I can tell you there's no
place we couldn't go
Moje serce jeszcze nigdy nie biło
tak szybko i gwałtownie. Próbowałem skupić się na jeździe, ale myśli nadal
krążyły wokół tego, co przed chwilą zrobiłem. Przecież to było jedyne wyjście,
nie miałem wyboru. Ile jeszcze miałem bezczynnie patrzeć jak dziewczyna, którą
pierwszy raz szczerze pokochałem, cierpi? Jak codziennie musi znosić na swoim
ciele ręce obcego faceta?! Mydliło mnie na samą myśl, że ktoś poza mną mógł
obejmować jej wątłe ciało. Kiedy byliśmy wystarczająco daleko od burdelu,
pierwszy raz od tego czasu spojrzałem na {T.I}. Siedziałam skulona na siedzeniu
i nerwowo bawiła się rąbkiem bluzki.
- Wszystko w porządku? – spytałem
świadom tego, że to pytanie nie jest na miejscu. Ale tylko to byłem w stanie
powiedzieć. Przeżywałem to wszystko nie mniej niż ona.
- … Tak, teraz już tak – szepnęła
odwracając się w moją stronę. Uśmiechnęła się promiennie, a w jej oczach
zaczęły tańczyć iskierki – Dziękuję ci Harry. Za to, że przyszedłeś wtedy, że
wybrałeś właśnie mnie. Za to, że mnie uratowałeś i za to, że mnie kochasz…
Złapałem ją za rękę i mocno
ścisnąłem. Moje serce biło tylko i wyłącznie dla niej. Czułem jak z każdą
chwilą byłbym w stanie poświęcić dla niej wszystko. Wydawało mi się, że przez
ten jeden gest, jej oddech stał się spokojniejszy. Ostatni raz posłałem jej
przelotne spojrzenie po czym z powrotem przeniosłem wzrok na jezdnie.
- Teraz już wszystko będzie
dobrze – szepnąłem. Nawet nie do niej lecz sam do siebie, by przekonać się w
tym, że to, co zrobiłem było prawidłowym posunięciem i jej serce warte jest
naprawdę wiele.
Przed zachodem słońca stanęliśmy
pod naszą posiadłością. Wcześniej opowiedziałem chłopakom wszystko co stało się
między nami. Chciałem by mnie zrozumieli i poprali mój pomył – nie pomyliłem
się. Jako prawdziwi bracia wspierali mnie we wszystkim. Wspólnie uznaliśmy, że
wszystko to, co się stało można uznać ze „szczęście w nieszczęściu”. Zaraz po
telefonie {T.I} wiedziałem co będzie dalej. Już dawno chciałem ją stamtąd
zabrać, dlatego poprosiłem chłopców żeby nie zajmowali jej pytaniami czy
głupimi spojrzeniami. Chciałem żeby poczuła, że są z nami i nas wspierają.
- Gdzie jesteśmy? – spytała
rozglądając się po okolicy.
- U nas, w domu – odparłem
spokojnie i nim zdążyła jakoś zareagować, otworzyłem przed nią drzwi i pomogłem
wysiąść. Mocno złapała się mojego ramienia. Uspokoiłem ją, zapewniając, że
nigdzie indziej nie będzie jej lepiej i weszliśmy do środka.
W salonie siedziała cała czwórka,
wszyscy wyglądali na poddenerwowanych i czekali na dalszy rozwój wydarzeń.
Pierwszy zauważył nas Liam. Zapatrzony w {T.I} wstał z kanapy. W jego ślady
poszła reszta.
- Jesteśmy… – szepnąłem z ulgą.
Wreszcie mogłem odetchnąć. Wreszcie byłem w domu, z ukochaną dziewczyną u boku.
Objęłam ją i powoli weszliśmy do pomieszczenia. Dziewczyna zachowywała się
niczym dzikie, przestraszone zwierzę. Posadziłem ją na fotelu, długo nie
chciała puścić mojej koszuli.
- Cześć {T.I} – pierwszy odezwał
się Louis. Powoli podszedł do dziewczyny i podał jej rękę – Jestem Lou
Tomlinson.
- Hej Lou, bardzo miło mi cię
poznać – {T.I} uśmiechnęła się jak to miała w zwyczaju i uścisnęła rękę
chłopaka. Potem po kolei każdy z zespołu zaczął się przedstawiać. Chwilę
później śmiała się w niebogłosy
słuchając wypowiedzi chłopaków. W ręce trzymała kubek z gorącą herbatą, który
niebezpiecznie przechylał się raz w jedną raz w drugą stronę. Po dawnej {T.I}
nie było już śladu. Była teraz normalną nastolatką, która ciszy się życiem.
