Tego dnia w Londynie świeciło słońce, a
na niebie nie było ani jednej chmury, która mogłaby przeszkodzić w pięknej i
słonecznej pogodzie, trwającej do końca dnia. Wracałam właśnie ze szkoły, a
moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół pysznego obiadu i błogiego lenistwa
przed telewizorem, kiedy zostałam przez kogoś złapana za nadgarstek i
zatrzymana.
Niezadowolona z tego faktu obróciłam się
w stronę osoby, która to zrobiła i zamarłam. Przede mną, w całej swojej
okazałości, stał nie kto inny jak tylko Louis Tomlinson – członek One
Direction. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, czego może chcieć od zwyczajnej
dziewczyny, ktoś taki jak on? Poczułam jak serce staje mi w piersi, a w głowie
panuje kompletny mętlik.
- Potrzebuję pomocy! – szepnął
konspiracyjnie, zbliżając swoją twarz do mojej – Chłopcy zrobili mi kawał, zabrali
mi wszystkie pieniądze i komórkę, a potem zostawili tutaj samego. Nie mam jak
wrócić do domu... Czy mógłbym liczyć na twoje dobre serce?
Uśmiechnął się miło, składając ręce jak
do modlitwy. Wzruszyłam tylko ramionami i wyciągnęła z torebki portfel, w
którym znalazłam kilkanaście funtów. Nie byłam wielką fanką tego zespołu, co
wcale nie znaczyło, że go nie lubię, a ten chłopak nie wyglądał jakby sobie ze
mną żartował, więc postanowiłam, że zlituję się nad nim i ofiaruję mu te
pieniądze, żeby mógł wrócić do swojego domu, gdzie wiedzie idealne życie
światowej gwiazdy.
- Proszę, mam nadzieję, że ci się
przydadzą – uśmiechnęłam się podając chłopaki kilka banknotów
- Jesteś wspaniała!
– ucieszył się Louis, chowając pieniądze do kieszeni – Dziękuję, yyy…
Chciał wymówić
moje imię, ale niestety go nie znał. Poprawiłam torbę zwisającą z mojego
ramienia i wyciągnęłam przed siebie dłoń, którą chłopak po chwili uścisnął.
- {T.I}, miło
mi poznać – odpowiedziałam, czując jak po ciele przechodzi mi przyjemny dreszcz
- Jesteś
czwartą osobą, którą proszę o pomoc i pierwszą, która mi jej udzieliła –
uśmiechnęłam się tylko, mówiąc, że to nic takiego. Odparłam, że muszę wracać do
swoich spraw i obróciłam się zmierzając w stronę przejścia dla pieszych. Po
chwili usłyszałam za sobą krzyk Lou - To przeznaczenie!
Ostatni raz
spojrzałam w jego stronę, po czym uśmiechnęłam się lekko ironicznie, kiwając
głową. Przeznaczenie? Na pewno nie w moim przypadku! Następnie przeszłam na
drugą stronę ulicy, a kiedy spojrzałam w stronę, gdzie jeszcze kilka minut
tremu rozmawiałam z członkiem One Direction, nie było tam już nikogo…
Przemierzając
kolejne ulice miasta, dostałam wiadomość od swojej współlokatorki, która
prosiła mnie, bym po powrocie ze szkoły wstąpiła jeszcze do sklepu po coś
słodkiego, a potem sama przypomniałam sobie, że powinnam udać się jeszcze do
biblioteki, żeby oddać kilka zaległych książek, które nosiłam w torbie od
przeszło 2 tygodni.
Skręciłam w
kolejną uliczkę i skierowałam się w stronę sklepu spożywczego. Po kilku
minutach stałam przed półką z różnymi słodyczami, zastanawiając się, co mogły
byśmy zjeść dzisiejszego wieczoru podczas romantycznego filmu. W końcu
wrzuciłam do koszyka paczkę cukierków i czekoladę z orzechami.
- Na twoim
miejscu wziąłbym tę z truskawkami – o mało nie przewróciłam półki słysząc za
sobą trochę znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam, że przede mną stoi nie
kto inny jak Louis!
- Louis?! Co ty
tutaj robisz do cholery? – spytałam, bardziej zaskoczona, niż zezłoszczona jego
widokiem – Przecież miałeś jechać do domu! – tak naprawdę już zapomniałam o
tym, co wydarzyło się kilka godzin temu i ponowne spotkanie Tomlinsona było dla
mnie niemałym szokiem.
