach malował się strach. Obejmowała się ramionami. Jej
skromność we mnie uderzyła, nie wyglądała jak „koleżanki” w sali obok, a mimo
to pociągała mnie o wiele bardziej. Kilka minut trwaliśmy w kompletnej ciszy,
słychać było jedynie jej przyśpieszony oddech. Powoli wstałem i podszedłem do
niej. Jedną ręką objąłem ją w talii, lekko przyciągając, drugą przejechałem
delikatnie po zaróżowiałym policzku. Spojrzała na mnie swymi wielkimi oczyma, w
których wyczuwało się jedynie ból i strach. Zamarłem. Dziewczyna przysunęła się
bliżej i mnie pocałowała.
Z każdym pocałunkiem stawałem się
coraz odważniejszy, w końcu wylądowaliśmy na łóżku. Nie miałem pojęcia co
robię, po prostu chciałem to mieć z głowy... Ale oboje czuliśmy to samo.
Zniechęcenie i świadomość tego, że coś jest nie tak. W końcu oderwałem się ode
niej. Głośno dyszeliśmy, odsunęła się na bok łóżka i zaczęła płakać. Mina jaką
w tym momencie zrobiłem wyrażała wszystkie emocje: strach, chorą ambicje
współczucie, ale przede wszystkim współczucie. Byłem kompletnie zbity z tropu.
Okrążyłem łóżko i podszedł do niej, nie odzywając się, po prostu ją
przytuliłem. Siedzieliśmy tak kilka minut. Nie chciałem jej opuszczać. Była
taka zagubiona, samotna, nie pasowała do tego świata. Otarłem rękawem łzy z jej
policzków i szeptem, zapytałem:
- Aż tak źle całuję? – wybuchła niepohamowanym śmiechem, na co uśmiechnąłem się triumfalnie. To jedno zdanie
wystarczyło, by przełamać lody.
Nagle dziewczyna zaczęła
opowiadać mi swoją historię. Słuchałem jej przejęty nie mogąc pojąć, że to
wszystko stało się jednej osobie. Jej zrujnowane marzenia przybiły mnie do tego
stopnia, że zaczęłam zastanawiać się, co by było gdybym ja znalazł się w
podobnej sytuacji. Cały czas trzymała mnie za rękę, a ja obejmowałem ją
ramieniem, żeby dodać otuchy.
- I to wszystko, dlatego tu
jestem – westchnęłam pociągając nosem – Przepraszam, że zawracam ci tym głowę,
ale…
- Wszystko w porządku! Nawet nie
wiesz ile znaczy dla mnie taki gest – zawahałem się – Tak naprawdę wcale nie
chciałem tu przyjść, koledzy mnie zmusili…
- A może Louis? – zaśmiała się na
co ja spiorunowałem ją wzrokiem – Myślisz, że nie wiem kim jesteś? Kiedy tylko
tu wszedłeś od razu cię poznałam. I po głowie cały czas krążyła mi jedna myśl:
Co Harry Styles robi w burdelu!?
- Przegrywa zakład – zaśmiałem
się. Ale w tym momencie wcale nie przeszkadzało mi, że wrócę do domu jako
poległy. W tym momencie nie liczyło się nic. Tylko ona – Skoro znasz moje imię,
to chyba ja powinienem poznać twoje?
- {T.I} – przedstawiła się
podając mi dłoń, którą delikatnie pocałowałem. Zarumieniła się. – Nawet nie
wiesz jak miło cię poznać, Harry Stylsie.
I tak spędziliśmy wspólnie czas
do samego rana. Rozmawialiśmy i poznawali się lepiej. Z każdą chwilą czułem jak
zaczyna łączyć nas coraz silniejsza więź. Dowiedziałem się o {T.I} wielu
ciekawych rzeczy, a ona o mnie. Jeszcze nigdy nie czułem się tak swobodnie w
towarzystwie dziewczyny, która… zaczęła mi się podobać? Chyba traciłem powoli
zmysły. Ale nawet gdyby ona chciała tego równie mocno jak ja… przecież była tu
uwięziona. Niczym własność tego alfonsa…
- {T.I}, co dalej z tym zrobisz?
– spytałem łapiąc ją za rękę. Dziewczyna zrobiła głupią minę, ale ja tylko
pokiwałem głową – Wiesz o czym mówię. Mimo że znamy się tylko kilka godzin
jesteś dla mnie ważna i chcę cię chronić. Ale nie mogę robić tego tutaj,
każdego wieczoru. Ktoś mnie w końcu przebije…
- Nie martw się o mnie –
próbowała się uśmiechnąć, ale wszedł jej grymas – Poradzę sobie, planuję
ucieczkę. Dłużej tutaj nie wytrzymam. Zrobię wszystko żeby się stąd wyrwać.