Kiedy Niall częstował ją swoim jedzeniem,
a Louis opowiadał te sławne kawały, ja stałem oparty o kolumnę i przypatrywałem
się wszystkiemu z zadowoloną miną. W pewnym momencie pojawił się przy mnie
Liam.
- Dobrze, że to zrobiłeś –
szepnął podążając za mną wzrokiem – To naprawdę wspaniała dziewczyna.
Pokiwałem tylko głową, a na moją
twarz wkradł się uśmiech kiedy {T.I} zjadła przed nosem Nialla ostatnie
ciastko. Liam tylko mi zawtórował, a Horan zrobił obrażoną minę. Przyjaciel
położył mi dłoń na ramieniu i jeszcze raz pokazał, że jest ze mnie dumny. Dumny
z nas. I z naszej miłości…
I don't wanna lose you now
I'm lookin' right at the
other half of me
Wieczorem chłopcy chcieli wyjść
na miasto, ale ja odmówiłem świadom, że {T.I} będzie wolała zostać w domowym
zaciszu. Lou trochę się spierał, mówiąc, że bardzo podoba mu się wygrywanie ze
mną zakładów, ale ja udałem, że puszczam tę uwagę mimo uszu. Roześmiał się tylko
po czym zmierzwił mi włosy. Kiedy był już w porogu posłał mi przyjacielski
uśmiech:
- Uważaj na nią – spojrzałem na
niego pytająco – Bo od teraz trzymasz w ramionach cały swój świat.
Podziękowałem mu bez słowa, a
kiedy wyszli zamknąłem drzwi na klucz. Gasząc wszystkie światła na parterze
popędziłem do swojego pokoju, w którym spędziliśmy ostatnie kilka godzin.
Stanąłem w progu z ogromnym uśmiechem. To, co działo się teraz w moim sercu nie
dało się opisać słowami. {T.I} wylegiwała się w łóżku oglądając jeden z albumów
od fanów. Zająłem miejsce obok niej i objęłam ramieniem całując we włosy.
Dziewczyna spojrzała na mnie i pokazała kilka zdjęć, które najbardziej się jej
spodobały. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie widziałem tak
dużych i pięknych oczu. Jakby czytając w moich myślach {T.I} zaśmiała się.
- Mówiłem ci, że jesteś piękna? –
spytałem, ale zamiast odpowiedzi poczułem słodki samek jej ust. Pogłębiłem
pocałunek kładąc się na niej i obejmując ją mocno. Dziewczyna jęczała cichutko,
jakby prosząco o więcej. Włożyłem ręce pod jej bluzkę i zacząłem jeździć po jej
brzuchu. {T.I} delikatnie drapała mnie po plecach, co powodowało u mnie
ekstazę.
Oderwałem się od niej na chwilę i
spojrzałem głęboko w jej magnetyczne oczy. Wiedziała o co pytam. Po prostu
pokiwała głową, a na jej twarzy zagościł lekki uśmiech. Wpiłem swoje usta w jej
malinowe wargi i powoli zacząłem ściągać z niej ubrania. {T.I} nie była mi
dłużna i powoli zatraciliśmy się w przyjemności. Jej oddech omiótł moją szyję,
jej ręce zaplątały w moje włosy i zbliżyła swoją twarz do mojej. Chwilę
stykaliśmy się czołami. Mógłbym przysiąść, że widziałem w jej oczach tańczące
płomienie. Kochała mnie, była moja, chciała nią być…
Zrobiliśmy to. Tak jak obydwoje
chcieliśmy. Nie dlatego, że ktoś nam kazał, że zostaliśmy do tego przymuszeni
przez ludzi, których nie obchodziło co dzieje się w naszych sercach.
Pragnęliśmy siebie i to co działo się wtedy między nami było niczym magia. Jej
delikatne dłonie głaskały moje rozgrzane ciało, moje usta błądziły po każdym
zakamarku jej jedwabistej skóry. Czułem, że w tej chwili znalazłem swoje
miejsce na ziemi. I nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia. Bo mięliśmy
siebie… Nareszcie.