- To prawda,
ale stwierdziłem, że ważniejsze jest udowodnienie ci, że nasze spotkanie to
czyste przeznaczenie – odparł poruszając zabawnie brwiami, podążając krok w
krok za mną
- Och, dałbyś już
spokój – przewróciłam oczami, zmierzając w stronę kasy – Nie musisz nagrywać
jakieś płyty, czy coś?
- Aktualnie
muszę podążać za swoim przeznaczeniem – westchnęłam słysząc jego słowa, nie
odzywając się już więcej, gdyż stwierdziłam, że to i tak nie miało by sensu.
Zapłaciłam za
produkty i skierowałam się w stronę biblioteki, a Louis nie odstępował mnie
nawet na krok. Coraz bardziej zaczynało mnie denerwować, że śledzi mnie, niby
sławny, ale i tak natrętny, chłopak, który wziął sobie za cel honoru wyprowadzenie
mnie z równowagi. Kiedy dałam mu pieniądze, powinien jej wziąć, wsiąść do
najbliższej taksówki i wrócić, jak sam mówił, do domu. Nie wiem, po co dalej
tak bardzo chciał spędzać ze mną czas.
W końcu
zatrzymałam się gwałtownie, tak, że Lou, który szedł za mną, nieprzygotowany na
takie coś wpadł w moje plecy. Skrzyżowałam ręce na piersi i posłałam chłopaki
znaczące spojrzenie.
- Słuchaj… Lou.
Wiem, że na pewno jesteś mi wdzięczny za te pieniądze, ale nie musisz się aż
tak bardzo odwdzięczać. Cieszę się, że mogłam ci pomóc i to doceniasz, ale to,
co robisz jest ponad to, ile ci ofiarowałam. To nie jest przeznaczenie, mój
drogi, po prostu ci pomogłam i to wszystko…
Chłopak już
otwierał usta, ale pokręciłam tylko głową i nie czekając na więcej szybko
skierowałam się w stronę ulicy prowadzącej do budynku biblioteki. Kiedy byłam
na miejscu oddałam książki i wybierałam sobie kilka nowych. Między półkami
spotkałam też koleżankę z uczelni, która zaprosiła mnie na kawę do pobliskiej
kawiarenki. Zadowolona z jej propozycji, zgodziłam się bez namysłu. Kierując
się do kawiarni, z ulgą stwierdziłam, że Louis wreszcie zostawił mnie w spokoju
i odszedł. Z drugiej jednak strony poczułam się źle, że byłam dla niego niemiła
i mogłam sprawić mu przykrość.
Podczas rozmowy
z koleżanką nie mogłam skupić się na niczym innym, jak tylko na błękitnych
oczach Louisa oraz jego promiennym uśmiechu. W jednej chwili pożałowałam, że
odprawiłam go z kwitkiem, sprawiając tym samym, że nasze drogi już nigdy w
życiu mogłyby się ze sobą nie skrzyżować. Było mi szkoda, że nie było go ze mną
w bibliotece – może pomógłby mi wybrać jakąś wartą uwagi książkę albo polecił
jeszcze nieznanego przeze mnie autora? Teraz i tak było już na wszystko za
późno. Byłam smutna i zła, że zachowałam się w tak dziecinny sposób i
sprawiłam, że to, co mogło okazać się wspaniałą przygodą, na bardzo długi czas,
zakończyło się po kilku chwilach. W końcu nie codziennie zwykła dziewczyna z
uczelni spotyka na ulicy sławną osobę, która zaczyna się nią interesować po
paru minutach znajomości. A ja, jak zwykle zaprzepaściłam coś tak obiecującego…
Słońce powoli
chowało się za wysoki budynki, kiedy wolnym krokiem wracałam do domu, nadal
mając przed oczami twarz chłopaka, którego spotkałam kilka godzin temu. Byłam
już prawie pod domem, kiedy w jeden chwili zatrzymałam się i otwarłam szeroko
buzię. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom w to, co widziałam!
Na schodach
prowadzących do mojego mieszkania siedział wesoły Louis, który przebierał w
miejscu nogami i rozglądał się ciekawsko na boki. Dopiero po chwili zauważył,
że stoję przed nim i intensywnie mu się przyglądam, wyprostował się i
uśmiechnął.