- Przykro mi to mówić, ale jesteś
uwięziona. Jak kanarek w złotej klatce. Nie poradzisz sobie – moje słowa chyba
jeszcze bardziej ja przybiły, ale udawała twardą. Uśmiechnęła się promiennie i
chwyciła mnie za ręce.
- Będę próbować, dopóki starczy
mi sił. A teraz musisz już iść. Nasz czas się kończy. – rzeczywiście, przez
okno zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca. Pokiwałem niepewnie głową i
zacząłem zbierać swoje rzeczy. Już miałem wychodzić kiedy mnie olśniło!
- {T.I}, słuchaj… głupio mi o to
pytać, ale… Dasz mi swój stanik?
***
I tak przez następny tydzień
Harry spędzał ze mną noce. Z każdym dniem czułam się przy nim coraz lepiej.
Wydawało mi się, że znalazłam osobę, której tak długo poszukiwałam. Jakże było
to dziwne, że musiałam znaleźć się aż w burdelu, żeby uświadomić sobie, że to
właśnie ten zielonooki chłopak jest wszystkim czego mi potrzeba.
Może to było niedorzeczne, może
to było głupie, ale zakochałam się w nim. Miał wszystko, czego potrzebowałam. I
zawsze ofiarowywał mi samego siebie. Już 2 dni później pierwszy raz się
pocałowaliśmy i wyznali sobie miłość. Okazało się, że Harry również żywił mnie
tym pięknym uczuciem. Chociaż tak trudno było mi uwierzyć w to, że znalazł
swoją księżniczkę w burdelu…
Ale zawsze mówił mi, że jestem
inna i nigdy nie będę taka jak dziewczyny. „Tylko
moja” – powtarzał za każdym razem kiedy leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie
i słuchałam opowieści chłopaka o życiu sławnej osoby. Planowaliśmy też
ucieczkę. Plan był doskonały. Musieliśmy tylko czekać na odpowiednią okazję.
Niestety zapatrzona w swojego
chłopaka zapomniałam, że żyję w brudnym świecie, którym rządzi pieniądz. Mitch
dowiedział się, że Harry odwiedza mnie codziennie i pewien, że to moje
zdolności, umówił mnie z klientem. Myśląc, że to Hazza wpadłam do pomieszczenia
w skowronkach, a kiedy zobaczyłam, że na łóżku leży zupełnie obcy mężczyzna
zamurowało mnie.
W tym czasie on podszedł do mnie
i zaczął dotykać. Chciałam się wyrwać, ale był o wiele za silny. Wziął mnie na
ręce i rzucił na łóżko, po czym przygniótł swoim ciałem. Płakałam i krzyczałam,
ale to okazało się zgubne. Mężczyzna przysłonił mi twarz dłonią i zaczął
ściągać ze mnie ubrania. Nie mogąc dłużej tego znieść zebrałam się w sobie i
uderzyłam go z całej siły. Kiedy ten zwijał się z bólu zeskoczyłam z łóżka i
uciekłam do łazienki.
Drżącymi dłońmi wybrałam numer
Harry’ego i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Odebrał po kilku sygnałach, które
wydawały się być wiecznością.
- Co się stało? – spytał
zdenerwowanym głosem. Nigdy nie zdzwoniłam wcześniej niż po 22.
- Harry… - słysząc jego głos
rozpłakałam się jeszcze bardziej – Proszę cię, przyjdź tu!
Lecz zamiast odpowiedzi w
słuchawce panowała głucha cisza. Skryłam twarz w dłoniach, a po policzkach
ciekły mi strużki łez. Jedne czego chciałam to jego ciepłe ramiona i
zapewnienie, że mimo wszystko będzie dobrze. Po kilku minutach wróciłam do
pokoju, w którym nie było już tamtego mężczyzny. Odetchnęłam z ulgą. Teraz
modliłam się o to, żeby Mitch nie dowiedział się co zrobiłam…
Nagle drzwi otworzyły się w
wielkim hukiem, a w progu stanął Harry! Otworzyłam szerzej oczy, ale nim
zdążyłam coś powiedzieć chłopak złapał mnie za rękę i zaczął kierować się w
stronę wyjścia.
- Harry, co ty wyprawiasz?! –
krzyknęłam zdezorientowana, mimowolnie opierając się jego silnym ramionom.
- Jak to co?! Uciekasz z tego
piekła! – gdy usłyszałam te słowa momentalnie przestałam płakać, a na twarzy
pojawił się cień waleczności.