***
Show me how to fight for now
And I'll tell you, baby, it
was easy
Promienie słońca, które nieśmiało
zaglądały do sypialni oświetliły moją twarz. Powoli uchyliłam oczy, modląc się,
aby to wszystko co stało się wczoraj nie było tylko snem. Mimo że
najpiękniejszym jaki do tej pory miałam. Na mojej twarzy zagościł duży uśmiech
i niewysłowiona ulga, kiedy ujrzałam przed sobą spokojną twarz śpiącego
Harry’ego. Powoli, tak żeby go nie obudzić podniosłam jego ramię i wślizgnęłam
się pod nie. Od razu uderzył mnie jego zniewalający zapach. Przytuliłam się do
jego torsu marząc, by ta chwila trwała wiecznie. Przy nim zapomniałam o tym, co
przeżyłam do tej pory. Przeszłość nie była ważna, bo miałam przed sobą coś o
wiele ważniejszego – przyszłość.
- Dzień dobry, księżniczko –
Harry zamruczał całując mnie w czubek głowy – Jak się spało.
- Wyśmienicie – odparłam po czym
szybko cmoknęłam go w usta – Czy zdajesz sobie sprawę, jakie masz cholernie
wygodne łóżko?
- Mamy – poprawił mnie szybko –
Mamy. Tak kochanie, wybierałem je bardzo starannie, żeby sprostało wymaganiom
tak wspaniałej księżniczki jak ty…
Po raz kolejny tego dnia
zaśmiałam się serdecznie. Przez te dwa dni spędzone z chłopcami na mojej twarzy
więcej razy gościł uśmiech niż przez ostatnie kilka miesięcy. Czyż nie tak
wygląda niebo?
Wylegiwaliśmy się w łóżku jeszcze
kilkanaście minut po czym udaliśmy się do kuchni na śniadanie. Chłopcy musieli
naprawdę dobrze się bawić, bo mimo zbliżającego się południa żaden z nich nie
wstał. Harry przygotował swój specjał – naleśniki z syropem, po czym
zasiedliśmy przed telewizorem żeby oglądając poranne kreskówki i skonsumować śniadanie.
Potem powstawiali chłopcy i wraz
z nimi spędziłam cudowne godziny. Mimo że cały zespół miał kilka dni wolnego po
południu ktoś z branży zadzwonił, że szybko muszą zjawić się w studiu. Harry
nie chciał mnie zostawić, ale go przekonałam. Obiecując, że wróci jak tylko będzie
mógł wyszedł nieśpiesznie. Kiedy w domu byłam sama, w pokoju Liama znalazłam
kilka ciekawych książek, które zaczęłam czytać.
Nie panując nad czasem nawet nie
zauważyłam, że na dworze się ściemniło, a w domu pojawił się Harry! Zastał mnie
w swoim pokoju zaczytaną w jedną z książek fantasy. Z uśmiechem wszedł do
środka i obdarzając pocałunkiem wręczył duży pakunek.
- A co to takiego? – spytałam,
zaglądając do środka.
- Wiem, że zostawiłaś wszystkie
swoje rzeczy w… agencji – chłopak wypluł to słowo – Więc na dobry początek
kupiłem ci coś nowego…
Z torby wyciągnęłam przepiękną,
białą sukienkę z odkrytymi plecami, marynarkę i czarne sandałki na obcasach.
Zachwycona i onieśmielona jednocześnie rzuciłam się mu na szyję.
- Poza tym nie byliśmy jeszcze na
pierwszej prawdziwej randce. Co powiesz na dzisiaj? – pokiwałam z zadowoleniem
głową – W takim razie czekam na ciebie na dole. Zejdź, kiedy tylko będziesz
gotowa.
Kiedy Harry opuścił pokój od razu
zrzuciłam z siebie za duże dresy chłopaka i włożyłam to, co sam mi przed chwilą
kupił. Wszystko prezentowało się po prostu idealnie. W łazience poprawiłam
tylko włosy, gdyż nie byłam w posiadaniu żadnych kosmetyków. Po kilku minutach
byłam gotowa do wyjścia.
I couldn't get any bigger
With
anyone else beside me
Zeszłam do holu, gdzie stał mój
chłopak. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą. Jego zielone tęczówki
błyszczały niczym najjaśniejsza gwiazda. Uśmiechnęłam się spuszczając głowę.
Harry złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Wyglądasz pięknie – szepnął mi
do ucha po czym delikatnie pocałował – Kocham cię {T.I} i chcę żebyś wiedziała
o ty zawsze.