- Louis, dobry
Boże, co ty tutaj robisz? – starałam się panować nad emocjami i nie pokazywać,
że jednak naprawdę cieszę się, że widzę go siedzącego na stopniach prowadzących
do mojego domu.
- Już ci
mówiłem, to przeznaczenie – uśmiechnęłam się tylko, pochylając głowę na prawą
stronę – I nie mam zamiaru tak tego zostawić, więc… Czy umówisz się ze mną w
sobotę?
- Jeśli się
zgodzę, to dasz mi w końcu spokój? – spytałam krzyżując ręce na piersi
- O nie! Wtedy
to dopiero się zacznie! – posłał mi jedno ze swoich najlepszych spojrzeń
Jeszcze raz
obejrzałam chłopaka od góry do dołu. Miał uroczy uśmiech i magnetyczne
spojrzenie. Wyglądał słodko, mając na sobie czerwone spodnie, koszulkę w paski
i białe trampki, spod których nie wystawały skarpety. Został obdarzony
wspaniałym uosobieniem, wielką cierpliwością, ale nie można mu było również
odmówić natarczywości. Jednak te wszystkie cechy sprawiały, że wydawał się w
moich oczach po prostu idealny…
- W takim razie
zgoda! – odparłam po chwili namysłu, po czym wspólnie z Lou zaczęliśmy się
śmiać.
Chaba Baba
__________________________________
Tak, to chyba powrót… a tak mi się
przynajmniej wydaje…
Nie wiem co mam powiedzieć, po prostu
brak mi słów na to wszystko, co działo się ze mną podczas ostatnich miesięcy.
Naprawdę NIE CHCIAŁAM zostawić bloga. Kochałam go, jak każde moje małe blokowe dzieło!
Próbuję znaleźć odpowiedź dlaczego zawiodłam, ale boję się, że nie muszę jej
szukać, bo tak naprawdę od samego początku wszystko wiedziałam…
Gdy wchodziłam na bloga co jakiś czas
widziałam, że go odwiedzacie! Naprawdę na niego wchodzicie i mimo że milczycie,
to jednak statystyka mówiła sama za siebie. Czy w takim razie byłybyście tak łaskawe
i ze skruszonym sercem mogłabym liczyć na Wasze wsparcie. Jeśli Was tu nie
będzie – ja nie mam czego szukać na blogu. To bardzo proste.
Niestety Lady Jocker już do nas nie
wróci. Nie pytałam jej o to, ale doskonale zdaję sobie sprawę, jaka byłaby jej odpowiedź.
Wiem też, że tematyka 1D przestała ją interesować, a przecież nie będę nikogo trzymać
bez jego dobrej woli. Ale nawet jeśli… jeśli tylko będziecie chciały, ja będę
się starać robić wszystko, żebyście ze mną zostały z przyjemnością tu wracały.
1. CZY
CZEKACIE NA KOLEJNE IMAGINY? CZY CHCECIE ŻEBY TEN BLOG DALEJ FUNKCJONOWAŁ?
CZY BĘDZIECIE TUTAJ ZAGLĄDAĆ?
JEŚLI CHCECIE, ŻEBYM TU DLA WAS BYŁA –
SKOMENTUJCIE!
2. JEST
KTOŚ CHĘTNY DO POMOCY W PROWADZENIU TEGO BLOGA? KTOŚ CHCIAŁBY ZOSTAĆ
ADMINKĄ I POMÓC MI ROZSŁAWIĆ NASZE IMAGINY? POTRZEBUJĘ DWIE DZIEWCZYNY,
KTÓRE KOCHAJĄ PISAĆ I CHCĄ WSPÓŁTOWARZYSZYĆ TEGO BLOGA RAZEM ZE MNĄ!
IMAGIN +
KRÓTKIE INFORMACJE O SOBIE (Jakie masz doświadczenia pisarskie, od kiedy
piszesz? Czy prowadziłaś już bloga? Wiek? Itp.) WYSYŁACIE NA ADRES IMAGINY.1DIRECTION@GMAIL.COM
Jeśli ktoś
miałby wątpliwości i jakieś zastrzeżenia:
Przeniosłam się
z tego bloga TUTAJ, gdzie zamieszczałam swoje posty znajdujące się
tutaj. Dlatego od razu prostuję: niczego nie skopiowałam ani nie ściągnęłam od nikogo!