Styles pociągnął mnie za rękę, a
ja przyśpieszyłam kroku i wybiegliśmy na parking zalany słońcem. Chłopak szybko
pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym sam zajął miejsce kierowcy. Odpalił
silnik i wycofał, wyjeżdżając na zatłoczoną ulicę. Byłam wolna…
Coś w sercu podpowiadało mi, że zostałam nagrodzona, za to, iż się nie
poddałam. Dokonałam wyboru i wytrwałam do końca walki.
(Paulo Coelho)
Chaba Baba
_______________________________________
UWAGA! WAŻNE!
Czy możecie mi powiedzieć dlaczego nie komentujecie? Nie podobają Wam się Imaginy? Uważacie, że nie jesteśmy dobrami pisarkami? Bo ja już sama naprawdę nie wiem...
Nie chodzi o to, że jestem jakąś nad ambitną blogerką, która chce mieć pod każdym postem po 100 komentarzy, ale kilka szczerych opinii naprawdę wystarczy, żeby przekonać autora, że to, co robi ma sens. A tutaj kompletnie tracimy wiarę w siebie i swoje umiejętności...
Doskonale wiecie, że to właśnie Wasze opinie motywują nas do dalszego tworzenia i umieszczania tutaj prac. Nawet nie wiecie ile radości daje nam czytanie Waszych komentarzy, to jest uczucie nie do opisania, coś wspaniałego, wiedząc, że ktoś CZYTA nasze Imaginy. Smuci mnie fakt, że statystyka rośnie, a liczba komentarzy stoi w miejscu. Jestem rozgoryczona i nie wiem jak zaradzić temu problemowi, a to naprawdę boli i spędza mi sen z powiek. Nie chcemy rezygnować z bloga, ani z pisania, bo to jest to, co kochamy najbardziej, odskocznia od rzeczywistości, nasz mały, idealny świat.
Nigdy nie chciałam tego robić, ale zostałam zmuszona. I uwierzcie, nie robię tego z przyjemnością. Ale bardzo chciałabym zobaczyć, czy zależy wam na blogu... i na nas.
MINIMUM 5 KOMENTARZY = KOLEJNY IMAGIN
Czy możecie mi powiedzieć dlaczego nie komentujecie? Nie podobają Wam się Imaginy? Uważacie, że nie jesteśmy dobrami pisarkami? Bo ja już sama naprawdę nie wiem...
Nie chodzi o to, że jestem jakąś nad ambitną blogerką, która chce mieć pod każdym postem po 100 komentarzy, ale kilka szczerych opinii naprawdę wystarczy, żeby przekonać autora, że to, co robi ma sens. A tutaj kompletnie tracimy wiarę w siebie i swoje umiejętności...
Doskonale wiecie, że to właśnie Wasze opinie motywują nas do dalszego tworzenia i umieszczania tutaj prac. Nawet nie wiecie ile radości daje nam czytanie Waszych komentarzy, to jest uczucie nie do opisania, coś wspaniałego, wiedząc, że ktoś CZYTA nasze Imaginy. Smuci mnie fakt, że statystyka rośnie, a liczba komentarzy stoi w miejscu. Jestem rozgoryczona i nie wiem jak zaradzić temu problemowi, a to naprawdę boli i spędza mi sen z powiek. Nie chcemy rezygnować z bloga, ani z pisania, bo to jest to, co kochamy najbardziej, odskocznia od rzeczywistości, nasz mały, idealny świat.
Nigdy nie chciałam tego robić, ale zostałam zmuszona. I uwierzcie, nie robię tego z przyjemnością. Ale bardzo chciałabym zobaczyć, czy zależy wam na blogu... i na nas.
MINIMUM 5 KOMENTARZY = KOLEJNY IMAGIN
Pamiętajcie! Bez Was nie ma nas!
genialny rozdział, fajnie piszesz. czekam na następny!!
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie . http://wlasnietutaj.blogspot.com/
Hmm... Niekonwencjonalny, niepowtarzalny i pomysłowy - czyli zawiera wszystkie cechy dobrego imagina ;) Niezwykle mnie zaciekawiłaś i czekam niecierpliwie na kolejną cześć! Miło tak na chwilę oderwać się od rzeczywistości.. ;)
OdpowiedzUsuńWow! Świetne! Naprawdę dobra robota! <3
OdpowiedzUsuńNiesamowicie !
OdpowiedzUsuńczekam na ciąg dalszy :)
Ciekawy:) czekam na dalszy rozwoj akcji.
OdpowiedzUsuńGenialne ! Czekam na następną część !!! <3
OdpowiedzUsuń