Pokiwałam nieznacznie głową
rumieniąc się. Styles wskazał tylko głową na drzwi i nie puszczając mojej dłoni
udaliśmy się do samochodu. Po kilkunastu minutach podróży byliśmy w
ekskluzywnej restauracji. Po zajęciu stolika i zamówieniu dań pochłonęliśmy się
w rozmowie. Mogliśmy rozmawiać o wszystkim, nigdy nie brakowało nam tematów. To
była jedna z tych cech, które w nim kochałam – otwartość. Właśnie opowiadaliśmy
sobie najśmieszniejsze momenty z naszego życia, kiedy Harry niepokojąco
spochmurniał. Przerwał swoją wypowiedź, a wzrok utkwił gdzieś za mną.
- Harry, co się dzieje? –
spytałam zaniepokojona, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Postanowiłam się odwrócić
i zaczęłam rozglądać się po sali.
Nagle moje oczy napotkały dwójkę
mężczyzn, którzy siedzieli kilka stolików dalej, prowadzili ożywioną dyskusję i
cały czas patrzyli w naszą stronę. Jeden z nich zobaczył, że im się przyglądam,
powiedział coś drugiemu, który po chwili również na mnie popatrzył. Uśmiechnął
się, a ja poczułam jak serce staje mi w piersi.
Szybko odwróciłam się w stronę
Harry’ego który patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Za plecami usłyszałam
jak owa dwójka wstaje i kieruje się w stronę naszego stolika. Posłałam
przerażone spojrzenie chłopakowi.
- Mój Boże, Harry… - szepnęłam.
***
And I can't help but stare,
cause
I see truth somewhere in
your eyes
Siedziałem jak na szpilkach.
{T.I} patrzyła na mnie przerażonymi oczami. Lecz ja byłem równie przestraszony
co ona. Mężczyźni podeszli do naszego stolika i stanęli tak, żebyśmy nie mogli
uciec. Jeden z nich stanął za mną i położył wielką rękę na moim ramieniu. Drugi
zbliżył się do {T.I} i pochylił się nad jej twarzą.
- A kogóż my tu mamy? – spytał
wypuszczając na nią dym papierosowy. Dziewczyna wykrzywiła się, ale nadal nie
odpowiedziała – Kochanie, przecież wiesz, że bardzo nieładnie jest uciekać.
- A czy wiesz, Mitch, że to
bardzo nieładnie trzymać kogoś wbrew jego woli, niczym zwierzę? – wysyczała mu
prosto w twarz, bez żadnych emocji.
Alfons stał chwilę osłupiały po
czym poderwał się, złapał {T.I} za twarz i przybliżył się do niej na
niebezpiecznie bliską odległość. Zacząłem się szarpać, ale dryblas, który mnie
trzymał, szybko mnie obezwładnił.
- Posłuchaj mnie ty mała dziwko!
Przez ciebie straciłem wiele pieniędzy, dziewczyny zaczęły się buntować, a ja
prawie musiałem zamknąć klub! –
wrzeszczał na nią coraz mocniej zaciskając swoje łapska na jej delikatnej buzi
– Jesteś moja, słyszysz?! I nikt inny nie ma do ciebie prawa, suko! Skoro nie
możesz pracować dla nie to nie będziesz pracować dla nikogo. Zginiesz
niewdzięcznico!!!
Po roztrzęsionych policzkach
{T.I} zaczęły spływać łzy. Nie mogłem dłużej patrzyć jak to bydle robi jej
krzywdę. Poczułem wszechogarniającą mnie złość. Odepchnąłem od siebie osiłka i
rzuciłem się na alfonsa z pięściami. Zdezorientowany upadł na podłogę, a ja
zacząłem bić go po twarzy. Jak on śmiał tak nazwać moją miłość?! Jakim prawem
nazywał ją swoją własnością, skoro nawet ja nie miałem śmiałości tak powiedzieć,
a co dopiero obcy mężczyzna, dla którego była tylko towarem!?
W przypływie niepohamowanej
złości biłem alfonsa po twarzy i brzuchu. Z jego nosa i głowy sączyła się krew,
a sam próbował mi jakoś przeszkodzić – na próżno, z każdą chwilą stawał się coraz
słabszy.
- Harry, proszę, nie! – za
plecami usłyszałem rozpaczliwy głos {T.I}. Kiedy odwróciłem się w jej stronę,
Mitch wykorzystał moją nieuwagę i resztkami sił uwolnił się spod mojego ciała.
Wstał i na chwiejących się nogach
próbował do mnie podejść. Również podniosłem się z ziemi pokazując mi
zakrwawioną pięść. Jego towarzysz chciał mu pomóc, ale ten tylko powstrzymał go
gestem ręki. Mierzyliśmy się spojrzeniami, po czym na twarzy alfonsa pojawił
się szyderczy uśmiech.
- To jeszcze nie koniec. Jeszcze
się z wami policzę i zapłacicie za wszystko – drżącym placem wskazał na
zapłakaną {T.I} – A ty… skoro raz się stałaś dziwką, już zawsze nią będziesz.
Przy pomocy osiłka zaczął
zmierzać w stronę wyjścia. W tym czasie ja złapałem {T.I} za rękę i wybiegłem z
nią na parking. Wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon wyjechałem na jezdnię.
Dziewczyna cała się trzęsła, a po jej policzkach nieprzerwanie płynęły łzy.
Chciałem ją dotknąć, ale moja ręka była we krwi. Ledwo panowałem na kierownicą,
mimo że ulice były puste bałem się, że nie dojedziemy do domu w jednym kawałku.
Jedno było pewne. To nie był
koniec – to był dopiero początek. Mitch nie rzucił tych słów na wiatr.
Doskonale wiedział co mówił. Jeśli ktoś taki jak on chce zemsty, to prędzej czy
później będzie ją miał. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego i już wkrótce
mogliśmy się o tym przekonać. Bałem się o nas. Ale w szczególności o {T.I}. Za
wszelką cenę chciałem ją przed nim obronić. Ale nie miałem pojęcia jak!?
Dotarliśmy do domu. Dziewczyna
siedziała niczym sparaliżowana. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do środka.
Chłopaków nie było, co przyjąłem z niewysłowioną ulgą. Zaniosłem {T.I} do
mojego pokoju i położyłem na łóżku. Sam szybko otuliłem ją własnym ciałem.
Kiedy poczuła na sobie mój dotyk rozpłakała się niczym małe dziecko. Kołysałem
ją próbując uspokoić jej roztrzęsione ciało.
- Kocham cię Harry, przepraszam
za wszystko, ale tak bardzo cię kocham… – szeptała jak w amoku, a ja czułem,
jak w moich oczach zbierają się zły, kiedy {T.I} obwiniała się za to, co przed
chwilą się stało.
W końcu, wyczerpana płaczem
usnęła. Położyłem ją delikatnie na poduszkach i przykryłem kocem. Sam
podszedłem do okna. Niebo tej nocy było czyste i gwieździste. Westchnąłem
zrezygnowany. Dlaczego, do jasnej cholery, szczęście było w naszym przypadku
zabronione? Dlaczego nie mogłem nic zrobić, żeby dziewczyna, którą kochałem
całym swoim sercem była bezpieczna i szczęśliwa… Nie… jednak mogłem…
I can't ever change without
you
You
reflect me
Wyszedłem z pokoju tak, żeby nie
obudzić {T.I}. Usłyszałem, że chłopcy wrócili. Właśnie ich potrzebowałem.
Zszedłem na dół zapominając o tym jak wyglądam. Kiedy przyjaciele zobaczyli
mnie w takim stanie nie mogli wyjść z transu. A ja, jako ich brat po raz
kolejny opowiedziałem im wszystko to, co się wydarzyło.
Słuchali mnie uważnie, może nawet
za bardzo. Wyglądali niczym przybite psy, które ktoś wyrzucił z domu podczas
ogromnej nawałnicy. Ale nie było wyboru. Tak już jest, że jeśli jest taka
potrzeba trzeba coś poświęcić. A ja chciałem zrobić wszystko dla mojej miłości.
Byłem gotowy na wszystko.
- Harry… - zaczął niepewnie Liam
– Czy wszystko przemyślałeś?
Pokiwałem wyraźnie głową, żeby
nie mieli wątpliwości. Wszystkie za i przeciw. I to było jedne wyjście żebyśmy
mogli być razem… szczęśliwi. Żebyśmy choć na chwilę mogli zapomnieć co to
znaczy trwoga i strach. Louis nie wytrzymał panującej między nami ciszy i
rozpłakał się. Podbiegłem do niego i zaczęliśmy się przytulać. Chłopak łkał w
moje ramię, coraz mocniej mnie obejmując.
- Harry, proszę, nie – jęczał, a
jego łzy moczyły mi ubranie – Nie możesz, co będzie z nami?
- Kocham was, chłopcy – poczułem
jak z moich oczu zaczyna płynąć ciecz – I zawsze będę, bez względu na wszystko.
Ale kocham też {T.I} i wiem, że to rozumiecie. Nawet nie wiecie jak mi jest
przykro, boli mnie serce, ale…
- Nic już nie mów – jęknął Zayn
kręcąc głową i pociągając nosem – Lepiej nic już nie mów…
Yesterday
is history
Tomorrow's
a mystery
Klęknąłem przy łóżku w którym
spała {T.I}. Delikatnie pocałowałem ją w usta, a jej oczy lekko się uchyliły.
Miała je podpuchnięte i czerwone od płaczu. Posłała mi pytające spojrzenie.
- Kochasz mnie? – pokiwała
twierdząco głową – I czy byłabyś gotowa zrobić wszystko dla tej miłości? –
znowu twierdząca odpowiedź. – Czy zaufasz mi właśnie teraz i dasz się
poprowadzić?
{T.I} chwyciła moją wyciągniętą
dłoń i wstała z posłania. Nadal miała na sobie sukienkę, którą jej kupiłem.
Splotłem w jedność nasze dłonie i pociągnąłem ją za sobą, trzymając w drugiej
dłoni walizkę. Wyszliśmy na dwór. Słońce powoli zaczynało wschodzić ponad
horyzont. Zacząłem zmierzać was stronę samochodu. Dziewczyna zatrzymała się
robiąc zdziwioną minę.
- Kocham cię i właśnie robię
najlepszą rzecz dla naszej miłości – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
Już się nie odezwała. Ona jako
jedyna osoba na tym świecie była w stanie zrozumieć mnie bez użycia słów.
Wsiedliśmy do samochodu. Odpaliłem silnik. Ostatni raz spojrzałem na nasz dom.
Już nigdy tu nie wrócę, już nigdy nie
spotkam moich przyjaciół, rodziny. A nawet jeśli, to w bardzo odległej
przyszłości, kiedy będę pewien, że naszej miłości nie grożą już żadne
niebezpieczeństwa.
Przeniosłem swoje spojrzenie na
{T.I} i chwyciłem ją za rękę. Samochód powoli toczył się w stronę autostrady. W
naszych oczach odbijała się czerwona kula, która wchodziła ponad miasto. Czułem
jej spokojny i opanowany oddech. Jakby godziła się na wszystko, co szykuje
teraz dla nas los.
Tak, zostawiłem za sobą cały swój
dobytek, wszystko co miałem do tej pory. Zostawiłem przeszłość. Ale tuż obok
siebie miałem coś więcej. Miałem swoją przyszłość…
And I just wanna see your
face light up since you put me on
So now I say goodbye to the
old me, it's already gone...
(Justin Timberlake – „Mirrors”)
Zaskoczone? Spodziewałyście się takiego zakończenia? Myślałyście, że Harry będzie zdolny posunąć się do, aż tak, drastycznych kroków? Cóż, myślę, że jest on żywym dowodem na to, że w miłości nie ma barier ani zahamowań, że dla ukochanej osobie jest się w stanie zrobić dosłownie wszystko. Ten Imagin miał Wam to pokazać. Mam nadzieję, że sprostałam Waszym wymaganiom! :)
Poza tym bardzo cieszę się, że zaciekawiła Was ta historia i z niecierpliwością czekałyście na kolejną część. Ta jest już ostatnia. Niestety? W sumie... zastanawiam się nad tym, czy nie napisać kolejnej. Co Wy na to? Chciałyście uczestniczyć dłużej w historii tej miłości? Wszystko zależy tylko i wyłącznie od Was!
zachęcam Was również do przesłuchania piosenki Justina, której fragmentów użyłam podczas pisania tego Imagina. Jest ona wspaniała i mnie uskrzydla. Już dawno nie słyszałam tak dobrego kawałka. Myślę, że po przesłuchaniu podzielicie moje zdanie :)
Życzę Wam udanej, pełnej słońca majówki i porządnego wypoczynku. A my na pewno podczas tych wolnych dni zaserwujemy dla Was jeszcze kilka historii!
Trzymajcie się ciepło! :*
PAMIĘTAJ!
KOMENTARZ = SZACUNEK DLA AUTORA I DALSZA MOTYWACJA!